Akcja rozgrywa się w domu Katie i Micah. Są już ze sobą w związku od paru lat, lecz nadal kryją przed sobą tajemnice, a przede wszystkim Katie. To właśnie nad nią ciąży pewna klątwa. Gdy była jeszcze dzieckiem, jej dom rodzinny spalił się doszczętnie. Wszyscy wyszli z sytuacji bez większych problemów, lecz od tego momentu dziewczynę prześladuje pewien duch. Jej chłopak postanawia zbadać tę sprawę i nagrywa cały przebieg wydarzeń, aby zbadać jaki tajemniczy byt odwiedza ich nocą w sypialni.
Z jednej strony, Paranormal Activity wydaje się być wydłużonym odcinkiem dawnej tvn-owskiej serii pt. Nie do wiary. Ta stylizacja jest tu widoczna głównie ze względu na technikę w jakiej film został zrealizowany. Popularny gatunek "mockumentary" pozwala nie tylko obniżyć koszty produkcji, ale również utrzymać realność opisywanej historii. Dlatego wykorzystano amatorskie ujęcia kamery, wywiady ze specjalistą od spraw paranormalnych, rozmowy z przyjaciółmi oraz małe ilości efektów specjalnych. Wszystko po to, aby warstwa dokumentalna była czynnikiem naturalności produkcji.
Z drugiej strony, ten element "fikcyjnej rzeczywistości" zostaje wykorzystany na tyle umiejętnie, że przedstawia banał gatunkowy w zupełnie inny sposób. Subiektywna perspektywa obrazu odświeża starty już motyw hollywoodzkiego nawiedzenia, który był kalkowany od czasu Domu na przeklętym wzgórzu Williama Castle'a lub opętania znanego z Egzorcysty Friedkina. To, co w dzisiejszej kinematografii wydaje się schematyczne, w filmie Orena Peliego staje się znacznie świeższe i intensywniejsze. Reżyser łączy ze sobą te dwa światy klasyki kina grozy i tworzy niezapomniane przeżycie dla tych, którzy potrafią zrozumieć co znaczy realny strach.
To nie jest jednak film dla wszystkich. Ci, którzy wynudzili się na Blair Witch Project, lub uważali, że Ocean strachu to tylko ponadgodzinny seans o młodym małżeństwie dryfującym na środku oceanu, Paranormal Activity nie przypadnie do gustu. Peli wykorzystuje te same techniki straszenia i powoduje, że historia będzie przystępna tylko dla tych, którzy cenią klimat, a nie zapierające dech w piersiach efekty. Nawet zagorzałym fanom [REC], może czegoś zabraknąć. Mimo iż Steven Spielberg poprosił o zmianę zakończenia, to widać, że zostało ono przemienione na potrzeby dzisiejszego widza. Zbytnio przypomina ono końcówkę tego hiszpańskiego hitu o zombie, tracąc tym samym swoją oryginalność.
Lecz mimo wszystko, dzieło Orena Peliego ma coś w sobie. Siła manipulacji filmu jest ogromna, bo jeśli oglądamy nieruchomy obraz i zastanawiamy się "czy te drzwi, aby się nie poruszyły?", to znaczy, że się intensywnie wciągnęliśmy. Sam reżyser często stosuje taką technikę iluzji w trakcie seansu, dlatego całość wydaje się tak mocno nas interesować. W przypadku odwrotnej sytuacji i kompletnej nudy, polecam kolejny amerykański slasher, którego w kinach i wypożyczalniach jest na pęczki.