Kolejna
gra z serii "Skoki Narciarskie" promowana
nazwiskiem i zdjęciem jednego z najbardziej znanych
skoczków świata - Adama Małysza. Najnowsza odsłona
stanowi sporą ewolucję w stosunku do poprzedniczek, a
może ma szansę zadecydować o rewolucji polskiej
produkcji gier sportowych. Takie było moje pierwsze wrażenie,
jak zmieni się ono w trakcie zabawy? Czytaj dalej!
Po zakończeniu instalacji, dwukrotnie klikam na ikonkę
nowych skoków. Włącza się efektowne, w pełni trójwymiarowe
menu, przedstawiającego skoczka w locie smaganego
podmuchami wiatru. U dołu mamy pasek przycisków. Nie
bawiąc się w zbędne zmiany, od razu przystąpiłem do
gry.
Tryb dla pojedynczego gracza rozpoczyna się stworzeniem
własnego zawodnika. Wpisujemy niezbędne dane (imię,
nazwisko, wiek i narodowość), rozdajemy 15 punktów do
trzech możliwych grup - siła wybicia, technika lotu i
prędkość najazdu. Po skończeniu tych wszystkich
czynności świat skoków narciarskich staje przed nami
otworem. W trybie dla jednego gracza skaczemy tylko
jednym zawodnikiem, musimy dbać o jego rozwój wykupując
treningi, czy zostawiając górę kasy w sklepie ze sprzętem.
Karierę zaczynamy w pucharze juniorów (KADRA C). Od
razu rzuca się w oczy ogromna zmiana na plus. Jest nią
grafika. Cudowne obrazy i animacje trzymające wysoki
poziom nawet na najniższych detalach. Świetnie
odwzorowane skocznie, każda jest inna, niepodobna do
drugiej. Bardzo dobrze zrobiono zjawiska pogodowe i model
skoczka, który poprostu zapiera dech w piersiach.
Pierwsze skoki nieco popsuły moją opinię o grze.
System skoków zapowiadany jako intuicyjny, wcale taki
nie jest dla kogoś kto stawia swoje pierwsze kroki w
serii Skoków Narciarskich 200X. Po dokładniejszym
przeanalizowaniu instrukcji (dwie strony !!-->sic !)
powróciłem do zabawy pełen nowych sił. Moje kolejne
podejść okazały się bardziej owocne. Wystarczyło
kilka zawodów i zacząłem nawet wygrywać. Podążając
przez liczne zawody, tyrnieje, olipmiady etc, w ciągu
niecałego dnia osiągnąłem wszytsko, o czym skoczek
marzy. Byłem mistrzem świata, Turnieju Czterech
Skoczni, Olimpijskim, wygrałem turniej Fiński, Japoński
etc. etc.
Zawiedziony trybem solo postanowiłem zmierzyć się z
karierą trenerską. I tym razel zaczyna się wszystko od
początku. Tworzenie, rozdawanie punktów ble, ble, ble.
Wykonawszy wszystkie zabiegi wprowadzające, jako trener
musimy zebrać swoją drużynę, składającą się z
czterech skoczków. W tym celu musimy... stworzyć sobie
zawodników. I znów rozdawanie punktów...ble, ble. Jakże
mocno zirytowany rozpocząłem sezon, i co ?! Wszytsko to
samo, dokładnie jak w trybie solo. Tym razem, tylko
skaczemy, aż czterema skoczkami, a jako bonus ( żeby coś
pachniało trenerką ) decydujemy, czym skoczkowie dojadą
na zawody i gdzie zanocują. Ach, i jeszcze możemy im
porozdawać kilka punkcików, tak dla zabawy jak mniemam.
W grze mamy jeszcze kilka sposobów zabawy. Dwa kolejne z
nich to tryby turniejów i zawodów. I wiecie co? Tutaj
niczego nowego nie znalazłem, więc nie będę na ten
temat pisał.
Spokoju nie dawało mi to, że na panelu z gry widniał
napis MULTIPLAYER. Działa on na zasadzie hot seat...
Teraz skaczemy nie sami, a z kilkoma osobami, pod
warunkiem, że... siedzą koło nas! O prawidziwej grze
wieloosobowej zapomnij. Tu mamy doczynienia, z multi bez
internetu.
Dodatkowo w grze jest opcja treningu, chyba najbardziej
odmienny od reszty sposób spędzenia wolnego czasu z tym
tytułem. Tutaj możemy nawet decydować o wysokości
belki, sile wiatru, pogodzie, itp. Czysta rewelacja.
Na koniec zostawiłem sobie fakt nazwisk występujących
w grze. Jedyne poprawne nazwisko jakie spotkamy to
"Adam Małysz", ale i tak nie zawsze. Osobiście
natknąłem się na "buraczek" w postaci
"Adam Ma". W innych przypadkach spotykamy takie
cuda jak Ahinen, Bajner i inne smaczki.
Skoki Narciarskie 2006 to tytuł niezły, ale nudny jak
cholera. Ciągle dostajemy to samo, a całą grę można
skończyć w przeciągu jednego dnia. Panowie, którzy
zajmowali się tworzeniem tego tytułu, mogli włożyć
weń więcej serca i czasu. Choć na pewno Metropolis
zrobił je lepsze niż L'Art. I to się liczy!
|