Gra zabiera nas do Fereldenu, krainy wielkiej, ale i niebezpiecznej. Jej mieszkańcom życie zatruwają nie tylko tak przyziemne problemy, jak zdrady stanu, morderstwa, demoniczne opętania, czy nienawiść rasowa, ale także coś o wiele gorszego, a zwącego się Mrocznymi Pomiotami. Są to rozumne istoty wypaczone przez czarną magię, pałające ogromną nienawiścią do wszystkiego, co żywe. Na co dzień zamieszkują one podziemia stanowiąc zmartwienie jedynie dla krasnoludów, jednak raz na kilkaset lat lubią zaczerpnąć świeżego powietrza i pod wodzą Arcydemona ruszają na wojenkę. Po pierwszej takiej walce ludy Fereldenu stworzyły stowarzyszenie zwące się Szarymi Strażnikami, którego jedynym celem jest walka z tymi bestiami. Od ostatniego starcia z Plagą minęło trochę czasu i wielu zapomniało już o czającym się w mroku niebezpieczeństwie i zasługach Szarych Strażników. W tych oto trudnych czasach staniemy się nowym rekrutem tego szlachetnego bractwa.
Tak w telegraficznym skrócie rysuje się ogólna fabuła gry. Jednak zanim przystąpimy do zabawy musimy stworzyć naszego bohatera. Ku rozczarowaniu miłośników systemu Dungeons & Dragons opcje kreowania postaci nie są zbyt duże. Wybieramy spośród trzech dostępnych ras (człowiek, elf lub krasnolud), następnie decydujemy o naszej profesji - tutaj warianty również nie należą do rozbudowanych, mamy do dyspozycji standard fantasy, czyli wojownika, maga, lub łotrzyka. Najciekawszy element kreatora to wybór pochodzenia naszej postaci - możemy być ludzkim szlachcicem, krasnoludem pariasem bądź członkiem rodziny królewskiej, czy też wolnym albo miejskim elfem. Co ważniejsze wybór rodowodu bohatera decyduje o tym, jak będzie się przedstawiała nasza historia początkowa, a decyzje w niej podjęte mają poważne konsekwencje w późniejszym etapie gry. Oczywiście również zachowanie bohaterów niezależnych wobec gracza determinowane będzie przez jego pochodzenie. Trzeba przyznać, iż to naprawdę doskonale zrealizowany pomysł, który na dodatek znacząco zwiększa szanse na ponowne przejście gry inną postacią.
Stworzywszy już nasze cyfrowe alter ego i ukończywszy kilkugodzinny prolog możemy wreszcie zanurzyć się w świecie gry. Zaczynamy z kilkoma jasno postawionymi celami, paroma towarzyszami, mapą i mieczem. Ferelden składa się z kilku głównych lokacji, do których zawiedzie nas nasza misja. Każde z tych miejsc boryka się z własnymi problemami, które będziemy zmuszeni rozwiązać zanim dane nam będzie osiągnąć cel, dla którego przybyliśmy do tego rejonu. Oczywiście poza głównymi questami czeka nas całe multum zadań pobocznych, których ukończenie daje mnóstwo frajdy i nieraz znacznie ułatwia nam grę. Nie możemy narzekać na nudę, twórcy wyraźnie przyłożyli się do tego aspektu gry, choć niestety wciąż czasem trafiają się nam zadania pokroju przynieś/zabij. Co najciekawsze to fakt, iż sposób, w jaki wykonujemy kolejne questy ma wpływ na późniejszą rozgrywkę, a wybory stawiane przed nami przez grę bynajmniej nie należą do łatwych i rzadko kiedy jest w nich wyraźnie zarysowana granica między dobrem i złem. Ot choćby w pewnym momencie natkniemy się na opętanego przez demona chłopca - możemy dziecko zabić, ale istnieje także możliwość uratowania go poprzez przeniknięcie do innego wymiaru i pokonanie złego ducha. Tkwi w tym jednak pewien haczyk, otóż aby dostać się tam należy złożyć w ofierze innego człowieka. Jeśli zabijemy dziecko, to oczywiście nie przypodobamy się dobrym postaciom z drużyny, ale z drugiej strony korzystanie z magii krwi i mordowanie ludzkiej istoty też nie zdobędzie ich sympatii. I bądź tu człowieku mądry…
Gra kładzie silny naciska na relacje z drużyną, która co prawda teoretycznie liczy tylko 4 osoby, ale w rzeczywistości jest dużo liczniejsza i w każdej chwili możemy zmienić jej aktualny skład dobierając kogoś z naszej wesołej kompanii. Praktycznie każda decyzja jest przez naszych towarzyszy żywo komentowana i oceniana. Warto utrzymywać z nimi dobre stosunki (postać, która nas lubi otrzymuje specjalne bonusy do statystyk), a i zdobycie serca pięknej dziewoi bądź urodziwego młodziana z pewnością nie zaszkodzi. Oczywiście nie jest to łatwe - jeśli będziemy zbyt szlachetni szybko stracimy szacunek pragmatycznej i raczej złośliwej Morrigan, zaś z drugiej strony okrucieństwo, bezduszność i bezczeszczenie świętych relikwii (a i taką możliwość gra dopuszcza) może zmusić naszą dobrotliwą (i niewątpliwe przydatną) medyczkę Wynne do walki z nami. Członkowie drużyny lubią za naszymi plecami prowadzić ciekawe dyskusje, które nieraz doprowadzą nas do śmiechu (szczególnie w pamięć zapadło mi przekomarzanie się Morrigan i Alistaira). Z każdym z towarzyszy możemy spokojnie porozmawiać w naszym obozie, a warto to robić regularnie, gdyż możemy dowiedzieć się o nich wielu ciekawych rzeczy, a nawet otrzymać od nich jakieś zadanie.
Czymże, jednak jest rpg bez walki, jeśli nie po prostu dużą przygodówką? ;) Na brak starć w Dragon Age nie możemy narzekać. Od razu pragnę zaznaczyć, że miłośnicy zręcznościowego naparzania w myszkę/klawiaturę a'la Mortal Kombat nie mają tu, czego szukać (a przynajmniej w wersji pecetowej). Nie ma się , co oszukiwać bitwy należą do wymagających i niełatwych. Kluczowym elementem jest tutaj znana z Baldurs Gate, Icewind Dale, czy Neverwinter Nights aktywna pauza oraz rzut izometryczny (co prawda możemy walczyć w trybie tpp, ale jest to bardzo niewygodne). Niemal, co chwila zatrzymujemy grę, by zadecydować, jaka postać, jakiej umiejętności teraz użyje. Czyni to walkę nieco szarpaną, ale również bardzo wciągającą i wymagającą myślenia, gdyż bez umiejętnego zastosowania zdolności każdej postaci nie wygramy.
Co może stanowić dla niektórych zaskoczenie, umiejętności w grze nie ma AŻ tyle ile możnaby oczekiwać. W zasadzie każda klasa ma cztery główne kategorie zdolności plus jeszcze dodatkowe związane ze specjalizacjami. Z czasem awansując na wyższe poziomy zostaje bowiem odblokowana możliwość nauczenia bohatera specjalnego "zawodu", np. wojownik może zostać berserkerem, czy templariuszem, a łotrzyk bardem, skrytobójcą albo łowcą. Dla każdej klasy istnieją w sumie 4 specjalizacje, oczywiście by uzyskać do nich dostęp trzeba znaleźć odpowiedniego nauczyciela bądź książkę. Zdolności podzielono w sprytny sposób tak, by gracz niemal na samym początku gry decydował, czy jego wojownik ma korzystać z broni dwuręcznych, tarczy, czy może ma walczyć dwoma ostrzami. Rozwój postaci jest bardzo ważny, warto starannie wybierać kolejne czary i umiejętności, gdyż z czasem błędnie dobrana zdolność może poważnie utrudnić grę.
Od strony graficznej Dragon Age prezentuje się ładnie, ale nie powalająco. Twórcy włożyli sporo pracy w projekty postaci i lokacji, jednak czasem, zwłaszcza w czasie rozmów widzimy brzydko rozmyte tekstury w niskiej rozdzielczości. Większość efektów specjalnych, widocznych zwłaszcza przy czarach wygląda dobrze, jednak np. lawa, której pełno w krasnoludkiem mieście wygląda bardzo słabo, w niczym nie przypominając roztopionej skały, jaką spodziewaliśmy się ujrzeć w wulkanicznych górach. Twórcy szczycili się dodaniem realistycznie wyglądających plam krwi na zbrojach, twarzach i broni bohaterów. Trzeba przyznać, iż ten element wypadł dobrze, patrząc na krwawe cętki na policzku wojownika, od razu widać, że ten facet macha naprawdę ostrym mieczem, a nie nadmuchiwaną zabawką. Z czasem efekt ten przestaje robić takie wrażenie, a niekiedy, zwłaszcza w czasie rozmów daje nieco zabawny efekt. Drażni brak zmiennego cyklu dobowego, który stał się już standardem w nowszych rpg-ach. Słońce zawsze stoi na tej samej wysokości nad horyzontem i nawet jeśli gramy przez 2 godziny to nie drgnie. Oczywiście w niektórych lokacjach mamy noc, ale z kolei ona zawsze trwa permanentnie i nie będzie nam dane ujrzeć danego miejsca w świetle dnia. Również efekty pogodowe nie powalają np. ulewatrwająca w czasie bitwy wieńczącej prolog wyglądała po prostu słabo. Na dodatek również i sytuacja atmosferyczna jest na stałe przypisana do danej lokacji i oskryptowana - zapomnijmy o nagłych deszczach i burzach, do których przyczaiła nas seria Gothic.
Natomiast udźwiękowieniu nie można niczego zarzucić. Muzyka jest w sam raz, wprowadza w nastrój, a jednocześnie nie rozprasza i pozwala skoncentrować się na grze. Odgłosy, jakie wydaje postać biegnąca w ciężkiej zbroi są wręcz doskonałe, wyraźnie słychać, że to naprawdę ciężkie żelastwo, a nie tektura pomalowana srebrną farbką. Odrębną kwestię stanowią głosy bohaterów. W oryginalnej wersji wypadają bardzo dobrze, niestety o polskim dubbingu tego powiedzieć nie można. Niektórzy bohaterowie brzmią jakoś zupełnie nieprzekonująco, zwłaszcza polska Morrigan, która wydaje się być mocno postarzona swoim głosem. W niektórych dialogach nie udało się również naszym aktorom uniknąć sztuczności, co drażni ucho. Oczywiście są też i plusy lokalizacji - przede wszystkim Piotr Fronczewski, pomijając fakt, iż pojawia się on w grach trochę zbyt często to odwalił kawał dobrej roboty. Sten, któremu podkłada głos, brzmi w naszej wersji lepiej niż w oryginale. Ogólnie rzecz biorąc rodzima ścieżka dźwiękowa jest dosyć nierówna i jeśli znamy mowę Szekspira to warto by było korzystać z angielskiego dubbingu. Warto jednak sprawdzić obie wersje, zwłaszcza, że pozostawiono nam wybór wersji językowej dialogów w menu opcji, dzięki czemu możemy je zmieniać swobodnie w czasie gry. Jakość samego tłumaczenia uważam za doskonałą, od tekstu w grze aż się roi i co ważniejsze jest on naprawdę na poziomie.
Niestety nie wszystko w Dragon Age jest różowe. Najbardziej razi po dłuższej rozgrywce nadmierne nasycenie gry walkami. Wiele questów wykonuje się w różnego rodzaju podziemiach i tam właśnie najczęściej dopada nas nuda. Po prostu za co drugimi drzwiami czeka na nas czasochłonne i nic nie wprowadzające do fabuły starcie. Gdy stoczymy cztery takie bitwy pod rząd nie pchnąwszy opowieści ani o centymetr do przodu zacznie nas powoli ciągnąc do wyłączenia gry. Wydaje mi się, iż twórcy po prostu nie mieli pomysłu na wydłużenie czasu zabawy, więc sztucznie napakowali zadania walkami. Drugi poważny problem w grze stanowi nie zawsze działające dopasowywanie przeciwników do poziomu drużyny. W pewnym momencie przed graczem zostaje postawiona możliwość dokonania bardzo dobrego lub dosyć nikczemnego uczynku. Wybór dobra zaprowadził moją 9 poziomową drużynę do walki z przeciwnikiem, którego fizycznie nie byłem w stanie pokonać. Bydle było po prostu stanowczo za silne, ledwo pokonałem je na poziomie 16. Co prawda po wybraniu opcji wsparcia zła starcia tego unikamy, ale przecież jeśli gracz chce okazać się szlachetnym świętoszkiem to powinien móc to zrobić bez konieczności cofania się przez labirynt podziemi i wracania do tej walki "kilka leveli później". Nie muszę chyba mówić, że jest to dosyć irytujące, a nie otrzymałem od gry żadnych wskazówek, że moja drużyna może się okazać zbyt słaba na takie starcie. Czasem również walki generowane losowo potrafią przysporzyć bólu głowy. Zwłaszcza w zaułkach największego miasta w grze, Denerim wyrwałem sporo włosów z głowy. Otóż kamera ogólnie rzecz biorąc działa wyśmienicie, ale nie wiedzieć czemu na otwartej miejskiej otoczonej wysokimi murami i wieżami przestrzeni dostaje kompletnego świra i nie mogąc zawadzić o elementy otoczenia nie pozwala na swobodne obracanie nią i dojrzenie ukrytych przeciwników. Problem ten pojawia w 2% wszystkich walk w grze, ale należy do okropnie irytujących. Twórcy chwalili się mrocznością i dorosłością tego tytułu, jednak w zasadzie poza krwią na pancerzach i scenami miłosnymi nie odczuwamy tego w grze. Z pewnością można było te cechy bardziej wykorzystać i stowrzyć dużo cięższy klimat w historii, która w końcu miała być prawdziwie brutalna i ponura, a którą na dzień dzisiejszy pod tym względem bez problemu przebija swojski Wiedźmin.
Podsumowując Dragon Age to świetny rozbudowany, długi i "staro-szkolny" rpg, który jest murowanym kandydatem do tytułu gry roku 2009. Niestety gra nie jest tak doskonała, jak można było się spodziewać, ale tak naprawdę jej wady to raczej drobiazgi niebędące w stanie zakłócić odbioru dzieła BioWare, jako doskonałej zabawy na wiele godzin. Jeśli jeszcze jej nie kupiliście to gnajcie do sklepu, bo naprawdę warto. Polecam!