Witamy w magazynie Playback!     GRAJ Z PLAYBACKU!     Numer 06/2006 (Czerwiec 2006)
 
Recenzje

Zapowiedzi




  Mariusz 'PIRX' Janas
Redakcja









RZECZ O MINISTRZE ROMANIE G., CZYLI OŚWIATOWY PRAWOSKRĘT NIEKONTROLOWANY


Siostra Leontyna, katechetka z Liceum Ogólnokształcącego im. Św. Alberta jak najbardziej państwowego w małym miasteczku nazwijmy go U. dziarsko zmierzała w stronę Sali katechezy, mieszczącej się na parterze szkoły.
- Ja wam pokażę Wy cholery jasne, pomioty szatańskie! - Pomyślała z nietajoną wściekłością na poły po świecku, na poły zawodowo, była wszak profesjonalistką w każdym calu - koniec z wagarami, lewymi usprawiedliwieniami i ucieczkami z lekcji, że o symulacjach bólu brzucha nie wspomnę! Miała pełną świadomość pełnej przewagi nad uczniami i stan ten niemal ją upajał. Dzięki zawartej umowie pomiędzy kluczowymi siłami politycznymi zawiązano koalicję rządzącą, która po raz pierwszy od lat postawiła na czele MEN (Ministerstwo Edukacji Narodowej, nie wiedzieć, czemu przez złośliwców nazywanego Ministerstwem Ewangelizacji Nieustającej) wreszcie Właściwego Człowieka, a jak powszechnie wiadomo Człowiek To Brzmi Dumnie! I oto On właśnie sprawił, że niebawem Religia zajmie poczesne miejsce wśród innych przedmiotów, jako przedmiot maturalny. A jak oczywistym jest Matura to nie taki sobie zwykły egzamin, ot klasóweczka na czas, lecz drzwi otwarte do Przyszłości o zdecydowanie lepszych perspektywach.
- Teraz łobuzy wkuwać będzie z szybkością gazeli! - grymas niechęci wykwitł na wąskich, bladych i mściwie zaciśniętych wargach kobiety w habicie. W swoich kalkulacjach i oczekiwaniach wobec nowej sytuacji w ogóle nie brała uwagę oczywistego faktu, że miasteczko U. znajdowało się na wschodnich rubieżach Kraju, przez który leniwym nurtem przepływa Wisła, a większość ludzi tu zamieszkujących było wyznawcami prawosławia, którego dziwnym zrządzeniem losu (albo i nie, kto to wie?) nie wykładano w ramach katechezy.


Chciejstwo to takie prymitywne słowo, które jest jednak w stanie skutecznie zastąpić parę innych słów oddających niespełniony stan ducha. Większość ludzi, Obywateli mojej Ojczyzny jak przypuszczam uczestnicząc w Wyborach parlamentarno-prezydenckich AD 2005 miało Nadzieję, że kolejna wyłoniona w ich wyniku ekipa parlamentarna spełni od lat notorycznie niespełnione obietnice wyborcze i przestanie niemal jawnie KRAŚĆ. Oczekiwano na wyłonienie reprezentantów Narodu, którzy wreszcie będą Odpowiedzialni, Uczciwi i Solidarni wobec swoich wyborców, licząc przy tym na wykreowanie z nowego rozdania władzy, która będzie prospołeczna wobec potężnie spauperyzowanego Narodu. Po ogłoszeniu wyników, przez krótką, bardzo krótką chwilę wydawało się wszystkim, że marzenie zbiorowe tym razem nabrało realnego kształtu. Stwarzało Nadzieję na inny the after day! Nieszczęściem tych wyborów było ich połączenie. W wyniku takiego kalendarza wyborczego nastąpiła pełna polaryzacja sił politycznych i ich wyborców. W wyniku zabiegów zwanych modnie socjotechnicznymi (spadające pluszowe zabawki, w tym wielce twarzowy kocur), oraz strachu przed "nowym' wygrał, nie wiedzieć dlaczego, nurt konserwatywno-społeczny uosabiany przez PIS. Platforma Obywatelska z jej liderami Donaldem Tuskiem i Janem Marią Rokitą dwukrotnie poniosła spektakularną porażkę. Z perspektywy czasu, który minął od wyborów śmiem twierdzić, a nie jest ta opinia uodosobniona, że walnie do porażki, a przynajmniej w lwiej części przysłużyły się PO sondaże przedwyborcze, gdzie cały czas była liderem. Skutek był taki, że znaczna część elektoratu PO i niezdecydowanych wierząc bezkrytycznie w sondaże i "absolutnie pewną" wygraną PO zamiast do urn wyborczych wyjechało na grilla do lasu.

Po wyborach minęło parę miesięcy klinczu politycznego, który zaowocował wyjściem na pozycję opozycji, na własne zresztą życzenie formacji z "Premierem z Krakowa" i "Donaldem Tuskiem - Prezydentem Polski". Tam rzeczona formacja spotkała się z niedobitkami i sierotami po SLD i PSL, oraz przyczajonym LPR-em. Dzięki różnym działaniom mniej lub bardziej zakulisowym powołano do życia koalicję moherowo-buraczaną w brunatnym odcieniu, czyli PIS-Samoobrona-LPR. Gorzej chyba być już nie mogło!

I tu właśnie zaczyna się "jazda" jak mawiają rówieśnicy mojego Syna (l. 22)! Generalnie i od zawsze brzydzi mnie system układów i powiązań w tych związanych z polityką i aparatem władzy podwójnie.

Obrazek


Okazało się, bowiem, że człowiek posiadający Kartę Karną brudną, jak skarpetki trzyletniego Kazia, co to boso po mieszkaniu śmiga zostaje nie dość, że Ministrem Rolnictwa to jeszcze, jak gdyby kompromitacja tymi okolicznościami była mała w ramach premii (chyba za "waleczną" przeszłość) otrzymuje fotel Wicepremiera Najjaśniejszej Rzeczpospolitej! Owa Karta Karna to dokument Ministerstwa Sprawiedliwości stwierdzający przeszłość karną jej posiadacza i tyle lub aż tyle jak twierdzą inni. Dość powiedzieć, że w mojej firmie, gdzie mam zaszczyt być zatrudniony nie ma najmniejszych szans, aby strażnikiem ochrony, portierem, czy też popularnie zwanym "cieciem" mogła zostać osoba posiadająca jakikolwiek wpis urzędowy w ten dokument. Krótko mówiąc "wyrokowiec" cieciem zostać nie może, natomiast Wicepremierem Rządu RP - ależ proszę bardzo! Nawet w takim wypadku określenie frywolne - "jaja jak berety!" - całkowicie traci swoją zabawną wymowę.

Skutek dalszych manewrów polityczno-koalicyjnych przerósł moje wszelkie oczekiwania. Skoro, bowiem jednym Wicepremierem może być osobnik powyżej opisany, to, dlaczego drugim Wicepremierem nie mogłaby być osoba równie malownicza? Właściwie przeciwwskazań nie ma!

I oto pojawia się ON. Roman Giertych z Ligii Polskich Rodzin bardziej papieski i doktrynalny nawet od pewnego radyjka z Ojcem Dyrektorem T. Na mocy porozumienia koalicyjnego i układu wynikającego z negocjacji otrzymuje szef LPR - tekę Ministra Oświaty i Wicepremiera. W całym kraju kilka godzin po nominacji ministerialnej wybuchają spontaniczne protesty różnych środowisk na wieść o takim obsadzeniu fotela Ministra Oświaty. Dlaczego?!

Faktem niezaprzeczalnym jest, że Roman Giertych jest osobą nieźle wykształconą jak na krajowe warunki, gdyż ukończył studia prawnicze i jest praktykującym mimo stosunkowo młodego wieku adwokatem. Pochodzi z rodziny o wielopokoleniowych tradycjach niepodległościowych i jest to fakt niezaprzeczalny. Problem tkwi niewątpliwie w jego osobowości. To ortodoks religijny w czystej postaci, czasami słuchając jego wypowiedzi w sprawach fundamentalnych czy też aspektów wiary mam wrażenie nieodparte, że przy naszym Wicepremierze amerykańscy mormoni, znani z surowości obyczaju to po prostu wesołkowie nieskomplikowani. Do tego stopnia jest "krzewicielem" prawd objawionych, że budzi on lęk nawet u ludzi bardzo mocnej Wiary. Mnie śmieszyłby do bólu brzucha, gdyby nie fakt, że jest piekielnie niebezpieczny. Otóż Roman Giertych chce kształtować Polskę i młodzież polską tylko na wzór przez siebie akceptowany. Pod przymilnym, aczkolwiek nieszczerym uśmiechem skierowanym w stronę kamer czai się wyrachowany polityk, wyznawca skrajnie narodowych trendów w historii polskiej prawicy. Cel jest jeden. Maksymalna indoktrynacja w duchu jedynie słusznej religii Kościoła Rzymsko-Katolickiego. I TYLKO tej religii! Nie ma mowy o żadnym ekumenizmie, jeśli ktoś tak twierdzi do łże jak bura suka! To określenie autorstwa innej osobowości PIS - u Ministra MSW zapadło mi głęboko w pamięć. Jest piekielnie obrazowe i adekwatne do treści, które przekazuje. Dodając do tego brak jakiejkolwiek tolerancji wobec innych bliźnich, różniących się pochodzeniem, religią, czy też orientacją seksualną otrzymujemy koktajl wręcz zabójczy. Wspomnieć przy tym należy, że to właśnie Roman Giertych reaktywował Młodzież Wszechpolską - faszyzującą organizację skrajnej prawicy. Jeszcze w pamięci społecznej nie zatarł się obraz młodych bojówkarzy pozdrawiających się gestem "Heil Hitler". Oprócz manifestowania postaw pogardy wobec wszystkiego, co inne, pozbawieni owłosienia na pustych czerepach narodowcy są szczególnymi fanami homoseksualistów i emancypantek i nie ma możliwości, aby jakakolwiek demonstracja z udziałem wymienionych tu środowisk, obyła się bez awantury sprowokowanej przez "Wszechpolaków". Gołym okiem widać parcie do ograniczania praw wynikających z demokracji na rzecz władzy i jej organów. W tym momencie powiem coś, co być może wprawi Was w stan osłupienia Szanowni Czytelnicy. Urodziłem się w czasach tzw. "komuny", wykształciłem się i podjąłem pracę, a potem służbę na rzec mojej Ojczyzny, gdyż innej nie miałem jak ta, która powstała w wyniku zmowy Wielkiej Trójki w Jałcie, gdzie nasi wojenni sojusznicy USA, Francja i Anglia za utrzymanie status quo w Europie sprzedali nas Stalinowi w jego sowiecką strefę wpływów. I gdyby nie sami Polacy, ten stan trwałby zapewne dziesiątkami lat. Faktem jest niezaprzeczalnym, że nawet w najmroczniejszym okresie PRL nie było w tym kraju tyle służb tajnych i jawnych skierowanych przeciwko obywatelowi jak obecnie i każda z nich jest wyposażona w takie uprawnienia, o których ubecy nie śmieli nawet marzyć! I to jest FAKT! Policja, Policja Skarbowa, Policja Celna i jeszcze wiele, wiele innych! Po cichutku, bez rozgłosu pojawiają się w prawe przepisy ograniczające wolności obywatelskie. A Władza? A Władza jest pod szczególnym parasolem ochronnym i może Obywatelowi krnąbrnemu wypłacić "kopa w ..." kiedy zechce! Popatrzcie tylko, czy ktokolwiek ze sfer "przykorycianych" odpowiedział kiedykolwiek za złodziejstwo, czy korupcję, dla niepoznaki zwane biznesem? Ucho od śledzia! Wracajmy do naszego Bohatera, czyli Ministra Oświaty. Przyznać muszę, że jest prawdomówny, gdyż zaraz po intronizacji na stanowisko oświadczył bez skrępowania, że na Oświacie to tak naprawdę się NIE ZNA, ale będzie się starał! I jest OK - wszystko pod kontrolą.

Obrazek


Czekałem cichutko i spolegliwie na pierwsze owoce działalności MEN pod światłym tym kierownictwem. I nie musiałem czekać długo. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że Religia będzie przedmiotem maturalnym. Nie wystarcza już szarogęszenie się katechetów w szkołach, pobieranie przez nich kasy, za nauki, które na początku wprowadzania religii do szkół wg ówczesnego stanowiska Episkopatu Polski miały być czynione bezpłatnie. Powtarzam BEZPŁATNIE! Teraz jest kasa, przywileje nauczycielskie i głęboko w odbycie schowane ówczesne zobowiązania. Nie darmo Kościół ma ponad 2000 lat tradycji i wyspecjalizował się w technice kropli deszczu. Nic na siłę, kropla drąży skałę przez stulecia. Niejako przy okazji MEN modyfikuje programy nauczania historii. Jak bowiem młodzieży, która w swojej naturze jest niepokorna i odkrywcza przekazać prawdę historyczną o Kościele, nie jako o instytucji Wiary, a organizacji stricte politycznej? Co może usprawiedliwić fakt, że Kościół przez 20 stuleci istnienia przelał tyle niewinnej krwi, że nie ma nikogo i niczego, co mogłoby stanowić dla niego przeciwwagę. Przesadzam? Nie sądzę i raczej jestem pewien, że czas chowania wstydliwej przeszłości w mroki niepamięci i rugowanie z obecności w świadomości społecznej już przynosi efekty. Całkiem niedawno rozmawiałem z młodymi ludźmi na temat Świętej Inkwizycji. Nie mogłem wprost uwierzyć, że nie znają nazwiska Wielkiego Rzeźnika Niewinnych tych czasów - Tomasa de Torquemady! A bezsporny wkład w walkę w większości z wydumanymi heretykami papieża Klemensa VIII to nieporozumienie, bajka historyczna? Nazwiska Giordano Bruno, Beatrice Cenci, Girolamo Savonarola w mniemaniu władz Kościelnych Rzymu szalonego przeora Zakonu Dominikanów, który wierzył, że Wiara, Ubóstwo, Praca na rzecz bliźniego i Wyrzeczenie się grzechu winny być cechami Każdego duchownego - te postacie to tylko niektóre z całej masy męczenników, których Kościół sam stworzył.! Nic dziwnego, że takie poglądy musiały skrócić mu znacząco życie. Zakończył je dzięki litościwemu Klemensowi VIII na stosie, czyli miłosiernie oszczędzono mu bólu rozrywania końmi publicznie, a decydując się "tylko" na oczyszczające działania ognia! A udział w hiszpańskiej i portugalskiej Konkwiście? Z kim Fernando Cortez i Francisco Pizarro podbijał Nowe Światy bezlitośnie wyrzynając w imię Krzyża niewiernych setkami tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci? Z Ruskimi?! Zniszczono w imię Kościoła i dla Kościoła cywilizację Majów, Inków i Azteków, tracąc bezpowrotnie zdobycze wiedzy przez nich posiadane, o wiele bardziej zaawansowane niż nauka ówczesnego średniowiecza. Mógłbym te "osiągnięcia" Kościoła Rzymsko-Katolickiego wymieniać niemal w nieskończoność! A czasy nieodległe - rok 1945. Słyszeliście może o organizacji ODESSA? Była to tajna organizacja byłych członków hitlerowskiej SS i gestapo, która realizowała plan ewakuacji z Europy zbrodniarzy wojennych poszukiwanych przez Trybunał Norymberski. Operacja ta prowadzona była przy pełnym wsparciu Watykanu i użyczeniu dla niej kanałów dyplomatycznych. W ten sposób z Europy do Argentyny uciekł "Anioł Śmierci" dr. Josef Menele, czy wielu, wielu innych, których do końca swoich dni tropił Szymon Wiesenthal.

Obrazek


Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mam przekonanie, powoli przeradzające się w Pewność, że pod tym kierownictwem MEN programy nauczania zostaną w stopniu znacznym zmodyfikowane w kierunku uszczuplenia rzetelnej wiedzy i zastąpienia jej JEDYNIE słuszną ideologią. Scenariusz taki jest wielce możliwy, biorąc pod uwagę cały cykl ewolucyjny i rewolucje, które stały się udziałem sensownego wprowadzenia do szkół w ramach wiedzy o rodzinie elementów seksuologii. Ten przedmiot to kaleka hybryda, która jedynie dostarcza niezdrowych sensacji młodzieży, która i tak wiedzę w tej materii zdobywa na własną rękę i nie tylko (empirycznie też). W tym kierunku podąża także pomysł uczynienia religii przedmiotem maturalnym. O wątpliwościach, jakie nasuwają się w związku z łamaniem zasad w Konstytucji RP już nieśmiało zaczyna się wspominać, a głosy w tej sprawie nabiorą siły. Nie jestem konstytucjonalistą, więc nie będę w tej sprawie się wypowiadał. Interesuję mnie natomiast inny aspekt tej sprawy. Zgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym wszystkie religie są RÓWNE wobec prawa. Jasne jak słońce! Problem leży mianowicie w tym, że jak to zwykle bywa w Polsce są Równi i Jeszcze Równiejsi. I teraz radośnie wkraczamy w meritum sprawy! Skoro ma być religia przedmiotem maturalnym, jak chce Pan Minister to zgodnie z porządkiem powyżej opisanym każdy Wierzący ma Prawo do pisania Matury z zakresu wyznawanego przez siebie wyznania religijnego. I teraz Jajco-niespodzianka, czyli głupoty niemoty. Jak MEN zabezpieczy prawo do takich egzaminów maturalnych wyznawcom Islamu {mamy ich w Polsce!}, Świadkom Jehowy czy zwolenników Zaratustry, że o członkach diaspory żydowskiej w Polsce nie wspomnę? Skąd wziąć tylu egzaminatorów maturalnych o tak specyficznych kwalifikacjach i wiedzy, kto tą wiedzę ma zweryfikować, kto sporządzi pytania egzaminacyjne i jak to w ogóle powinno wyglądać. Pytań jest wiele, tylko że stawiane są przez naiwnych. Spytacie, dlaczego? Odpowiedź jest prosta: nie ma takiej opcji, gdyż ten egzamin jest przewidywany tylko z religii Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Koniec. Kropka. Kłania się historia z czasów wprowadzania religii do szkół. Zapowiadano wtedy szumne, a celowała w tym Nasza Władza uspokajając zaniepokojonych możliwością nauczania ich dzieci religii przez nich niechcianej, że nie ma mowy o łamaniu sumień, gdyż równoległe będzie stworzony przedmiot etyka, który będzie wykładany przez nauczycieli o tej specjalizacji i na te zajęcia uczęszczać będą osoby niebiorące udziału w zajęciach z religii. I mówiąc brutalnie: gówno z tego wyszło, bo tak właśnie miało być! Teraz będzie to powtórka z tamtej operacji, o tym jestem przekonany i co gorsze nie ma środowiska, które mogłoby skutecznie stawić temu opór. Platforma uwikłana we własne problemy, SLD faktycznie zmarginalizowane (to cena, którą latami będzie płacić za działalność omc kanclerza Millera), inne środowiska inteligenckie poza Parlamentem. W tej sytuacji Pan Minister Roman G. wraz z swoim LPR-em i przy wsparciu moherowo-buraczanej koalicji jest w stanie przeforsować ten dziwaczny pomysł. Osobiście wolę, aby wezwany przeze mnie hydraulik do wymiany sedesu, zwanego z plebejska kiblem był fachowcem w zakresie instalatorstwa sanitarnego, niźli legitymował się tylko maturą z religii. Zdecydowanie wyżej cenię sobie profesjonalizm, niż brodzenie po kostki w wodzie we własnym mieszkaniu, tylko dlatego, że w przeszłości "fachowiec" wybrał lżejszy przedmiot na maturę, bo jak tu porównywać matmę i religię? Tylko dla idioty te przedmioty są jednakowo ważne i postawi pomiędzy nimi znak równości.

Miałem zamiar w tym artykule jeszcze napisać o Tolerancji, Równości i Honorze, pojęciach, które odchodzą w przeszłość. Nie napiszę. Zaczynając ten tekst wiedziałem, że rodzi się projekt uczynienia Religii przedmiotem maturalnym. Stało się.

Dzisiaj - 26 maja 2006 r. o godz. 14.00 media ogólnopolskie podały do wiadomości informację o decyzji Ministra Edukacji Narodowej Romana Giertycha o wprowadzeniu do grona przedmiotów maturalnych Religii. Ten sam Roman Giertych jeszcze 30 dni temu głosił, że NIE WIDZI potrzeby podnoszenia religii do rangi przedmiotu maturalnego. Ot i prawdomówność, prawdziwie budząca zdziwienie. Śmiem twierdzić, że uspokajając atmosferę spowodowaną strajkami i demonstracjami po jego nominacji na to stanowisko po prostu KŁAMAŁ i tyle, albo aż tyle. Zresztą, czego oczekiwać po facecie, który wbrew etyce będąc członkiem Sejmowej Komisji Śledczej cichcem na Jasnej Górze spotykał się z jedną z osób będących wtedy w zainteresowaniu tej komisji, a konkretnie biznesmenem Janem Kulczykiem. Potem na ten temat nieudolnie kłamał, dzięki czemu z tych niedogotowanych jaj niezły ubaw miały media. Cóż mogę powiedzieć?! Jeden człowiek z domu wynosi dobre wychowanie i kulturę, a inny meble!

Nie chcąc kończyć tego tekstu w nastroju porażki, atmosfery kapitulanctwa i depresji mam dla Was Szanowni Czytelnicy - Młodzi Czytelnicy, będący teraz w szponach Romana G., aktualnie zarobkującego na chleb na posadzie Ministra Oświaty pewną racjonalizatorską propozycję.

Ci z Was, którzy za rok staną przed koniecznością wyboru przedmiotów do zdawania w ramach Matury niechaj wybierają Religię - w zakresie Voo Doo rzecz jasna. Gwarantuję Wam, urzędasy od Oświaty z MEN-u osiwieją, aby znaleźć egzaminatorów tego wybranego przedmiotu. Wszak nie wolno zmuszać do WYZNAWANIA, czy też praktykowania pod przymusem religii. A tym właśnie jest sytuacja, kiedy osoba niechcąca zdawać z zakresu religii Rzymsko-Katolickiej, jest do tego zmuszana przez konieczność nauki jej zasad, lub historii, a jest na ten przykład Adwentystą. Szczególnie zainteresowanym z przyjemnością poddam pod rozwagę inne, równie interesujące trendy religijne, z których można by przeegzaminować maturalnych egzaminatorów.

Tym optymistycznym akcentem kończę Pozdrawiając Wszystkich Czytelników!!!








PLAYBACK 2006 Wszelkie prawa zastrzeżone!

O zinie | Kontakt | Współpraca | Redakcja