PLAYBACK, nr 10/2009 (46) Strona www: www.playback.pl
Forum: www.playback.pl/forum.htm Gry, książki, film, sprzęt, publicystyka
Dołącz do nas!

RECENZJE

Paweł 'FlyingPole' Tomczyk

Resident Evil 5

switch
Resident Evil 5
  • Gatunek: survival horror/tpp
  • Producent: Capcom
  • Wydawca: Capcom
  • Data premiery: 18.09.2009
  • Dystrybutor pl: Cenega
  • Platforma: PC, X360, PS3
  • WWW: oficjalna strona
  • Cena: 99,90 zł

Czemu to nie mogą być Karaiby albo Costa Brava? Czemu zamiast pięknych kobiet wciąż rzucają się na mnie półnadzy Murzyni z maczetami, że o innych monstrach nie wspomnę? Czyżby efekt Axe? Nie, po prostu wreszcie dostałem w swoje ręce Resident Evil 5, ale też zdołałem oderwać się od gry na wystarczająco długo, by spisać swoje wrażenia dla potomności.

My, biedni pecetowcy, musieliśmy swoje odczekać, by móc wreszcie zagrać w kolejną część Resident Evil. Konsolowcy bawili się już od marca, ale w końcu i nam dane będzie powalczyć z problemem przeludnienia w Afryce. Otóż nowy Resident przenosi nas na Czarny Ląd, gdzie sprawy nie mają się ostatnio zbyt dobrze. Wirus znany już z czwartej części serii wpadł bowiem w ręce terrorystów, którzy nie zawahali się przed jego użyciem. W efekcie populacja pewnego afrykańskiego miasteczka zaczęła zachowywać się dziwniej i agresywniej niż zwykle, a w jego rejon zostaje wysłany nikt inny, jak Chris Redfield (i gracz). Ale tym razem nie będzie on działał sam - przez cała grę towarzyszyć mu będzie jego nowa partnerka Sheva Alomar.

Elektryczny poganiacz bydła - dobra rzecz.

Elektryczny poganiacz bydła - dobra rzecz.

Pierwszą rzeczą, która rzuci się nam w oczy po uruchomieniu gry, jest zerwanie z ciemnościami i mgłami, stanowiącymi nieodłączny element poprzednich odsłon cyklu. Twórcy postanowili sprawić, by "gracz zaczął bać się światła dziennego tak samo jak ciemności". Większa część zabawy odbywa się tym samym w palącym, popołudniowym słońcu Afryki. Ma to całkiem spory wpływ na rozgrywkę, gdyż dużo ciężej jest przeciwnikowi nas zaskoczyć. Oczywiście nie ma się co łudzić - mroki i laboratoria wciąż są obecne, jednak pojawiają się dużo rzadziej niż przyzwyczaiła nas do tego seria.

Kto mówił, że nie ma ciemności? </p>
<p>

Kto mówił, że nie ma ciemności?

Jak zapewne pamiętacie, Resident Evil 4 zerwał z nieruchomą kamerą i umieścił ją za plecami bohatera, co wydatnie wpłynęło na dynamikę rozgrywki i znacząco ułatwiło sterowanie. Z tego samego rozwiązania korzysta najnowsza odsłona. Ponownie obserwujemy akcję zza postaci. Nie mogę powiedzieć, by praca kamery była idealna - można odnieść wrażenie pewnej ociężałości, szczególnie w ciasnych pomieszczeniach, ale nie nazwałbym tego poważnym problemem. Ogromnie istotną zmianę dla pecetowców stanowi natomiast wprowadzenie obsługi myszki. Co ważniejsze, jest ona doskonale wykonana. Panowie z Capcomu pokazali, że potrafią, jeśli chcą. Sterowanie jest łudząco podobne do tego z Gears of War czy poprzedniego Residenta. By strzelać musimy podnieść broń do twarzy, jednak czyniąc to tracimy możliwość poruszania się. Początkowo wydaje się to być niezbyt wygodne, lecz doskonale potęguje uczucie napięcia i zagrożenia. Po krótkim czasie zapomnimy, że nam to w ogóle przeszkadzało. Nietrudno zauważyć, że w charakterze narzędzia celowniczego myszka sprawuje się dużo lepiej niż manetka od pada, jednak twórcy rozwiązali ten problem, dodając do celownika efekt drżącej ręki. Dzięki niemu możemy raczej zapomnieć o celnym prowadzeniu ognia na duże odległości bez użycia karabinu snajperskiego.

Nowe (lepsze?) inventory.

Nowe (lepsze?) inventory.

Broni gra oferuje całkiem sporo - w większości to raczej klasyczne uzbrojenie z początku XXI wieku, czyli pistolety, strzelby, granatniki czy karabiny snajperskie (na dodatek każdą można odpowiednio ulepszyć). Nie porażają może odkrywczością, ale są świetnie i szczegółowo wykonane, mają też całkiem spory odrzut, co czyni strzelanie swego rodzaju sztuką. Tym, co przysporzy nam dużo więcej zmartwień niż sprzęt do zabijania, będzie amunicja do niego. Niestety, nigdy nie ma jej za wiele. Zwłaszcza na początku gry niemal po każdym starciu będziemy czuli, że ledwo się nam udało. I o takie właśnie uczucie w tej grze chodzi - im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej. Samo okno ekwipunku uległo pewnym zmianom. Obecnie mamy 9 slotów na sprzęt i amunicję, więc nie raz przyjdzie nam dokonywać trudnych wyborów, decydując o zawartości plecaka. Poza tym przejście do inventory nie pauzuje już gry, dodając tym samym jeszcze więcej napięcia do rozgrywki. Najbardziej jednak irytujące okaże się znikanie rzeczy upuszczonych na ziemię - jeśli wyrzucisz coś z plecaka, przedmiot ten znika. Jest to naprawdę denerwujące i niczym nieusprawiedliwione, zwłaszcza w grze wymuszającej sprawne zarządzanie zawartością kieszeni. Możemy swobodnie wymieniać się ekwipunkiem z partnerką, która (co nie miało miejsca w wersji konsolowej) sama będzie łączyła ziółka lecznicze i nie omieszka przekazać nam amunicji do niesionej przez nas broni. Do lamusa odeszli obnośni handlarze - teraz zakupy robimy pomiędzy misjami w specjalnym menu.

Biegnij, Chris, biegnij.

Biegnij, Chris, biegnij.

Ogólnie rzecz biorąc, Sheva sprawdza się naprawdę dobrze, nie musimy się nią opiekować ani nic w tym stylu. Dziewczyna trochę zbyt szybko opróżnia swoje magazynki, czasem zbyt chętnie nas leczy, ale są to naprawdę drobiazgi. Co ważniejsze, może ją zastąpić prawdziwy człowiek i wtedy będziemy grali w tradycyjnego coop-a. Tryb ten sprawdza się w grze doskonale; wspólne mordowanie potworów to naprawdę świetna zabawa. Warto zaznaczyć, że gracze nie mają możliwości wymieniania się bronią, mogą jedynie podarować sobie amunicję lub leki. Kooperacja w tej grze jest strzałem w dziesiątkę (szkoda tylko, że z niewiadomych przyczyn zrezygnowano z grania na podzielonym ekranie).

Co pierwsze rzuciło się wam w oczy?

Co pierwsze rzuciło się wam w oczy?

Sami przeciwnicy raczej niczym nas nie zaskoczą - to po prostu zarażeni "las plagas" Murzyni. Nie są oni głupi, z czasem zaczną się nawet posługiwać karabinami. Starają się przeżyć, zasłaniają rękoma głowy, odskakują, gdy zauważą, że do nich celujemy. Jeśli używają broni dystansowej, to z całą pewnością wykorzystają wszelkie zasłony (podobnie w stylu rodem z Gears of War możemy czynić i my, ale tylko w ściśle wyznaczonych momentach gry). Jednak najważniejsi są tutaj bossowie. Walki z tymi kreaturami dostarczą nam mnóstwo emocji, a dzięki ich doskonałemu wyważeniu nie możemy się nudzić. Starcie kończy się zazwyczaj w chwili, gdy zaczyna się nam dłużyć. Olbrzymi goryl czy ośmiornico-podobne monstrum bez cienia wątpliwości zapadną nam w pamięć.

Takie widoki, a ten się gapi gdzieś w bok...

Takie widoki, a ten się gapi gdzieś w bok...

Największym zmianom uległ klimat. Nie oszukujmy się, nie ma on już wiele wspólnego z survival horrorem. Jest to raczej gra akcji z domieszką thrillera. Resident Evil 5 praktycznie nie straszy. Jest jasno, znikło poczucie izolacji, gdyż mamy partnerkę, potwory też jakby mniej przerażające. Natomiast nie można odmówić grze napięcia. Odczuwamy je praktycznie bez przerwy, nigdy nie wiemy, co czai się za następnym rogiem i to sprawia, że ciągle jesteśmy w stanie pogotowia. Fabuła jest niezła, ale nie porywa - przypomina film akcji klasy B, na dodatek największy zwrot wydarzeń jest wręcz do bólu przewidywalny. Za to w całkiem niezły sposób łączą się wątki z poprzednich odsłon cyklu, jednocześnie nie mącąc nadmiernie w głowach osób, które uniwersum Residenta nie znają.

Nie panikujmy, to tylko jeden Murzyn.

Nie panikujmy, to tylko jeden Murzyn.

Od strony technicznej Resident Evil 5 to klasa sama w sobie. Graficznie prezentuje się rewelacyjnie - niesamowicie szczegółowe modele postaci, świetne efekty rozmycia, doskonała mimika twarzy i animacje bohaterów sprawiają, że gra to uczta dla oczu. Co jeszcze ważniejsze działa ona płynnie nawet na sprzęcie ze średniej półki, co przy takiej grafice jak najbardziej zaskakuje. Dawno już nie widziałem tak ładnie wyglądającej strzelanki. Dźwięki w grze stoją na wysokim poziomie, potrafią zbudować atmosferę, a od czasu do czasu nawet wywołać gęsią skórkę. Muzyka nie należy do wybitnych, służy raczej zbudowaniu klimatu i w takiej roli sprawdza się doskonale. Jednak wątpię, by ktokolwiek miał ochotę jej słuchać np. w drodze na zajęcia czy w czasie wolnym.

Aż chce się postrzelać.

Aż chce się postrzelać.

Gameplay sprawia mnóstwo frajdy. Strach zastąpiono tutaj ogromem akcji, co może nie spodobać się ortodoksyjnym fanom serii, ale reszta powinna bezapelacyjnie sięgnąć po ten tytuł. Wciągnie was na minimum kilkanaście godzin, zwłaszcza że po przejściu kampanii odblokowywane są dodatkowe tryby, takie jak Najemnicy i Bez Litości, gdzie w określonym czasie musimy stawić czoła prawdziwym hordom przeciwników. Resident oferuje również sporo unlocków i sekretów, których z pewnością nie odkryjemy po pojedynczym przejściu gry.

Gdzie z łapami?

Gdzie z łapami?

Podsumowując, Resident Evil 5 to z pewnością najlepsza dotychczas wydana na pecety część serii. Jest doskonale wykonaną strzelanką z lekką nutką horroru, od której po prostu nie idzie się oderwać. Jeśli szukasz gry mającej ci pomóc w odreagowaniu ciężkiego dnia, chcesz się wyszaleć, czy po prostu pozabijać hordy przeciwników, to jest to idealny wybór. Polecam z całego serca. Gra została u nas wydana w polskiej wersji kinowej w cenie w wysokości raptem 79 zł, więc naprawdę grzechem byłoby jej nie kupić. Absolutny must-have.

Metryczka

  • Wymagania: Core 2 Duo 2.8 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 9800 lub lepsza), 8 GB HDD, Windows XP/Vista
  • Plusy: + ogromna grywalność + świetna grafika + tryb kooperacji + długi czas gry + wygodne sterowanie + chodzi płynnie nawet na słabszych maszynach + sporo do zrobienia po ukończeniu kampanii
  • Minusy: - nie straszy - momentami głupawa fabuła - brak możliwości grania na podzielonym ekranie - ociężała kamera
  • Video: -
  • Audio: -
  • Grywalność: -

Ocena Playbacku

9