Zwracając uwagę na fabułę, odpowiedź będzie niejednoznaczna. Akcja dzieje się w Warszawie w latach 50. i obraca się wokół postaci Sabiny (Agata Buzek) - szarej myszki pracującej w gazecie na dziale poezji. Poprzez swoją wrodzoną nieśmiałość z jednej strony przyciąga mężczyzn, ale z drugiej nie pozwala jej się kompletnie otworzyć na poznanie drugiej osoby. Jej mama i babcia próbują poznać ją z kawalerami o dobrym statusie społecznym. Pewnego dnia poznaje jednak szarmanckiego Bronisława (Marcin Dorociński), w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia.
Ta pierwsza część scenariusza sugeruje, iż Rewers funkcjonuje w realiach filmowych jako sowiecka wersja Dumy i uprzedzenia. Najpierw jesteśmy świadkami nieudanych zalotów, gdzie swatkami są dwa pokolenia rodzinne. Dopiero przy pojawieniu się Bronisława, obraz zamienia się w hollywoodzki romans noir z wszelkimi stereotypami komercyjnego kina. Przesycone sztucznym romantyzmem sceny pocałunków w deszczu, czy podnoszenia nogi w trakcie pełnego pasji zbliżenia w windzie są strasznymi kliszami amerykańskich melodramatów, że ich wtórność momentami razi w oczy. Nawet momenty przed pocałunkiem przyozdobione są pompatyczną ścieżką dźwiękową nadającej całości epickiego wymiaru. Co więcej, Dorocińskiego wystylizowano na Bogarta w prochowym płaszczu oraz z papierosem w ręku, jakby został przeniesiony do polskich realiów z zupełnie innego mitu kulturowego.
Ten schematyczny romans ma jednak swój groteskowy cel. To, co wydaje się być banalne jest tu bardzo świadomym posunięciem Lankosza, aby nakreślić skrywaną sztuczność uczuć i związku. Świadczy dopiero o tym nieprzewidywalny punkt zwrotny poddający gruntownej dekonstrukcji cały dotychczasowy przebieg wydarzeń. Z mizernego i niewiarygodnego filmu obyczajowego, historia zaczyna zamieniać się w thriller z elementami czarnego humoru. W dodatku, każda scena zdominowana napięciem dreszczowca jest rozładowywana poprzez próbę analizy historycznej oraz kulturowej kraju oraz jego obywateli.
Zatem ta cała stylizacja na Hollywood jest niezmiernie potrzebna. Mimo iż ta amerykańskość jest nazbyt zauważalna jak na polski film, to jest kolejny świadomy zabieg. Jak na postmodernistę przystało, Lankosz łączy ze sobą dwa różne światy i w pełni tłumaczy ich wspólne bytowanie. Lecz w pracy kamery widać też inspiracji europejskimi twórcami. Fakt, niektóre ujęcia przypominają skromny film Coppoli Rozmowę, lecz widać również głęboki wpływ kina Antonioniego, szczególnie wtedy kiedy prawda wychodzi na jaw. Dlatego w pewnym momencie jesteśmy w stanie zauważyć jak działa kamera i jakie efekty stosuje, aby zarysować historię oraz jej bohaterów.
Warto jeszcze wspomnieć, że Rewers został rozłożony na dwa chronotopy. Lata 50. są ewidentnie motywem głównym, ale akcja momentami przechodzi też do czasów współczesnych. Z początku, wątek wydaje się być zbędny i niepotrzebnie wydłuża akcję, lecz wraz z rozwojem fabuły, istnienie tego jest jasne. Bo gdyby wyrzucić tą kolorową Warszawę XXI wieku, to punkt zwrotny nie byłby aż tak zaskakujący. Poprzez te sceny podróży na lotnisko, nasze pojęcie o przyszłości Sabiny za każdym razem się zmienia. Dopiero gdy ostatnie minuty wszystko wyjaśniają, doznajemy kolejnej niespodzianki stylistycznej.
Dlatego niepozorny film Lankosza, staje się nagle artystycznym przełomem w polskiej kinematografii. Autorzy bawią się naszymi pojęciami dobra i zła oraz schematami romantycznych bajek. Bo gdy wydaje nam się, że obraz jest podobny do Sabiny - szary, cichy i nieśmiały - tak przychodzi tytułowy "rewers" niszczący wszelkie nasze wyobrażenia i idee. Może nie jest tak brutalny jak Dom zły Smarzowskiego, ale na równie długi czas pozostaje w pamięci.