Witamy w magazynie Playback!     GRAJ Z PLAYBACKU!     Numer 06/2006 (Czerwiec 2006)
 
Recenzje

Zapowiedzi




  Mateusz 'Papkin' Witczak
Redakcja



Powiększ

Powiększ

Powiększ





Gatunek: Przygodowa
Producent:
Kheops Studio
Dystrybutor:
IQ Publishing
Wymagania: Pentium III 1Ghz, 128MB RAM, karta graf. 64MB, 1.2 GB HDD

SECRET OF THE LOST CAVERN


Średniowiecze to był fascynujący okres. Ot, wystarczy włączyć telewizor, aby się przekonać, jak bardzo pobudził on wyobraźnię filmowców. Rycerze, królowie, intrygi… oj, coraz to kolejne obrazy nie schodzą z ramówki. Lwia część reżyserów na tło swego dzieła wybrała renesans, bądź, jeszcze lepiej, czasy starożytnej potęgi Rzymu, gdy Julek był u szczytu władzy i sypał cytatami, na których teraz, współczesne pokolenie łacinę słyszącą jedynie pod blokiem, łamie sobie języki. A jaki, pasjonujący przecież, czas nie został tak dobrze wyeksploatowany? No cóż… pomyślcie. Otóż właśnie to, czasy pierwszych ludzi. Pewnie, że były liczne dokumenty, kilka ciekawych filmów ( znaczy się "RRRrrrr!!!" nie aż tak dobre, ale niezłe), ale w porównaniu do liczby szyjących z łuków, wymachujących dłłuuugimi mieczami (o opinię prosimy doktora Freuda) wojowników, którzy rozpanoszyli się na srebrnym ekranie, trochę tego mało, prawda? Podobna sytuacja ma się na naszym ryneczku. W iluż to grach ratowałeś piękne damy, prałeś gęby bandziorom maczugą, gawędziłeś z wystrojonymi kupcami, zarządzałeś miasteczkami średniowiecza, i tak dalej, i tak dalej? Zaś odsetek gier, których akcja rozgrywa się w prehistorii, jest wręcz karygodnie mały, a przecież to bardzo ciekawy okres! W zasadzie ostatni tytuł, jaki sobie przypominam, choć zapewne kilka zaginęło w pamięci, to… drugi Prehistoryk. No dobra, były eksperymenty jakoś tam nawiązujące, z rodzaju Primitive Wars, ale mimo wszystko, tam raczej chodziło o fenomen dinozaurów. Coś jest nie tak…

Obrazek


Lukę (Lucky?), na szczęście zapełniono i to nie byle czym. Oto bowiem wyłania się Secret of the Lost Cavern - przygodówka z klasycznym interfejsem i bardzo sympatycznymi zagadkami. Akcję śledzimy z oczu bohatera, przemieszczając się po kolejnych lokacjach tak, jak w serii Myst (przynajmniej do części piątej). A więc w kilku punktach bohater zatrzymuje się, rozgląda, kombinuje i wykonuje wszelkie, zlecone przez nas działania. Może się, rzecz jasna, obracać o 360 stopni. W grze nie znajdziecie nawet śladu sekwencji zręcznościowej. Wszystkie zagadki rozwiążemy wyłącznie dzięki logice i żelaznej konsekwencji, nie zaś, jak to ostatnimi czasy modne, zręcznym palcom i szczęściu. Tyle słowem wstępu o mechanice.

Bohater zwie się Arok i jest młodym członkiem bliżej nieokreślonego nam klanu. Jak każdy jego członek, włada wprawnie prostym angielskim. Ciekawe, prawda? Pewnego dnia wyrusza na polowanie. Idzie mu nieźle, zwierzyna jest już w zasięgu włóczni, gdy nagle… pojawia się drugi łasy na mięso myśliwy i to bynajmniej nie tylko na mięso zwierzęce. Lew jaskiniowy (3 razy większy od swego współczesnego odpowiednika, posiada kanciasty pysk, był szczególnie eksponowany przez ówczesnych artystów. Skąd to wiem? O tym zaraz) zagania Aroka wprost do jaskini nieopodal. Tam bohaterowi udaje się schronić, ale na jak długo? Naszym pierwszym zadaniem jest rozpalenie ognia. A co będzie dalej? Cóż, malowidła w grocie przypominają młodzianowi dzieciństwo i pewnego wędrowca, którego tropem pragnął podążyć, ale, no cóż, był zbyt mały. Na szczęście brodaty staruszek obiecał, że pozostawi ulubieńcowi wskazówki, jak do niego dotrzeć w przyszłości. Wygląda na to, że ucieczka nas na nie naprowadziła. Od tej pory naszym celem będzie dotarcie do Klema, bo tak ów malarz się zwie oraz nauczenie się rzemiosła. Nasze prehistoryczne alter-ego również bowiem marzy, aby bazgrolić ściany, ku uciesze archeologów za wieeeele lat.

Obrazek


Tyle o fabule. Aby swego dopiąć Arok wyrusza w podróż, idąc śladem Klema, natrafia na kolejne malowidła, i zagadki. Właśnie - łamigłówki. Obok scenariusza najważniejsza rzecz w grze przygodowej. I za to należy się grze plus jak ze wsi do stołka wicepremiera (znaczy się długi)! Wyzwania przed nami stawiane są logiczne, ciekawe i choć trudne, nie aż tak, aby sięgać po solucję czy inne środki nieczyste. W zasadzie, choć rozdrabniać się nie lubię, możemy podzielić je na cztery, zasadnicze grupy. Są więc rozmaite przesuwanki, układanki i przelewanki, tak ubóstwiane przez miłośników sagi Myst ciekawe obróbki narzędzi, tworzenie nowych przedmiotów i projektowanie. Na czym to z kolei polega? Otóż niekiedy natrafiamy na płaski kamień, dookoła którego rozmieszczono rozliczne komponenty, których zabrać nie jesteśmy w stanie, ale użyć w danej lokacji, owszem, można. Kładziemy na blacie jakieś urządzenie i korzystając zarówno z przedmiotów w ekwipunku, jak i tych, które znajdziemy dookoła wykonujemy swe zadanie. Tniemy kości, wygładzamy krzemień, wszystko w odpowiedniej kolejności. Na wykonanie zadania mamy z góry określoną liczbę ruchów. Każdy błąd nagradzany jest punktem ujemnym z tej sumy. Za poprawne wykonanie akcji nie tracimy nic. Jeśli zaprzepaścimy wszystkie szanse, sytuacja cofa się do chwili przed rozpoczęciem prac i musimy zaczynać od nowa. Tego typu przeszkody można rozwiązać metodą prób i błędów, ale większość, dzięki zdrowemu rozsądkowi, przechodzi się za pierwszym razem. Trzecia grupa to proste używanie przedmiotów na postaciach i innych przedmiotach, a że wszystko jest bardzo jasne i klarowne, trzeba być szympansem z zapaleniem opon mózgowych, bądź Janasem podczas wyboru polskiej reprezentacji, aby sobie z tego typu sprawami nie poradzić. No i są też, co najciekawsze, bardzo nietypowe łamigłówki związane z malowidłami na ścianach. Ciężko to wytłumaczyć, ale niekiedy sekwencja stworzona przez artystę ożywa i musimy doprowadzić ją do szczęśliwego końca. Na ten przykład jednym razem trzech ludzi poluje na mamuta. Gdzieś w oddali namalowano potwora, zaś w pewnej odległości dzidy obok trzech mężczyzn. Podajemy więc dzidy ludziom, zaś mamut albo ich taranuje, albo (jeśli włócznię damy stojącemu najbardziej na tyłach mężowi) pada od siły ciosów. To akurat bardzo prosta sprawa, ale są momenty, gdy jednak trzeba troszkę pomyśleć, a jest to, trzeba wam wiedzieć, bardzo sympatyczne urozmaicenie. Dodatkowo, jak się przekonujemy, takie malowidła mają pewną moc magiczną, która pozwala nam pokonywać rzeczywiste przeszkody.

Grafika zachęca do kupna. Zadbano, aby tła nie były zbyt statyczne, woda płynie, ogień trzaska i porusza się w rytm wiatru, na polanie latają motyle. Programiści postarali się, aby gdziekolwiek jesteśmy nie było zbyt cicho i pusto. Choć spotykamy zaledwie czterech bohaterów niezależnych, graficy wykonali wspaniałą pracę i przy projektowaniu postaci. Każda ma własną specyfikę, na pierwszy rzut oka widać, kim jest, zachowano proporcje, twarz starca zdobi sieć zmarszczek, bujne włosy młodzieńca zachwycają. Widać dbałość o szczegóły. Choć tła również są niczego sobie, ba, są bardzo ładne, postaci to takie miłe urozmaicenie. Z przyjemnością ogląda się też cutscenki. Muzyka jest dobra, doskonale wprawia nas w nastrój tajemnicy sprzed wieków. Fajnie brzmią też uderzenia kamieni, plusk wody i tym podobne smaczki, które czasem przewijają się w tle.

Każda zagadka wyzwala takie pokłady dumy, każda rozmowa zdradza nam położenie celu, do którego naprawdę chce się zmierzać, że tytuł przechodzi się jednym tchem. Zajęcia Aroka są tak zróżnicowane, zadania przed nim stawiane tak niezwykłe i niespotykane (a przecież gier przygodowych było już bez liku) że od tytułu ciężko się oderwać. Owszem, zdarzają się czasem pewne "zwisy", ale niemożność uporania się z jakąś łamigłówką w moim wypadku likwidował… kubek herbaty i pół godziny przerwy. Wszystko jest bowiem zdumiewająco logiczne i spójne. I tutaj dochodzimy do jedynej poważnej wady SotLC. Bowiem już po kilku godzinach tajemnice jaskini zostają odkryte, a rozgrywka niespodziewanie się… kończy. Innymi słowy jest świetnie, ale tylko przez krótki czas. Szkoda.

Obrazek


Grę zlokalizowano w sposób kinowy, u dołu ekranu wyświetlają się napisy, które zgrabnie, choć czasem dość frywolnie, ilustrują wypowiedzi napotykanych postaci. Przetłumaczono również ciekawą encyklopedię (tu wyjaśnia się mój krótki opis lwa jaskiniowego), w której zawarto informacje na temat sztuki, fauny, flory i zwyczajów z okresu, w którym przyszło żyć naszym praojcom. Pełno ciekawostek, które dobrze i chętnie się czyta. Czyli przyjemne z pożytecznym. Trzeba przyznać, że koncepcja podobna do tej znanej z ostatnich dzieł ś.p (albo i nie świętej) Cryo, które pod koniec istnienia masowo wypuszczało gnioty w podobnej konwencji. Jednak każda ówczesna gra studio, w porównaniu z Sekretami wypada jak Kaczyński w zestawieniu z Napoleonem. Obaj niscy megalomani, ale…

Pod każdym względem warta ceny, piękna, dopracowana i w zasadzie nie ma się do czego przyczepić, tak można podsumować dzieło, z którym dane mi było ostatnio obcować. Gdyby jeszcze nie kończyło się tak szybko… ale nie narzekam, już na biurku wylądował Return to Mysterious Island, zrealizowany przez tych samych programistów i w podobnym stylu. I powiem wam w sekrecie, że już marzy mi się kolejna wyprawa do czasów prehistorii… może kiedyś będę recenzować sequel?








  OCENA
  Grywalność: 8+   Grafika: 8   Dźwięk: 7           8

+ wspaniała oprawa (wygląd postaci!)
+ logiczne, satysfakcjonujące łamigłówki.
+ dołączona encyklopedia.
+ ciekawe tło zdarzeń.

- że się kończy.
- i że się ZA SZYBKO kończy.
- wspominałem, że jest krótka?
PLAYBACK 2006 Wszelkie prawa zastrzeżone!

O zinie | Kontakt | Współpraca | Redakcja