Poprzedni krążek artysty wyjątkowo przypadł mi do gustu, więc nie ma się co dziwić, że na Album Zeusa czekałem z niecierpliwością ale i pewnymi obawami. Otóż często zdarza się, iż muzycy, których pierwsza płyta okazała się być świetna mają poważny problem z wyjściem spod cienia swojego debiutu. Zeus na swoim drugim legalu zaserwował nam 14 pełnych utworów utrzymanych w stylistyce podobnej do tej z Co Nie Ma Sobie Równych.
W swoich tekstach nie porusza raczej wielce odkrywczych tematów, choć z powodzeniem unika utartych w polskim rapie schematów. Potrafi w całkiem ironiczny sposób scharakteryzować zachowania polskich i nie tylko zresztą polskich raperów unikając przy tym, jednak zbyt dosłownej i ostrej krytyki. Co jeszcze ciekawsze to w podobny sposób opisuje swoją przygodę z rapem, czym dowodzi, iż przynajmniej niektórym polskim hiphopowcom nie brak poczucia humoru i dystansu do własnej osoby. Niektóre z jego utworów ocierają się o lekkie bragga, ale na szczęście artysta zachowuje w tym umiar, przez co płyta nie nudzi. W sprytny sposób naśmiewa się z kobiet lubiących zjeść (choć nie sposób uniknąć wrażenia, że ten tekst ma też drugie bardziej seksualne dno), opowiada o miłości do swojej żony i wakacyjnego odpoczynku.
Technicznie to wciąż klasa sama w sobie, perfekcyjna dykcja, doskonałe flow i wyczucie rytmu w połączeniu z przyjemną barwą głosu i energią cechującą tego rapera dają naprawdę wspaniały efekt. Bity to ponownie elegancko pocięte funkowe sample, które brzmią po prostu świetnie. Nie uświadczymy tutaj tandetnej elektroniki do jakiej przyzwyczaja nas powoli mainstream, ale mimo to podkłady aż kipią energią i z łatwością wpadają w ucho.
Niestety nie wszystko jest na tej płycie takie, jakie być powinno. Tak naprawdę to drobiazgi, ale mimo wszystko odrobinkę drażnią. Przede wszystkim, brakuje trochę tego ognia, którego obecność na debiucie Zeusa sprawiła, że ten krążek był tak wspaniały. Niektóre teksty też mogłyby być nieco lepsze. Przede wszystkim kawałek o miłości do żony jakoś w najmniejszym stopniu mnie nie przekonuje do siebie, również wakacyjny Last Minute zwyczajnie do mnie nie trafił. Szkoda, że nie ma na tym krążku tracków w stylu genialnego W Dół, czy jakże bliskiego sercom wielu z nas kawałka Gracze.
Zeus powrócił i to we świetnej formie. Może i nie jest to album aż tak świetny, jak jego debiut, ale to wciąż kawał naprawdę świetnego rapu, który każdemu miłośnikowi starszych brzmień powinien się spodobać. Szczerze polecam, bo mamy tutaj do czynienia z krążkiem, którego nie kupić to po prostu grzech.
Tracklista:
01. Spójrz Na Mnie
02. Wracam Tu, Bo Nagrałem Drugi Album
03. Lubisz Jeść
04. Mamy Tu Funk Dla Ciebie
05. Im Bliżej, Tym Dalej
06. Pycha
07. Mój Brat
08. Piosenka Dla Ofiar Mody
09. Witamy Was!
10. Tylko to Jest Prawdziwe (??)
11. Last Minute
12. Z Zona
13. Gdy Pada Strzał
14. Zakochałem Się W Jill Scott