W ostatnim dniu roku 1999 Zosia obchodzi swoje 40. urodziny. Wiedzie idealne życie z drugim mężem Kubą i córką Florentynką. Dopada ją jednak kryzys wieku średniego. Pragnie być o kilkanaście lat młodsza i zastanawia się, co by było gdyby spotkała Kubę wcześniej. Wkrótce będzie mogła się o tym przekonać. Następnego ranka, Zosia budzi się w latach 80. u boku swojego byłego małżonka - Darka.
To mogła być naprawdę zabawna komedia. Konfrontacja Polski demokratycznej z PRL-em to doskonały pomysł na kulturowy złoty środek dla obsesyjnych zwolenników jednego z systemów. Machulski w pewien sposób stara się go znaleźć. Czasy współczesne przedstawia w sztucznej oprawie, a Komunizm objawia w formie beztroskiej idylli rządzącej się absurdami życia codziennego. Szkoda, że reżyser nie poszedł dalej w swoim rozumowaniu, a posługuje się jedynie stereotypami. Końcówka lat 80. jest wyidealizowana niczym z babcinych opowiastek. Nawet ludzie zachowują się inaczej niż w dzisiejszym wolnym kraju. Prawdopodobnie miał to być element moralizujący, lecz jest on nieprzekonujący. Główna bohaterka nawet twierdzi, że nie potrafimy się dziś cieszyć wolnością, ale w jej cudownym i bezcennym życiu są to słowa rzucone na wiatr.
Machulskiemu pozostało więc skoncentrowanie się na postaci Zosi, dla której wykreował feministyczną bajeczkę z wymarzonym księciem w roli drugoplanowej. Brakuje w niej jednak jasnej puenty. Od samego początku wiadomo, że kobieta chce odszukać swojego Kubę w gąszczu peerelowskich absurdów. Gonitwy za ukochanym są zatem bezcelowe, gdyż nie doprowadzają do jakichkolwiek zmian. Nie ma próby odkrycia pozytywów pierwszego małżeństwa, ani zaborczości i zarozumiałości swojego przyszłego partnera. Powrót do przeszłości staje się tym samym niepotrzebny. Jedynym zrozumiałym wątkiem jest zabawa w Boga i uratowanie babci od tragicznego wypadku (w tej roli znakomita Danuta Szaflarska), gdyż ich relacja jest jedną z najbardziej prawdziwych w całym filmie.
Widać również, że sam twórca zgubił się w historii jaką stworzył. Finał opowieści nic nam nie wyjaśnia. Nie dość, że bohaterka została znienacka przywołana do czasów współczesnych za pomocą terapii szokowej, to jeszcze nowe realia są praktycznie niezmienne. Dlatego Machulski tłumaczy tą egoistyczną podróż do PRL-u w formie zwykłego psikusa losu, tworząc z filmu jedynie ładną wydmuszkę i nic więcej.
A może właśnie tak miało być? W końcu absurdalny tytuł sugeruje, że prawdopodobieństwo otrzymania odpowiedzi jest duże. Reżyser natomiast bawi się z dzisiejszym widzem oczekującym od współczesnego kina racjonalnych rozwiązań. Na ich potrzeby, tytułowa zagadka zostaje zatem odgadnięta, ale dla sentymentalistów tęskniących za Polską komunistyczną pozostaje też cień absurdu i niejasności z tamtych lat. Szkoda tylko, że w tej niezobowiązującej komedii PRL został zaprezentowany w zbyt nowoczesnej formie - nie tylko realizacyjnej, ale przede wszystkim fabularnej. Między innymi dlatego ta mieszanka stylów nie będzie w stanie całkowicie przekonać zarówno młodszego jak i starszego pokolenia.