Wojna domowa traktuje o losach tradycyjnej brytyjskiej rodziny początku XX wieku, której sielankowe życie mąci powrót syna marnotrawnego, spędzającego większość młodości na hulankach i swawolach w europejskich miastach. Bynajmniej nie jest on witany z otwartymi ramionami, głównie z powodu jego świeżo upieczonej żony, Larity - Amerykanki, zawodowego kierowcy wyścigowego, charakteryzującej się dość lekkimi obyczajami. Jej przybycie wywołuje wiele kontrowersji wśród członków zacnego rodu i jest przyczyną wielu zabawnych nieporozumień, które w końcu przeradzają się w tytułową wojnę domową.
Cała produkcja po brzegi wypełniona jest różnorodnymi gagami, będącymi prezentacją czysto brytyjskiego poczucia humoru. Najlepszym tego przykładem jest postać Pana Whittakera, tajemniczego osobnika, który sprawia wrażenie kompletnie wyalienowanego i nie zainteresowanego życiem familii (jego zaskakujące losy stopniowo poznajemy wraz z rozwojem fabuły). To właśnie on wraz ze swoimi ironicznymi komentarzami stanowi motor napędowy całego obrazu. Sukces tego bohatera jest również zasługą znakomitego Colina Firtha, który stworzył przekonującą kreację człowieka zgorzkniałego, całkowicie pozbawionego marzeń i w efekcie celu życia. Świetne poczucie humoru scenarzystów może być, paradoksalnie, przeszkodą dla potencjalnych widzów, którzy nie trawią wyspiarskich żartów, bądź też nie znają mentalności Brytyjczyków. Dlatego Wojna domowa kierowana jest głównie dla zainteresowanych realiami Zjednoczonego Królestwa.
Najnowsze dzieło Stephana Elliotta (twórcy m.in. Priscilli, królowej pustyni) jest, wbrew komediowemu rodowodowi, gorzkim rozliczeniem się z arystokratyczną Wielką Brytanią. Reżyser całkiem zgrabnie uwydatnia najgorsze przywary Brytyjczyków, bezlitośnie rozprawia się z ich bufonadą, mentalnością i zwyczajami. Czyni to na zasadzie kontrastu pomiędzy nowoczesną Laritą a zwolenniczką dawnego ładu - Panią Whittaker. Inne podejście zastosował w swoim filmie Robert Altman - on uraczył widzów o wiele głębszą i bardziej wiarygodną analizą stopniowej degradacji obyczajowej w kręgach elit. Świetny efekt osiągnął dzięki prostemu zabiegowi - porównał ze sobą dwa zupełnie odrębne światy - służących i szlachetnie urodzonych - i dał tym samym do myślenie nad upadkiem tradycyjnych wartości. Wojna domowa to także piękna opowieść o szukaniu prawdziwej miłości, celu egzystencji i zrozumienia w nieprzyjaznym środowisku. Na uwagę zasługują również malownicze krajobrazy, gustowna, bogata scenografia i stroje wyjęte żywcem z epoki, dzięki którym widz doskonale wczuwa się w niezapomniany klimat lat 20. XX wieku.
Wojna domowa, mimo że nie jest w swoim gatunku arcydziełem i nie może się równać (przynajmniej pod względem analiz społecznych) z Gosford Park, to całkiem nieźle radzi sobie z przenoszeniem wątków stworzonych przez Cowarda i naprawdę warto wybrać się na seans, i zobaczyć perypetie rodziny Whittakerów. Wszyscy, którzy oczekują po filmie Elliotta dobrego, inteligentnego humoru, interesującej fabuły, w miarę niezłego portretu arystokracji, nie powinni czuć się zawiedzeni.