Rodzime studio City Interactive rozpoczęło serię "Code of Honor" w 2007 roku, wypuszczając spod swych skrzydeł "Francuską Legię Cudzoziemską". Wcieliliśmy się wówczas w pewnego uroczego Francuza, który rozochocony, latał z równie uroczą pukawką, zabijając mniej lub bardziej inteligentnych przeciwników. W zasadzie tyle o fabule, bo kogo by tam ona w grach interesowała, nieprawdaż? W każdym bądź razie nikogo nie powinno dziwić, że i tym razem lądujemy we Francji, jednakże…
…tylko teoretycznie, bo gdyby nas o tym nie poinformowano, bylibyśmy zdolni przypuszczać, że właśnie wkraczamy do siedziby Microsoftu, biegniemy przez tłumy programistów, do gabinetu samego mistrza Gatesa i trzymając go na muszce, żądamy od niego natychmiastowej eksterminacji Internet Explorera. Niestety, tutaj stykamy się z nieco inną bajką - państwo chyli się ku upadkowi, brzydcy ludzie spiskują i jeżeli coś z tym nie zrobimy, to wszystkim będzie przykro. Ograne, ale jak widać wiecznie żywe. Nie martwmy się jednak; historyjka wcale nie jest najważniejsza, jest jeszcze grywalność, radość płynąca z gry i inne drobnostki, którymi twórcy nie zaprzątali sobie głowy.
No dobrze, nie jest tak źle. Udostępniono nam kilka rodzajów broni, choć tak naprawdę mało nas będzie interesowało z jakiej aktualnie korzystamy, byleby magazynek miał dużo naboi. Przemieszczamy się po określonych lokacjach, od biurowców, po tunele. Nie zobaczymy prawie żadnych otwartych terenów - "świeże powietrze" nie mogło zostać wprowadzone do gry, ze względu na sam silnik, który najlepiej radzi sobie z pomieszczeniami. Biura skonstruowano dość szczegółowo (na stolikach dostrzec możemy, np. pudełka z gry "Terrorist Takedown 2", a zaraz obok "Jak nauczyć się latać w 7 dni"). Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że na obecnych tam monitorach wyświetla się Windows Vista! Machinalnie nasuwa się chęć wypróbowania magazynku na szklanych ekranach ("A masz gejtsowy potforze!").
W samej rozgrywce boli jedna rzecz - robimy ciągle to samo. Zero jakiejkolwiek inwencji ze strony osób, odpowiedzialnych za aspekt grywalności. Likwidujemy przeciwników, słuchamy dialogów, likwidujemy, słuchamy… Raz na jakiś czas zdarzy nam się misja, w której mamy odszukać magiczną kartę, otwierającą kuloodporne (sam testowałem - nie uwierzycie, ale po jakichś paru sekundach, wnęki po kulach znikają!) drzwi, co jest dość irytujące i niewiele wnoszące do gry. Nawet jeżeli właśnie o strzelanie w shooterach chodzi, to kiedy mamy coś ponad to, jest o wiele przyjemniej.
Na szczęście inteligencja wrogów jest przyzwoita. Kiedy trzeba, strzelają, nie udają, że nas nie widzą, a do tego potrafią się przemieszczać, w czasie trwania strzelaniny. Aczkolwiek czasem zyskują nadprzyrodzone zdolności, trafiając do nas zza murów. Łepetynę też mają twardą i headshoty dla nich nie istnieją. Wykorzystują za to umiejętnie, jako kryjówki, wszelkie kolumny. Niefortunnie wszyscy wyglądają identycznie, więc mamy istną wojnę klonów. Chwalmy jednak City Interactive, za to, że w ogóle oponenci są. W kwestii technicznej - zaserwowano nam jedynie tryb Single Player oraz trzy poziomy trudności. Gra zapisuje się co jakiś czas automatycznie, mimo to istnieje możliwość nadpisania jej w dowolnym momencie rozgrywki. Nie pojawiły się szczególne błędy, no, może poza wyważonymi drzwiami, które zawisły w powietrzu, w pozycji poziomej. Magia.
Natomiast sama grafika jest miła dla oczu. Gra opiera się na silniku Jupiter Ex, przede wszystkim kojarzonym z pierwszą częścią "F.E.A.R.", choć bazuje na nim również "Condemned 2: Bloodshot". Oczywiście, jak na dzisiejsze standardy, od strony graficznej, "Code of Honor 3" nie zachwyca, ale też nie ma powodów do narzekania. Bardzo spodobał mi się motyw z rozmyciem podczas biegu; szkoda, że nie możemy wówczas strzelać. Prawie wszystko w grze jest zniszczalne, tak więc czasem kusi człowieka, by wystylizować nieco wnętrze budynku, za pomocą magazynka. Na podobnym poziomie stoi muzyka. W odpowiednim momencie przyspiesza, w odpowiednim zwalnia, jest wyrazista i nie rozprasza. Postarano się o formę dialogów. Rozmowy brzmią wiarygodnie i nie ma mowy o żadnych teatrzykach szkolnych, w których aktorzy nie pamiętają tekstu lub rozmówcy mają opóźnioną reakcję.
Wymagania sprzętowe są zbyt wysokie, podobnie zresztą jak i cena. Pięćdziesiąt polskich złotych to nie majątek, ale na tego typu produkcje to zbyt wiele. Zwłaszcza że kwota, którą przyszło nam zapłacić za poprzednie części wahała się w granicach 20 zł, zaś sama seria jest niskobudżetowa. Na czymś jednak producenci muszą zarabiać, tak więc tym razem padło na nas…
"Code of Honor 3" nie należy do gier z najwyższej półki. Momentami jest monotonne, mało rozwinięte i niedopracowane. Wykonanie wszystkich zadań to w rzeczywistości kwestia kilku(nastu?) godzin. Lecz idealnie nadaje się, kiedy zalega nam w portfelu pięćdziesiąt złotych lub od dawna nie graliśmy w jakiegokolwiek FPS-a. Od strony graficznej jest ciekawie, dlatego mogę polecić w ramach przerywnika, podczas penetrowania lepszych tytułów.