Podejście do kolejnych projekcji filmowych jegomościa Quentina znacznie zmieniło sposób postrzegania - oczywiście postrzegania kolejnych dzieł wyżej wymienionego. Z początkowego dystansu przerodziło się w nastawienie na szeroko rozumianą "dobrą zabawę". W końcu Tarantino, który od lat młodzieńczych prześwietlał kinematografię we wszystkich jej kategoriach - nabył stosowną wiedzę. Ta z kolei zaowocowała wspomnianym zadowoleniem masowego (?) odbiorcy i przylepioną na stałe plakietką kultowości.
Próbując odnaleźć wspólny mianownik dla tematyki poruszanej w filmach Tarantino, na pierwszy plan mimowolnie wysuwa się słowo: gangster. Uwzględniając możliwe synonimy oraz powiązania. Od zmierzchu do świtu pod kątem głównych bohaterów nie stanowi jakiegokolwiek wyjątku. Dwaj bracia - Seth (George Clooney) i Richard (Quentin Tarantino) - pokwapili się na dosyć szybką mamonę, rabując bank i uśmiercając przy tym kilku stróżów prawa. Ostatecznym celem ucieczki i dobicia interesu staje się Meksyk. Pędząc pustynnymi bezdrożami wraz z kartą przetargową w osobie kasjerki, dosyć krwawo zaznaczają kolejne postoje. Niestety, zakładniczka niespecjalnie długo pełni swoje zadanie, jednak jej miejsce szybko zajmuje podróżująca rodzina. Jej głowa - Jacob Fuller (Harvey Keitel), pastor, który przeżywa załamanie wiary po śmierci żony oraz dwójka dzieci - Scott (Ernest Liu) i Kate (Juliette Lewis). Mało pacyfistyczne rozstrzygnięcia wynikają przede wszystkim z nieobliczalności i, delikatnie mówiąc, "zachwianej psychiki" Richarda. Mający na koncie morderstwa i gwałty, mimowolnie dąży do następnych. Na miejsce spotkania z meksykańskimi przyjaciółmi wybrano odosobnioną knajpę na pustyni, przyjmującą spragnionych gości "od zmierzchu do świtu". Miejsce zaznawania cielesnych uciech okazuje się być siedzibą wampirów, a jak łatwo wywnioskować - bohaterowie zostają wystawieni na krwawy survival.
To, co od początku przykuwa uwagę, a zarazem śmieszy, to postać, w którą wcielił się Tarantino. Wiarygodności postaci szaleńca dodaje błądzące spojrzenie oraz komiczne przedstawienie seksualnych fantazji na widok skąpo odzianej panny Lewis. Rola Clooneya trzyma się standardów przestępcy - nieustępliwy i potrafiący "dać po ryju" w razie konieczności, których bywa całkiem sporo (choć słowo "ryj" w wypadku krwiopijców wydaje się być nieodpowiednie). Pośród męskiej grupy odbiorców szczególny zachwyt (i wzmożony przepływ przywoływanego już nagminnie osocza) wywoła zapewne epizodyczny występ "z wężem" Salmy Hayek. Mitologicznym purystom z pewnością nie będzie odpowiadał sposób przedstawienia krwiopijców, których uśmiercenie odbiega od tradycyjnych metod. Jednak dostaniemy w zamian oryginalne konstrukcje z kija baseballowego i shotguna tworzących krzyż czy w końcu święconą wodę. Sama eksterminacja wampirów to kwintesencja groteskowych ujęć przemocy wedle wizji Tarantino.
Połączenie ze sobą sensacji, horroru, a przede wszystkim elementów komediowych, dało efekt pożądany - kino czysto rozrywkowe. Walające się tu i ówdzie członki ciała, dekapitacja, tryskająca krew - zamierzonym i oczywistym zwieńczeniem kolejnych egzekucji jest nader entuzjastyczna reakcja widza.