Kiedy w środku nocy budzą Cię niepokojące huki i głośne krzyki, szykuje się ostra zabawa. Okazuje się, że burdel z pokoju Wesleya robi jeden z członków elitarnej jednostki SWAT. Nasz bohater dowiaduje się, że ma na pieńku z Bractwem - organizacją dowodzoną przez niejakiego The Immortala, odpowiedzialnego za zabójstwo jego matki, Alyse. Kapuś szybko kończy swój żywot, a Wesley ma teraz tylko jeden cel - wyrównać rachunki z niecną szajką i posłać zabójcy kulkę między oczy. Co ciekawe, gra oferuje także etapy, w których kierujemy poczynaniami Crossa, jego ojca. No i trzeba również nadmienić, że produkcja przedstawia kontynuację filmowej fabuły.
Po kilku minutach gry w Wanted natychmiastowo przychodzą na myśl klasyki tego gatunku, takie jak Gears of War czy Dark Sector. Dlaczego? Ano, rozgrywka w głównej mierze opiera się na systemie osłon, podobnie jak w tych dziełach. Na szczęście nie mamy do czynienia ze Splinter Cellem czy innym składankowym tytułem. Wanted to soczysta akcja w czystej postaci. Podczas swojej wędrówki po przeróżnych lokacjach(od poziomu morza do 4000 metrów nad) zestrzelimy tysiące wrogów, chcących nas powstrzymać dość wyrafinowanymi sposobami.
Co tu dużo mówić - system osłon został zrealizowany znakomicie. Wesley (momentami jego ojczulek) niczym wiewiórka przeskakuje od ściany do ściany, od kolumny do kolumny i częstuje swoich wrogów dawką ciężkiego ołowiu. Sam sposób poruszania się naszego bohatera wykonano bardzo widowiskowo - przeskakujemy nad przeszkodami, robimy efektowne wślizgi, długie susy - przekapitalna sprawa. W późniejszym stadium gry mamy także możliwość skorzystania z osławionego już bullet-time'u i spokojnie odstrzelić naszych wrogów w spowolnieniu.
Nasz arsenał nie jest zbyt rozbudowany, trzy pukawki na krzyż i nóż. Ale to wystarczy, to nie II wojna światowa, żebyśmy w każdym rogu ulicy znajdowali coraz to zmyślniejsze typy pistoletów. Szczególnie śmiercionośne podczas gry okazuje się szybkostrzelne SMG. Eksterminacja wrogów za pomocą tego cacka to czysta przyjemność - dwie szybkie serie i trup ściele się gęsto. Czasami w sytuacjach podbramkowych niezawodnym partnerem okazuje się ostrze noża. Gdy wróg znajduje się po drugiej stronie barykady, wystarczy szybki ruch, a oponent tonie w kałuży krwi. Niekiedy na naszej drodze staną nieustraszeni kamikadze w dresach - pokonanie ich w zwarciu sprowadza się do gorączkowego naciskania jednego klawisza, potem Wesley robi swoje, czytaj: podcina gardło. Na końcu rozdziału czeka na nas boss.
Aby go pokonać, potrzebujemy trochę więcej sprytu niż normalnie, ale taka walka trwa maksimum 5 minut i zawsze wieńczy ją efektowna i brutalna cutscenka, ale o tym później. Czasami zdarzają się także momenty, które pokonujemy za pomocą snajperki tudzież CKM-u, ale to tylko takie małe urozmaicenie, bo to raczej krótkie sekwencje. W trakcie gry przytrafiają się także niesławne quicktime events, czyli misje polegające na szybkim klikaniu. Tutaj jednak zrealizowano je całkiem nieźle. Mamy pięć sekund na wystrzelenie kilku pocisków skutecznie unieszkodliwiających przeciwnika i jego pociski, oczywiście wszystko w spowolnieniu. Naprawdę nieźle.
Co jednak w sytuacji, w której jesteśmy przyparci do muru, a zewsząd atakują nas wysłannicy Immortala? Tu wkracza do akcji jeden z najlepszych pomysłów w strzelaninach ostatnich lat - zaginanie lotu kul. Z tą umiejętnością każda potyczka na odległość staje się banalnie łatwa, ale jakże efektowna! Gdy naciśniemy Shift i lewy przycisk myszki, gra kreśli nam tor lotu naboju, który możemy dowolnie modyfikować i kombinować by kąt wystrzału okazał się odpowiedni, a tor lotu pocisku zmienił kolor na biały. A potem… potem to już tylko formalność. Co ciekawe, gdy jesteśmy w posiadaniu maszynówki lufę opuszczają trzy zabójcze kule, po których nikt normalny nie przeżyje.
Wizualnie nie ma rewolucji. Gra prezentuje się całkiem nieźle, choć lokacje są ubogie w detale, ale, co trzeba zaznaczyć, że Wanted: Weapons of Fate działa bardzo płynnie. Dziwi też brak możliwości ustawień graficznych, bo samo skonfigurowanie rozdzielczości to trochę mało. Doskonałą robotę odwalono za to w kwestii lektorów. Znakomicie w roli Wesleya spisał się Jimmi Simpson - lepszego głosu dla tego bohatera po prostu nie można było znaleźć. Znakomicie wyreżyserowano też filmowe wstawki, momentami pełne niesamowitej, wręcz obrzydliwej brutalności, ale potęgujące specyficzny klimat produkcji.
Warto pochwalić także polskiego dystrybutora za jakość polonizacji. Wersja kinowa wykonana przez Cenegę doskonale oddaje charakter gry i na całe szczęście nie ma totalnej cenzury. Bohater rzuca mięsem na lewo i prawo, wszelkie pospolite słówka na "k" i "s" to chleb powszedni.
Niestety, gra jest za łatwa. Momentami walka prezentuje się odrobinę schematycznie i bez żadnego problemu pokonujemy kolejne plansze, choć tabuny przeciwników mogą sprawić, że sięgniemy po chusteczkę i otrzemy pot z czoła. Za łatwo dokonujemy także regeneracji zdrowia - nie ma apteczek, po prostu chowamy się za przeszkodą i odczekujemy chwilkę. Szkoda, ale takie są ostatnie trendy i nic w tej kwestii nie da się zrobić.
A teraz największa wada Wanted: skandalicznie(!) krótki czas gry zamykający się w pięciu godzinach z małym hakiem. Niepojęte, ale prawdziwe. Co z tego, że sama produkcja prezentuje naprawdę wysoki poziom, skoro kończy się wtedy, gdy dopiero zaczynamy nabierać ochoty na kolejne przygody. Dwadzieścia złotych za godzinę? No nie przesadzajmy…
Gdyby nie to, że Wanted: Weapons of Fate można ukończyć w jeden dłuższy wieczór, bez wahania poleciłbym tę produkcję każdemu spragnionemu szybkiej i bezkompromisowej akcji, no i oczywiście wielbicielom filmowego pierwowzoru. A tak, to lepiej poczekać aż gra spadnie do jakiejś bardzo taniej serii, bo w innym wypadku zakup po prostu się nie kalkuluje.