Bohaterowie gry, Semir i Ben, to rzecz jasna członkowie elitarnego oddziału Cobra, walczącego z najważniejszymi złodziejami i przestępcami, biorąc przy okazji udział w skomplikowanych misjach pościgowych. Tak przedstawia się serialowa rzeczywistość, w grze znajdujemy, hmm… delikatnie mówiąc odmienny stan rzeczy. Owszem, fabuła kręci się wokół bliżej nieznanej siatki terrorystów zajmujących się "obsługą" organizowanego w mieście ważnego szczytu politycznego z udziałem najważniejszych osobistości świata polityki. Ponadto mamy do czynienia z szajką złodziei samochodów i kolesiami , którzy nade wszystko umiłowali sobie wyścigi samochodowe. Jednak co z tego, skoro cała gra ogranicza się do jazdy od punktu A do B, jeżdżenia za złodziejem zważając na zasadę "nie zbliżaj się bliżej niż na 20 metrów, bo policja Cię ukarze!" i spychaniu wypasionych fur do rowów/na mur pilnując fur oprychów przez kilka sekund. Do takich fachowych zadań nie trzeba żadnej Cobry, wystarczy swojska Grupa Szybkiego Reagowania i po kłopocie.
Niestety, głównych bohaterów w akcji nie ujrzymy - przez cały czas trwania gry nawet nie wychodzą z samochodu. Przy okazji zwrócę uwagę na dość istotny element - przerywniki filmowe - które są śmieszne. Owszem, twórcy gry się postarali i nagrali ogromną ilość kwestii dla głównych postaci, ale za to na ekranie obserwujemy smętną jednostajność: tłem do rozmowy jest komisariat, wokół którego usypiająco kręci się kamera, tył naszego wozu albo stare doki. Żadnej akcji, żadnych ludzi - lektorzy swoje, a obrazki swoje. Bida z nędzą.
Co jednak zaskakuje - gra jest dłuższa niż niejedna poważna produkcja. Trzeci Crash Time oferuje około 10 godzin gry w samym trybie fabularnym, a pozostałe zadania (patrolowanie ulic, nudaaaa) dają kolejne godziny zabawy. Niestety, żeby ukończyć to niemieckie cudo musiałem uwolnić ogromne pokłady samozaparcia i dawkować tę produkcję w rozsądnych porcjach. Największą wadą Crash Time III jest uderzająca do głowy z impetem młota pneumatycznego monotonność, powtarzalność, liniowość, przewidywalność… chrrrr, fiuuuu… <mlask, mlask>… taa, a więc, na czym to stanęło? Aha: grając w tę grę momentami przecierałem oczy ze zdumienia, że kogoś może fascynować tak nudny serial sensacyjny. Eksploracja miasta w poszukiwaniu niebieskich checkpointów zabija powoli, rozmowa z komendantem usypia, a wleczenie się za naszym celem do ustalonego z góry punktu włącza w naszym mózgu fazę głębokiego snu. To już nawet kolejne romanse w rodzinie Forresterów potrafią bardziej zainteresować, doprawdy. Na dodatek panowie scenarzyści co jakiś czas katują nas ekstra nudnymi wyścigami. Niby jedziemy 5 minut po zielonym pasie wyznaczającym optymalny tor jazdy i voila, ale to z pozoru błahe 300 sekund, dzięki szaleńczemu tempu akcji i jadącym spokojnie w szeregu oponentami, urasta nam do rangi kwadransa. Cholernie nudnego dodajmy. A gdy trafimy na zadanko, podczas którego musimy trzykrotnie udowodnić, że jesteśmy najlepsi i przejechać aż 9 okrążeń, to <chwila zadumy i powstrzymywania cisnących się na usta słów>… no właśnie, szkoda słów.
Przy okazji przejażdżek po okolicznym torze wyścigowym ujawniła się kolejna słabość trzeciego Crash Time - sztuczna inteligencja komputerowych botów. Samochody przeciwników jadą zawsze po z góry ustalonej linii - najdobitniej przekonałem się o tym, gdy podczas wyścigu wykonałem piruet; pech chciał, że stanąłem bokiem na pasie optymalnego toru jazdy - nie minęły dwie sekundy, jak z całą siłą w bok bryki wjechało mi pięciu matołów. Denerwujące jest także wykonywanie przez tych ćwierćinteligentów manewrów na skrzyżowaniach - zawsze zjeżdżają na lewy pas, żeby skręcić w boczną uliczkę. Czasami jednak krzemowe bestie wykazują trochę sprytu - potrafią wyrwać się z pułapki zastawionej przez radiowóz i uciec poza krąg widzenia. Dobrze wykorzystano opcję syreny policyjnej - włączając sygnał, samochody usuwają się z drogi. Niestety, czasami zdarzają się błędy i bryki pakują się nam pod koła. Chciały dobrze, ale nie wyszło - i te same słowa mógłbym skierować pod adresem twórców. Tym bardziej, że…
…całkiem nieźle Crash Time III przedstawia się od strony technicznej. Miasto, po którym się poruszamy, robi ogromne wrażenie: naprawdę podziwiam gości z Synetic, że chciało im się robić tak wielki teren, z pewnością będąc przekonanym o marnej jakości reszty. Ulice tętnią życiem, samochodów wszędzie pełno, denerwuje brak przechodniów, ale, jak twórcy tłumaczą w jednej z porad podczas ładowania gry, "zrobili to w trosce o ich bezpieczeństwo". Urocze. Na pochwałę zasługuje także grafika, bo szczerze mówiąc, zdecydowanie wybija się ponad ogólny poziom produkcji. Wszystko działa płynnie i bez najmniejszych zacięć, efekt rozmycia nadaje grze dodatkowego dynamizmu, a samochody i budynki są pełne detali. Szkoda także zmarnowanej pracy lektorów, którzy nagrali kilka godzin naprawdę ciekawych i zabawnych dialogów, ale w żaden sposób nie przysłużyło się to grze.
Crash Time III to dziwna budżetówka. Z jednej strony fabuła na poziomie filmów klasy podwórkowej i tony błędów w strukturze gry, z drugiej rozbudowany świat, niezła oprawa audiowizualna i uczucie niedosytu, bo mogła to być całkiem fajna gierka z urozmaiconą strukturą misji. Nuda tym razem zabija jednak ekstremalnie szybko i bez skrupułów. Ziewając wystawiam mocne trzy. Do ławki, odrobić zadanie, widzimy się za rok.