Recenzje

Autor tekstu: Joker
Gatunek:
wyścigi
Producent: SoftPlanet
Dystrybutor: SoftPlanet
Wymagania:
Pentium III 1 GHz, 128 MB RAM, gfx 32 MB, 500 MB HDD

Army Racer

Specjalnie dla nowej gry węgierskiego producenta, Army Racer, postanowiłem napisać dwie, nie jedną recenzję. Obie znajdziecie poniżej. Sugeruję abyście przeczytali dokładnie obie i wydali opinię opieraną na obydwu tekstach.

Wersja nr 1.
Gra nie uruchomiła się na moim komputerze (Celeron 1,8Ghz, 256 ddr, GForce 3 Ti 200).

Wersja 2.
Pamiętacie może czasy Undergrounda? Ten charakterystyczny dźwięk kiedy włączaliście nitro i zaczynaliście pędzić przed siebie nie bacząc na te dziwnie migające, lekko rozmazane światełka za oknem? Ja pamiętam te czasy nader dobrze. Było to, jeśli mnie pamięć nie myli, w roku 2003. Nadszedł rok 2006 i co mnie przywitało? Army Race, najnowsze, węgierskie „dzieło”. Co trzy lata różnicy potrafią niekiedy zdziałać? Otóż odpowiedź brzmi – nic. Niestety nic.
Po włączeniu AR, czego notabene dokonałem jedynie na służbowym laptopie mojego, jakże przydatnego tatusia, ukazuje nam się zgrabnie wykonany… Komiks. Krótki, zwięzły i na temat. Teoretycznie to on ma za zadanie tworzyć fabułę gry, przy której spędziłem, zanim jeszcze zacząłem grać, dobrych kilka godzin. Przedstawia on spasionego generała mówiącego pewnemu mężczyźnie (komu? Nawet nie wyjaśniono) o wyścigach mających jednoczyć wojska danego kraju. I na tym koniec. To jest wytłumaczenie skąd właściwie wzięliśmy się w wyścigach. Koniec fabuły, kropka. Następną rzeczą jaka Nas przywitała był wybór jednego z kilku dostępnych portretów i wymyślenie swojej ksywki. W końcu można zacząć właściwą grę. Przyznam szczerze, że to co zobaczyłem i tak przeszło moje oczekiwania po dotychczasowych wrażeniach z grą. Mimo usilnych starań podejścia do gry obiektywnie było to niemożliwe. Gra po prostu zarobiła zbyt dużo minusów zabierając nie tylko mój czas, ale także i tak skołatane już nerwy.

 


Dlaczego wcześniej wspomniałem o Undergroundzie? AR ma podobne założenia co wspomniana, kultowa już, gra. Wyścigi w miejscu nietypowym, w których wygrywać można dzięki podrasowywaniu swojego auta. Tych ostatnich do wyboru mamy dosyć dużo, lecz ten fakt zaraz zostaje przyćmiony innym. Brak licencjonowanych wozów. Każda bryczka ma jednak bardzo podobny wygląd i nazwę do swojego odpowiednika (a przynajmniej spora ich część) w rzeczywistości. Widać, że przeszkodą w nadaniu prawdziwych nazw samochodom były pieniądze. Dokładniej ich brak (chociaż co tutaj ukrywać, AR jest tytułem zdecydowanie nisko budżetowym). Nie zabrakło także poszczególnych części samochodowych. Jest ich, w przeciwieństwie do „czterech kółek”, najzwyczajniej w świecie mało. Mamy do wyboru jedynie stopień jakości danego komponentu. Tutaj także nie istnieje tutaj takie pojęcie, jak markowy sprzęt.

 


Oprawa wizualna pozostawia sobie bardzo wiele do życzenia. Mam wrażenie, że wspomniany Underground był lepiej zrealizowany także pod względem graficznym, pomimo że został wydany na świat trzy lata wcześniej niż obiekt naszego, jakże lichego, zainteresowania. Samochody wyglądają jak parę blach złączonych ze sobą w dość estetyczny sposób bez zbędnych efektów takich jak odblask Słońca, cień… Tego nie uświadczycie w AR. To jest bezpieczna gra. Kiedy to mówię mam na myśl to, że można dowoli walić w barierkę, zderzać się z innymi samochodami i tak dalej. Nie jestem pewien czy w języku węgierskim znane są takie pojęcia, jak model uszkodzeń, czy choćby model jazdy. Gra ogranicza się do bezsensownego uderzania w klawisze. Tutaj naprawdę (!) nie potrzebne jest jakiekolwiek wyczucie. Poziom trudności ustala jedynie limit pieniędzy jaki mamy na początku, a które zdobywamy wraz ze zdobywaniem miejsc na podium na danej trasie, AI to następny brak w tym tytule stworzonym przez „Madziarów”. Przeciwnik potrafi na prostej drodze wpakować się w przeszkodę, w którą teoretycznie trzeba byłoby się postarać wjechać.

 


 

Po kilku godzinach zabawy („zabawy”?) z AR po prostu bolała mnie głowa. W gwoli ścisłości dodam, że w dni wolne potrafię spędzić przed „piecem” około trzynaście, czternaście godzin bez choćby najmniejszych dolegliwości. Przyczyną tego bólu była… Muzyka. Techno, jakie wydobywało się z moich głośników podczas gry, z czasem zastąpiłem własną muzyką. Zapewniam Was, że nic do stracenia nie ma, a do zyskania wiele – zdrowie. Bo czy nasza psychika nie jest najważniejsza? Ile to się ostatnio w sieci słyszy o dzieciach umierających z powodu zbyt dużej ilości czasu spędzonej przed monitorem.
Z reguły nie lubię wymieniać minusów jakiegokolwiek tytułu. Wychodzę z założenia, że każda gra ma w sobie to „coś”. Tej gry brakuje do doskonałości wiele, do kosza – wręcz przeciwnie. Niemal całkowity brak fabuły, grafika gorsza od wielu tytułów wydanych dobre kilka latek temu, muzyka, od której boli głowa… Chcę zapomnieć i o tworze 576 Media, Army Racer, i o tej recenzji, ponieważ przy obydwu bawiłem się nader źle.

 

 Army Racer

ocena

 grafika 2  muzyka 1  grywalność 1

2


+ duża ilość samochodów? - duża ilość nielicencjonowanych samochodów,
- muzyka!,
- nudniejsze niż jedzenie flaków z olejem (do nich nabrałem ostatnio dzikiej chętki kiedy pojawiły się na stole),
- brak modeli jazdy i zniszczeń,
- kilkugodzinna zabawa w konfiguracji (i tak zakończyła się po prostu zmianą „peceta” do grania…)