Po pierwsze - grafika w żaden sposób nie pobija tego, co twórcy pokazali kilka lat temu podczas premiery Underground na PSP. Ba, według niektórych jest nawet gorzej. Moim zdaniem oprawa graficzna stoi na wystarczającym poziomie. Nie są to może wodotryski przenośnego Burnout: Dominator czy FlatOut: Head On, niemniej strona wizualna nie przeszkadza. Jest śliczne, zachodzące słońce, efekt rozmycia przy użyciu NoS'a czy niezłe powtórki kraks z nałożonym filtrem. Co najciekawsze, odpadają wtedy zderzaki, maska, samochód się wgniata, wygina, sypie iskrami i odłamkami karoserii… ogromne zaskoczenie, tego w wersji na X360 czy PS3 się nie zobaczy. Niestety, modele samochodów pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma już tych pięknych odblasków na lakierze co w Undergroundzie, odbicia w szybie naszego pojazdu wyglądają jak bajoro błota, natomiast nasi przeciwnicy tego efektu są pozbawieni w ogóle. Twórców w żaden sposób nie usprawiedliwia fakt, że gra powstała na PSP - widziałem już o wiele bardziej pieczołowicie i dokładniej wykonane modele samochodów na tę platformę. Ładnie spisują się natomiast lokacje - nie są puste i monotonne, jak to miało miejsce w przenośnym ProStreet. Wszędzie są bloki mieszkalne, dwuwymiarowa widownia, z trybun błyskają flesze. Gdyby nie te samochody…
Druga sprawa - jestem oburzony lenistwem ludzi odpowiedzialnych za przenośnego Shifta. UMD liczący 1,7 GB pojemności to naprawdę obszerny nośnik. Dlaczego więc twórcy zrezygnowali z wielu rzeczy, które można znaleźć w Shiftach na inne platformy? Przykładowo - muzyka. Jak zwykle EA odwaliło tutaj mistrzowską robotę. Kawałki są świetne i aż chce się ich słuchać. Pojawia się Kasabian, Prodigy, Spoon i wielu, wielu innych znanych wykonawców. Niestety, na PSP utworów jest raptem czternaście, kiedy wersja na PC ma ich dwadzieścia z dużym hakiem. Tak samo sprawa ma się z osławionym już "widokiem z kokpitu", cechą charakterystyczną najnowszego Need for Speed. W wersji na PSP go po prostu nie ma. Rozumiem, gdyby twórcy tłumaczyli się mniejszymi możliwościami technicznymi przenośnego sprzętu, ale dlaczego w takim razie ów ujęcie kamery ma wersja na… iPHONE? Jest tam również mini-mapa wyświetlana podczas jazdy, czego w wersji na PSP także zabrakło. Bardzo nieładnie, EA.
NFS: Shift to dla wielu niedzielnych graczy przesiadka na nieco bardziej realistyczny system jazdy. Jak życie pokazywało już wiele razy, na PSP wszystko jest na odwrót. To prawda, model jazdy jest zupełnie inny niż w pozostałych Speedach na tę platformę. Niestety, wszystko poszło nie tak, jak powinno. Większy realizm co prawda jest, ale tylko w kilku aspektach. Weźmy na przykład kolizje z pozostałymi rajdowcami. Tutaj trzeba tego unikać jak ognia - wystarczy zwykłe puknięcie przeciwnika w bagażnik, a już wirujemy od bandy do bandy. Spychanie go w bok to z kolei ogromna redukcja prędkości, zupełnie nieopłacalna i ciężka do nadrobienia. O wiele łatwiej jest również wpaść w poślizg, trzymając nogę na gazie. Wystarczy trochę deszczu, delikatny skręt w którąś ze stron, nieco za duża prędkość i czeka nas pogrzeb jak z ulotki. To, co spodobało mi się najbardziej, to nitro - w końcu czujemy, jak bardzo niebezpieczna (a nie tylko przydatna) jest ta zabawka. Po prostu nie ma sensu odpalać go na krętych odcinkach, wypadek jest bardziej niż pewny. Zero ruchów kierownicą, zero poślizgów, jedynie prucie prosto do przodu i modlitwa, by nie wpaść na barierki. Bardzo dobre rozwiązanie.
Niestety, w pozostałych kwestiach jest już o wiele gorzej. Przykładowo - bandy. O ile zderzenie z nimi nie kończy się efektowną kolizją (dobre ujęcia kamery, spowolnienie czasu, po czym powrót na tor z półsekundową karą), to odbijamy się od niej jak od gumy, co jest początkowo całkiem śmiesznie, później niesamowicie irytujące. Czujemy się jak kauczuk, nie jak kierowca sportowego bolidu. Druga sprawa… zakręty. Shift na PC szybko nauczył mnie, że warto przed nimi zwolnić, podczas gdy w wersji na PSP wszystko da się załatwić kombinacją 170 km/h + hamulec ręczny. Wystarczy tylko dobrze opanować poślizgi, bowiem są nieco bardziej niekontrolowane niż w poprzednich częściach. Po kilkunastu wyścigach jednak nie ma z tym problemu, natomiast zwyczajny hamulec przestaje być nam potrzebny.
Inną denerwującą sprawą jest poziom trudności, który tym razem został dziwnie wyśrubowany. Cechą charakterystyczną serii Need for Speed było powiedzenie "łatwo dogonić, trudno przegonić". Tutaj tego zabrakło. Przeciwnicy cały czas siedzą nam na ogonie, podczas gdy ci z przodu bezwstydnie zwiększają przewagę, nawet na prostych odcinkach. Zmusza to do wielokrotnych powrotów do przegranych imprez z nowymi, lepszymi samochodami. Te zdobywamy podczas procentowego postępu w grze, jak i w walkach z określonymi, ważnymi z poziomu scenariusza rajdowcami. Co najśmieszniejsze, w przenośnym Shifcie nie ma żadnej waluty, wszystko otrzymujemy w swoim czasie, prowadzeni za rękę do samego końca. Nie ma również możliwości ulepszania swoich pojazdów (!!!) - lepsze bebechy dostajemy automatycznie po określonej ilości wygranych zawodów. Bardzo, bardzo kiepskie rozwiązanie.
Mamy więc średnią grafikę, świetną muzykę, skąpe wykonanie, niedopracowany system jazdy, ograniczenie indywidualnych możliwości gracza i okazyjnie horrendalnie trudne rajdy. A co z samą przyjemnością z grania? Kiedy już przyzwyczaimy się do wszystkich grzechów przenośnego Shifta, jest całkiem nieźle. Dzięki (za)dużemu poziomowi trudności nieraz mamy ochotę aż podskoczyć, kiedy razem z przeciwnikiem walimy prosto do mety, ile mechanika dała. Łeb w łeb, lampa w lampę, zderzak w zderzak, podczas gdy końcowa linia nieuchronnie robi się coraz bardziej wyraźna. Niestety, jest jeszcze druga strona medalu. Często niewinny błąd kosztuje nas miejsce na podium, pierwsza trójka rajdowców ani myśli na nas czekać. Frustrujące, zwłaszcza kiedy bierzemy udział w Grand Prix składającym się z trzech rajdów pod rząd. Aż ma się ochotę rzucić handheldem w ścianę. Nawet jeżeli w Most Wanted czy ProStreet byliście rajdowym bogiem, tutaj wielu rzeczy trzeba nauczyć się od nowa. Chociażby tego, że jedyny słuszny hamulec to hamulec ręczny, bandy zrobione są z gumy, a stuknięcie przeciwnika w jakąkolwiek część jego samochodu kończy się źle tylko i wyłącznie dla nas samych. Niech będzie 6/10, niemniej w dobie nadchodzącego MotorStorm: Arctic Edge oraz Gran Turismo radzę wstrzymać się z zakupem. Więcej radości może dać wam samo słuchanie soundtracka z gry.