Publicystyka

  Wywiad z Markiem Lencem by Papkin

TRAGEDIA ANTYCZNA W TRZECH KRÓTKICH AKTACH.

AKT I
(Pokój Wojtka, Wojtek gra, do pokoju wchodzi Mama)

Mama: O Wojtuniu, synu mój, w co ty grasz?
Wojtek: O Mamulu, matko moja, gram ja w grę.
Mama: O Wojtuniu, a co się tam dzieje?
Wojtek: O Mamulu, trup gęsto się ściele. Właśnie rwę głowy, smażę sobie ciała, krwią zalewam rowy i miecza używam bez mała.
Mama: To dobrze. (Wychodzi)

AKT II
(Pokój Wojtka miesiąc później, Wojtek gra, do pokoju wchodzi Mama)

Mama: O Wojtuniu, synu mój, w co ty grasz?
Wojtek: O Mamulu, matko moja, gram ja w grę.
Mama: O Wojtuniu, a co się tam dzieje?
Wojtek: A właściwie nic. I nawet rymować się nie chce.
Mama: Och!
Wojtek: Co?
Mama: Patrz na tą panią?
Wojtek: Czym zawiniła?
Mama: Pokazała kolano nagie zupełnie, cóż to za pornografia.
Wojtek: To kolano tylko, Mamulu...
Mama: Już ja ci dam bobu, młody człowieku! (Zaczyna okładać syna torebką).

AKT III
(Pokój Wojtka, miesiąc później, autor na siłę wymyśla akt trzeci, aby móc zaszpanować tytułem "Dramat Antyczny w III krótkich aktach", bo "w II krókich aktach" nie brzmi już tak efektownie... Wojtek gra, na monitorze wyświetlają się napisy).

Ania: Cześć, mam na imię Ania, mam 12 lat, szukam koleżanek i kolegów. [ENTER].
Wojtek: Cześć Aniu, tu Wojtek. Mam 48 lat i jestem pedofilem. Chętnie Cię poznam...
Ania: Pewnie! Niezły żart!
[NIGDY NIE WIADOMO, KTO JEST PO DRUGIEJ STRONIE].

Głupawych wstępów nigdy za dużo, choć 2 pierwsze akty, co z dumą mogę powiedzieć, oddają pewien trend o którym dziś wspomnę. Mowa, rzecz jasna, o rodzicielskich ekscesach. Otóż od pewnego czasu słyszy się o tym, że rodzice widząc tony krwi przewalające się przez ekran, flaki skąpane w posoce, juchę tryskającą do sam sufit, odpadające ręce, głowy i mózgi na ścianach ziewają tylko. Standardzik. Zaś kawałek damskiego biustu, spódniczka odrobinę za krótka jak na obecne standardy, czy bardzo gorący pocałunek budzą już zgorszenie i wywołują rodzicielski tryb "wrzenia". Co takiego w tym jest? Cóż- brutalność się zużyła. Tyle filmów, gier, czy książek szczegółowo ukazuje przemoc, że coraz trudniej faktycznie zaszokować, co nie znaczy, że nikomu się to nie udaje. Za to erotyka to wciąż "nowy ląd". Twórcy coraz śmielej weń wkraczają, a dlaczego?

Cóż, nie da się ukryć, że są dwie rzeczy, które działają na graczy jak beczka silikonu na Pamelę Anderson, innymi słowy które aż tak ich przyciągają. Seks i krew. Na tych dwóch elementach często bazują gry mało rozgarniętych, początkujących developerów, stając się podstawą całego przedsięwzięcia. I tak sprzedał się Postal 2, który poza morzem trupów nie oferował nic. Podobnie zaszokowało Hooligans, tylko że tu nie było nawet "nic", tylko, jak śpiewano "mniej niż zero". Popularność zyskała sobie Bloodrayne, na tyle, że trafiła na okładkę Playboya i wielki ekran kin. Kobieca, co oznacza "cycata" dhampirzyca i zwłoki nazistów- spełnienie marzeń graczy! Wymieniać by można długo, a i tak nie powstałaby kompletna lista. Gier, które podejmują niegrzeczną tematykę jest sporo i zazwyczaj cel takich działań jest jeden: Zwiększenie sprzedaży. I tak na półkach szalały Przygody Ryśka, czy Airlines 69. W zasadzie poza Bloodrayne w tym zestawieniu mamy do czynienia z samymi gniotami, które nazwać możemy "złymi grami". A co jest po drugiej stronie barykady?

Naturalnie "dobre gry". Nie, nie zwalczamy problemu głodu na świecie i nie ratujemy World Trade Center przed pachołkami Bin Ladena. Po prostu- w tych tytułach wykorzystano erotykę i brutalność tak, że faktycznie nie są one głupim magnesem, tylko budują klimat, tudzież żart. Po dość niecodziennym i długim wstępie chciałbym rozpocząć już właściwą część artykułu "Przemoc Inaczej". Wpierw opiszę kilka gier, które bez jednego z tych dwóch czynników obejść by się nie mogły.

Na pierwszy ogień niech pójdzie seria Larry, któa nie oferuje, jak sądzą niektóre oddziały Moherowych Beretów, posłusznych generałowi Rydzykowi, "zboczeń i pornografii", a balansuje na pewnej subtelnej granicy swój humor opierając na lekkiej erotyce. Mnóstwo przezabawnych gagów, masa ludzikich, odpowiednio sparodiowanych zachować i przerysowane sytuacje, oto, co oferuje siedem części przygód Larrego Laffera, bo ósma okazała się już faktycznym skokiem na kasę i ujawniła brak pomysłu, także można ją z czystym sumieniem nazwać "złą grą".

Z bliższych przykładów pozwolę sobie przytoczyć opisywany w tym numerze Still Life, przygodówkę twórców Syberii. Niczym w dobrym thrilerze sporo tu scen drastycznych i widoków, których zaprawdę nie chciałby ujrzeć nikt zdrowy na umyśle. Ale cóż... Tak naturalne ukazanie morderstw i ofiar buduje po prostu niesamowicie misterny i niepowtarzalny klimat. Podobnie jak wulgarny język. Ukazanie w ten sposób, szorstki, surowy i straszny przygód agentki Mcpherson naprawdę działa na gracza i sprawia, że po zakończeniu gry z pewnością nie raz obrócisz się nerwowo będąc w ciemnym zaułku w godzinach wieczornych, a znalezienie się tam, po Sylwestrze, pod wpływem pewnych niecodziennych napojów, nie było wcale trudne, nieprawdaż? ;)

Manhunt, rzeknę i już rozpocznie się zażarta dyskusja. Część, słusznie, uważa, że gra twórców GTA, to chora, skrajnie brutalna głupota. Druga część, równie słusznie rzecze na to, że to całkiem niezła skradanka. Z pewnością efekt "starego filmu" no i, przede wszystkim, takie, a nie inne ukazanie mordów buduje pewną atmosferę. Notabene może ja, wychowany na filmach grozy i... niektórych grach jestem już na tyle chory, że przemoc mi spowszedniała, ale w Manhuncie nie znalazłem czegoś, co by mnie specjalnie poraziło. Owszem, napakowano doń dużą dawkę agresji, ale taka sobie grafika nie pozwoliła autorom na oddanie jej w sposób naturalny. Choć, nie powiem, włos się jeżył na głowie, kiedy gracz patrzył na kolejne masakry łysawego antybohatera.

Panowie z Rockstar to zresztą weterani w tej dziedzinie. Kolejne części GTA, choć nie dorównywały może pod względem ilości krwi nna ekranie Manhuntowi, przecież też polegały na strzelaniu, cięciu, miażdżeniu i mordowaniu wszystkiego co się rusza. Czepiano się również wulagryzmów i seksu, ale to już pewnie wiecie dzięki aferze "Gorącej Kawy", przez którą developer stracił bardzo wiele dolarów, a która przecież nie była znowu "aż tak gorąca". Dziwne jednak, że ta wiadomość ominęła Polskę. Czemu media nie chwyciły tematu, nie wiadomo do dziś.

W 2003 roku Ubisoft nie miał się najlepiej. Francuzi wydali aboslutnie obłędne Beyond Good & Evil, a także cudnego platformera Prince of Persia: The Sands of Time, ale te produkcje nie sprzedały się najlepiej. Tęgie głowy pomyślały więc chwile i w końcu... Wymyśliły jak przekonać do kolejnego POPa kolejne rzesze graczy! Część druga oferowała już fontanny krwi i, choć niektórzy, w tym ja, ciut się jednak na Ubi wkurzyli za to, że z księcia- przyjaciele dzieci i młodzieży o wielkim serduszku spacerującego po orientalnych pałacach zrobili ksiącia- krwawego mordercę siekającego zombiaki na plasterki w płonących, pełnych zła budowlach. Ale że państwo mają klasę dodali tyle znakomitych rozwiązań i tak usprawnili rozrywkę, że po prostu aż wstyd by ich było skrytykować. Poza tym nie dodali do gry jakiejś ostrej pornografii, bo chyba zbliżenie na jedną, czy dwie damskie pupcie się do tegoż nie zalicza? A że przy okazji więcej zarobili- tym lepiej!

Na koniec warto rzec dwa słowa o Larze Croft i jej podobnych. Jako, że w gry komputerowe gra jednak więcej panów, niż pań, aby przyciągnąć ich przed monitory graficy przydawali wszystkim komputerowym czikom monstrualne biusty, co, w połączeniu z pośpiechem i głupotą sprawiło zresztą, że zupełnie zmutowana Lar(w)a skończyła w Aniele Ciemności tak, jak skończyła. Być może jej wizerunek naprawi Legends? Ja tam od siebie powiem, że nie mam nic przeciwko takim zmianom, ale, do licha, rozsądniej! Ja rozumiem, że każden jeden chce, aby wykreowana przez niego heroina była symbolem seksu, ale taki wyścig bius... zbrojeń też wcale nie wypada w oczach graczy za dobrze...

Cóż, nie da się ukryć. Temat- rzeka, być może ktoś do niego kiedyś powróci. Póki co jednak chcę wam tylko powiedzieć, że brutalność wcale nie cechuje gry głupiej. Zresztą zerknijcie choćby na Stubbs: The Zombie Rebel Without a Pulse, gdzie krwi jest dużo, ale zarazem dziwnie by było, gdyby gra- parodia filmów grozy nagle odmówiła sobie posoki. A więc- więcej krwi i pornografi? Nie, co prawda chcemy ich, ale w rozsądnych ilościach i we właściwym miejscu...