Gra wstępna
GT-R 400 to istnie budżetowa produkcja - to widać, słychać i czuć, ale i tak dała mi więcej frajdy aniżeli przereklamowany i niechlubny Undercover serii Need for Speed. Mimo, że mamy tu do czynienia ze zręcznościówką, model jazdy ma stosunkowo niezły, znacznie przyjemniejszy niż w przedostatnim NFSie. Sama gra w sobie nie jest jednak tak dobra, ale powiedzmy sobie szczerze, czego można się spodziewać po grze za 20zł? Co prawda nie prezentuje tak słabego poziomu jak Maluch Racer czy Poldek Driver, jednak wszystkim fanom samochodówek proponuje zakupić starszy lecz sprawdzony tytuł np. TOCA Race Driver 2, który pomimo większego stażu na rynku jest grą znacznie nowocześniejszą i bardziej rozbudowaną. To się nazywa paradoks.
Dynamiczne intro, którego nie ma
Po uruchomieniu gry pierwsze co rzuca się w oczy to brak intro. Twórcy widocznie doszli do wniosku, że jest ono całkowicie zbędne, albo zwyczajnie nie chciało im się go zrobić. Przypomnę, że pierwsza odsłona Need for Speed z 1995 roku je posiadała! Cóż za wstyd, biorąc pod uwagę fakt, iż opisywany produkt dzieli 11 lat! Menu jest skromne, lecz przejrzyste. Podczas gdy z niego korzystamy słyszymy niezbyt przyjemny utwór, ale o tym później. W opcjach nie mamy wiele do roboty, dlatego włączamy wyścig i jedziemy dalej.
Powrót do przeszłości?
Co by nie napisać, gra jest jakby z innej epoki i to pod każdym względem. Graficznie prezentuje się przestarzale i niedokładnie. Brakuje jakichkolwiek współczesnych "wodotrysków" i efektów. Poziom detali stoi na słabym poziomie, a sama oprawa mocno odstaje od konkurencji. Szczerze mówiąc Grand Tour Racing wygląda jak gry z 2001 roku. Poza tym pojawia się problem z cieniami samochodów. Często znikają, zakrzywiają się, co świadczy o niedbałości grafików. Na plus zaliczę trasy, ponieważ niektóre z nich są ciekawie zaprojektowane. Nie zabrakło również kilku smaczków w postaci ruchomych obiektów, które w pewnym sensie są sympatyczne. Przykładowo w jednej z nich widzimy kolejkę górską, która się porusza. Niby nic nadzwyczajnego, a cieszy.
Buczenie sięga zenitu
A jak jest z oprawą audio? Ano nie najlepiej, a to dlatego że muzyka objawia nam się tylko i wyłącznie w menu. Na dodatek jest to kiepska melodyjka robiona chyba w amatorskim programie typu Techno eJay. Odnośnie pozostałych dźwięków m.in. silnika, otarć o bandę, czy też o przeciwnika - napiszę tylko tyle. Silniki wszystkich pojazdów buczą jednakowo jak super głośny odkurzacz średniej klasy, a to nie jest z pewnością zaletą gry, w której zasiadamy za kierownicą (klawiaturą) kilkusetkonnego samochodu marki Ascari. Z resztą dźwięków jest tak samo, czyli słabo i jakby z innej epoki - połowa lat dziewięćdziesiątych nam się kłania.
Kariera zawodowa, a raczej brak
Trybu kariery jako takiego nie ma, lecz jest kilka krótkich wyzwań wzorowanych na czymś w stylu zawodów. Jak to wszystko wyszło w praktyce? Właściwie to nijak. Są wyścigi powiązane ze sobą - taki niby Tournament, a na końcu każdych wyzwań odblokowujemy wzór auta, nowy pojazd lub trasę i dodatkowo dostajemy puchar. Oczywiście jeśli zajmiemy miejsce na podium. Sama rozgrywka jest mówiąc dosadnie skandalicznie krótka. Nim się człowiek obejrzy, widzi z niedowierzaniem, że już wszystko odblokował. Poza zawodami możemy wziąć udział w pojedynczych pojedynkach oraz w jeździe na czas i to by było na tyle…
Multi, multi, toto lotek…
Multiplayer to tak naprawdę split-screen, w którym możemy pościgać się z drugą osobą na podzielonym ekranie i na jednym komputerze. Owy tryb był popularny w samochodówkach z zeszłego wieku. Czy to źle, że pojawił się we współczesnych czasach? Z pewnością nie! Szczerze dziwię się, dlaczego tak świetny rodzaj rozgrywki odszedł w zapomnienie. Fakt, że dużo osób korzysta z internetu i lubi pograć z innymi osobami w sieci nie męcząc się przy jednej klawiaturze, ale mimo wszystko szkoda, że twórcy często z niego rezygnują. Za to jeśli ktoś ma chęć spróbowania swoich sił w sieciowej rozgrywce musi koniecznie o tym zapomnieć, bo takowej nie ma.
Brak fizyki i nierealistyczny model jazdy
Model jazdy jest czysto zręcznościowy, więc bez obaw możemy mknąć naszym potworem po zakrętach z wciśniętym gazem do dechy. Co prawda jak trafimy na ostrzejszy zakręt o kącie prostym bez przyhamowania wylecimy prosto na bandę i… przez nią. Otóż w GT-R 400 występuje bug i to dość niechlujny. Mianowicie gdy nasz pojazd zetknie się z barierką jak gdyby nigdy nic przejedzie przez nią. Takie niedopatrzenia są nie do przyjęcia i sprawiają niemiłe wrażenie! Podczas wyścigu zdarzało mi się i to nieraz, zamyślić na dłuższą chwilę, a gdy się już ocknąłem zazwyczaj mijałem pas mety. To pewnie dlatego, że w ogóle brakuje tu poczucia prędkości. Jadąc przeszło 200km/h czułem się jakbym jechał 30km/h. Na szczęście mamy tu do czynienia z efektami zniszczeń samochodów. Nie wpływają one niestety na uszkodzenia mechaniczne, co może niektórych bardzo dziwić. Są one wyłącznie kosmetyczne i na tym poprzestańmy.
Nie płacz, kiedy odjadę...
Komu polecić ten produkt? Najlepiej nikomu, choć nie czuje, abym zmarnował czas grając w Grand Tour Racing. Dała mi przyjemność, ale ogromna ilość błędów trapiących tę grę skutecznie zaniżyła moją subiektywną ocenę. Gdyby nie to, dałbym 5/10. Cena jest kusząca to prawda, ale jak wcześniej pisałem, lepiej wziąć coś sprawdzonego nowocześniejszego i nieco starszego (cóż za paradoks nam się objawił, ale taka prawda) niż ryzykować i "cieszyć się" przez godzinę czasu potrzebnego do jej ukończenia.