Oberleutnant
zur See Wilhelm von Trettnov spokojnie oceniał widok, który
za pośrednictwem peryskopu docierał do jego oczu.
Przewalając się z burty na burtę z mozołem piął się
na nadchodzące fale drobnicowiec, opisany jako statek
handlowy o oznaczeniu C2 . Na jego pokładzie piętrzyły
się skrzynie. Zapadający zmierzch wyostrzał obraz.
Na pokładzie zanurzonego U-Boota panowała przenikliwa
cisza. Oficer spokojnie poczekał, aż siatki celownika
peryskopu bojowego przetną się na śródokręciu
statku, po czym nie odrywając oczu od okularu peryskopu
powiedział :
-…vier…drei…zwei…eins…Torpedo loss!
Szum sprężonego powietrza był sygnałem, że dwie
torpedy opuściły wyrzutnie i zmierzają w stronę
statku. Dowódca U-Boota śledził lekki ślad kilwateru
biegnących torped. W 42 sekundy później zmrok rozświetliła
potężna eksplozja.
Nie wiedział jednak, że (co prawda trafienie torped
zakończyło morski żywot handlowca) było ono jak strzał
sędziego na zawodach sportowych sygnałem do rozpoczęcia
polowania na jego okręt podwodny. Polowania z nagonką,
gdyż zatopiona jednostka była w tej grze jedynie przynętą!
W ten nietypowy sposób postanowiłem rozpocząć
przedstawienie najnowszej części zdecydowanie
najlepszego symulatora łodzi podwodnej, jakim niewątpliwie
jest seria „Silent Hunter”. Cykl ten charakteryzowała
się m.in. tym, że każda kolejna część jest lepsza
od poprzedniczki. Nie inaczej jest i tym razem.
Otrzymujemy do rąk grę absolutnie z najwyższej, jak to
się powiada, półki. Pomimo niesamowitej, stojącej na
bardzo wysokim poziomie grafiki, gra ma przyzwoite
wymagania sprzętowe, co świadczy póki co o tym, że
zespół Ubisoft Studios nie bierze udziału w „wyścigu
zbrojeń”, polegającym na śrubowaniu wymagań i
ograniczaniu w ten sposób dostępności dla graczy, bo
jak powszechnie wiadomo, karty graficzne nie rosną na
drzewach.
W grze mamy dostępne rozmaite tryby dla pojedynczego
gracza, jak i tryb zabawy wieloosobowej z wykorzystaniem
sieci LAN lub Internetu. Dla pojedynczego gracza
przewidziano na początek ukończenie Akademii Morskiej,
gdyż jak wiadomo do wykonywania pracy potrzebne są
kwalifikacje (w przeciwieństwie do pewnego kraju nad Wisłą,
gdzie do pracy, a w szczególności polityki nie są
potrzebne żadne). Tak więc uczymy się, a potem jak na
Akademię przystało zdajemy egzaminy z nawigacji,
dowodzenia okrętem, szkolenia ogniowego artylerii pokładowej
i ataku torpedowego. Po szczęśliwym zakończeniu
edukacji otrzymujemy dostęp do dwóch trybów gry:
kampanii i misji pojedynczych. Nad misjami pojedynczymi
nie będę się zatrzymywał, jako że w swojej genialnej
prostocie obsługi (oczywiście dla absolwenta Akademii
Morskiej) są wymarzone do „przetarcia” się na
szlakach morskich. Co do kampanii nie ma tak lekko (w tym
momencie zaznaczam, że to moje własne subiektywne
odczucie). Na początek określamy własny profil i
wskazujemy bazę macierzystą Krigsmarine z której będziemy
wyruszać na łowy. Do wyboru na tym etapie są dwie:
Wilhelmshaven lub Kiel . Od tego wyboru zależy też jaką
wersją łodzi podwodnej
U-Boot rozpoczniemy rozgrywkę. Aby nie „palić”
frajdy graczom na tym poprzestanę.
Czas kampanii określony jest zgodnie z prawdą
historyczną na lata 1939-1945, tak więc nie ma możliwości
„tworzenia nowych kart historii”. Następnym krokiem
po wyborze bazy jest określenie stopnia realizmu,
poprzez wskazanie, lub też wykreślenie z listy poszczególnych
elementów związanych z przebiegiem gry np.
nieograniczona ilość torped, lub paliwa znacznie
upraszcza rozgrywkę, nie mówiąc już o korzystaniu z
automatycznego przeliczania kursu torped. Dla początkujących
użytkowników tego typu gier jest to jakieś wyjście,
niemniej uważam, że w miarę zwiększania się umiejętności
własnych powinno się natychmiast samemu sobie podnosić
poprzeczkę. „Sileni Hunter III” to właśnie taka
gra, która
pozwala odczuć pełną satysfakcję na poziomie ok. 80 %
realizmu i wyżej. To wtedy naprawdę poczujecie dreszcz
emocji, jak tropić Was będą zespoły niszczycieli i
korwet, a wybuchy bomb głębinowych będą wyznaczać
granice istnienia załogi przez Was dowodzonej. Nie
wspominam już o konieczności racjonalnego korzystania z
paliwa, czy po prostu przemyślanego prowadzenia ataku
torpedowego, gdyż przykładowo atak na kuter rybacki sześcioma
torpedami całkowicie mija się z celem. W ramach kariery
za każde wykonane zadanie i jego skuteczność będziemy
otrzymywać punkty reputacji, które z kolei wykorzystamy
dla modyfikacji posiadanych jednostek, lub też ruchu w
składzie personalnym załogi. W tym miejscu nowość:
nie tylko za samo wykonane zadania możemy otrzymywać
awanse i odznaczenia, lecz jako dowódca uzyskujemy takie
prawo wobec członków załogi. Mało tego, możemy
dokształcać marynarzy wysyłając ich na kursy doskonalące
np.: radiooperatorów, ‘torpedystów’ i inne poprzez
co podnosimy siłę bojową jednostki. Po szczęśliwym
powrocie do bazy, postoju przeznaczonym na uzupełnienie
uzbrojenia, bieżące naprawy i odpoczynek załogi
wracamy na morze.
W czasie gry cały czas spadają kartki
z kalendarza co bezpośrednio znajduje odbicie w sytuacji
na morzu, lub oceanie. Początkowo bezbronne jednostki
stanowiące łatwy łup, w miarę upływu czasu zaczną
przemierzać swoje trasy w solnej osłonie okrętów
wojennych. O sukces będzie coraz trudniej . I to chodzi!
Realizm przede wszystkim! Na końcu kampanii jest rok
1945. W tym miejscu mam trochę żalu dla Twórców, że
nie pokusili się o wariantowe zakończenie, a
poprzestali na komunikacie „wojna skończona!” . Można
było np.: jako zakończenie pozostawić zgodnie z prawdą
historyczną wybór: niewola, albo ucieczka do Argentyny,
lub Paragwaju! Myślę, że jeżeli doczytaliście do
tego końca to przetrwacie wiele. Na koniec tej części
powiem tylko, że gra w sieci w dostarczy Wam
niezapomnianych wrażeń, jako że dochodzi „czynnik
ludzki”, a jak wiadomo z zasady jest on przebiegły,
wredny i podstępny.
Cokolwiek nie napisałbym o przebiegu tej gry nie jest w
stanie oddać jej klimatu. Miłośnicy historii i batalii
morskich otrzymali do rąk naprawdę świetną grę o dużych
walorach poznawczych. Tradycją Ubisoftu powoli staje się
włączanie do tego typu gier zakładki encyklopedycznej,
gdzie użytkownik może obejrzeć jaki sprzęt brał
udział w działaniach wojennych II Wojny Światowej.
Wykonanie kolejnej części „Sileni Huntera” z nr. 3
od strony graficznej nie pozwala na grymaszenie. Oprawa
jest po prostu świetna i tylko od jakości posiadanego
sprzętu zależy jak wyglądać będzie na ekranie
monitora. Szkoda, że przy tym bogactwie nie pokuszono się
jeszcze o zróżnicowane ukształtowanie dna morskiego -
wtedy to byłby pełny odjazd! Ale i tak jest wiele
nowinek: aktywna kamera widoku zewnętrznego, podgląd w
specjalnym oknie na ekranie biegnącej do celu torpedy,
czy też całe cutscenki z agonią zatapianych statków i
okrętów wojennych. I co istotne nie są to scenki
standardowe, tylko animacja, którą widzicie zawsze
dotyczy zaatakowanego przez Was typu jednostki.
Słów kilka o dźwięku: jest wyśmienity. Środowisko
morskie tak na powierzchni jak i w zanurzeniu jest po
prostu świetne. Niestety, aby je docenić w pełni też
potrzebny jest sprzęt na przyzwoitym poziomie. Wybuchy
bomb głębinowych, kotłów parowych na tonących
jednostkach, czy też dźwięk asdicu – protoplasty
sonaru to sam MIÓD dla uszu gracza! Obsługa programu od
strony użytkowej nie nastręcza większych problemów, a
dodatkowo dystrybutor gry Cenega Poland oprócz starannie
wykonanej instrukcji gry dołączył również „mapę
klawiszologii dla użytkownika” za co moje słowa
Uznania i Podziękowania!
Czym zatem jest „Silent Hunter III”?
Świetną grą, gwarantującą nie tylko rozrywkę, ale i
mającą sporo realizmu, przyjazną dla
KAŻDEGO gracza niezależnie od jego aktualnego
zaawansowania w obsłudze gier oraz komputera. Po prostu
jest to pozycja, którą warto „zadołować” we własnych
zasobach.
Do spotkania na oceanie WILKI MORSKIE!
|