TRAGEDIA
ANTYCZNA W TRZECH KRÓTKICH AKTACH.
AKT I
(Pokój Wojtka, Wojtek gra, do pokoju wchodzi
Mama)
Mama: O Wojtuniu, synu mój, w co ty grasz?
Wojtek: O Mamulu, matko moja, gram ja w grę.
Mama: O Wojtuniu, a co się tam dzieje?
Wojtek: O Mamulu, trup gęsto się ściele. Właśnie
rwę głowy, smażę sobie ciała, krwią zalewam
rowy i miecza używam bez mała.
Mama: To dobrze. (Wychodzi)
AKT II
(Pokój Wojtka miesiąc później, Wojtek gra, do
pokoju wchodzi Mama)
Mama: O Wojtuniu, synu mój, w co ty grasz?
Wojtek: O Mamulu, matko moja, gram ja w grę.
Mama: O Wojtuniu, a co się tam dzieje?
Wojtek: A właściwie nic. I nawet rymować się
nie chce.
Mama: Och!
Wojtek: Co?
Mama: Patrz na tą panią?
Wojtek: Czym zawiniła?
Mama: Pokazała kolano nagie zupełnie, cóż to
za pornografia.
Wojtek: To kolano tylko, Mamulu...
Mama: Już ja ci dam bobu, młody człowieku!
(Zaczyna okładać syna torebką).
AKT III
(Pokój Wojtka, miesiąc później, autor na siłę
wymyśla akt trzeci, aby móc zaszpanować tytułem
"Dramat Antyczny w III krótkich
aktach", bo "w II krókich aktach"
nie brzmi już tak efektownie... Wojtek gra, na
monitorze wyświetlają się napisy).
Ania: Cześć, mam na imię Ania, mam 12 lat,
szukam koleżanek i kolegów. [ENTER].
Wojtek: Cześć Aniu, tu Wojtek. Mam 48 lat i
jestem pedofilem. Chętnie Cię poznam...
Ania: Pewnie! Niezły żart!
[NIGDY NIE WIADOMO, KTO JEST PO DRUGIEJ STRONIE].
Głupawych wstępów nigdy za dużo, choć 2
pierwsze akty, co z dumą mogę powiedzieć, oddają
pewien trend o którym dziś wspomnę. Mowa, rzecz
jasna, o rodzicielskich ekscesach. Otóż od
pewnego czasu słyszy się o tym, że rodzice widząc
tony krwi przewalające się przez ekran, flaki skąpane
w posoce, juchę tryskającą do sam sufit,
odpadające ręce, głowy i mózgi na ścianach
ziewają tylko. Standardzik. Zaś kawałek
damskiego biustu, spódniczka odrobinę za krótka
jak na obecne standardy, czy bardzo gorący pocałunek
budzą już zgorszenie i wywołują rodzicielski
tryb "wrzenia". Co takiego w tym jest? Cóż-
brutalność się zużyła. Tyle filmów, gier,
czy książek szczegółowo ukazuje przemoc, że
coraz trudniej faktycznie zaszokować, co nie
znaczy, że nikomu się to nie udaje. Za to
erotyka to wciąż "nowy ląd". Twórcy
coraz śmielej weń wkraczają, a dlaczego?
Cóż, nie da się ukryć, że są dwie rzeczy, które
działają na graczy jak beczka silikonu na Pamelę
Anderson, innymi słowy które aż tak ich przyciągają.
Seks i krew. Na tych dwóch elementach często
bazują gry mało rozgarniętych, początkujących
developerów, stając się podstawą całego
przedsięwzięcia. I tak sprzedał się Postal 2,
który poza morzem trupów nie oferował nic.
Podobnie zaszokowało Hooligans, tylko że tu nie
było nawet "nic", tylko, jak śpiewano
"mniej niż zero". Popularność zyskała
sobie Bloodrayne, na tyle, że trafiła na okładkę
Playboya i wielki ekran kin. Kobieca, co oznacza
"cycata" dhampirzyca i zwłoki nazistów-
spełnienie marzeń graczy! Wymieniać by można długo,
a i tak nie powstałaby kompletna lista. Gier, które
podejmują niegrzeczną tematykę jest sporo i
zazwyczaj cel takich działań jest jeden: Zwiększenie
sprzedaży. I tak na półkach szalały Przygody
Ryśka, czy Airlines 69. W zasadzie poza
Bloodrayne w tym zestawieniu mamy do czynienia z
samymi gniotami, które nazwać możemy "złymi
grami". A co jest po drugiej stronie
barykady?
Naturalnie "dobre gry". Nie, nie
zwalczamy problemu głodu na świecie i nie
ratujemy World Trade Center przed pachołkami Bin
Ladena. Po prostu- w tych tytułach wykorzystano
erotykę i brutalność tak, że faktycznie nie są
one głupim magnesem, tylko budują klimat, tudzież
żart. Po dość niecodziennym i długim wstępie
chciałbym rozpocząć już właściwą część
artykułu "Przemoc Inaczej". Wpierw
opiszę kilka gier, które bez jednego z tych dwóch
czynników obejść by się nie mogły.
Na pierwszy ogień niech pójdzie seria Larry, któa
nie oferuje, jak sądzą niektóre oddziały
Moherowych Beretów, posłusznych generałowi
Rydzykowi, "zboczeń i pornografii", a
balansuje na pewnej subtelnej granicy swój humor
opierając na lekkiej erotyce. Mnóstwo
przezabawnych gagów, masa ludzikich, odpowiednio
sparodiowanych zachować i przerysowane sytuacje,
oto, co oferuje siedem części przygód Larrego
Laffera, bo ósma okazała się już faktycznym
skokiem na kasę i ujawniła brak pomysłu, także
można ją z czystym sumieniem nazwać "złą
grą".
Z bliższych przykładów pozwolę sobie przytoczyć
opisywany w tym numerze Still Life, przygodówkę
twórców Syberii. Niczym w dobrym thrilerze sporo
tu scen drastycznych i widoków, których zaprawdę
nie chciałby ujrzeć nikt zdrowy na umyśle. Ale
cóż... Tak naturalne ukazanie morderstw i ofiar
buduje po prostu niesamowicie misterny i
niepowtarzalny klimat. Podobnie jak wulgarny język.
Ukazanie w ten sposób, szorstki, surowy i
straszny przygód agentki Mcpherson naprawdę działa
na gracza i sprawia, że po zakończeniu gry z
pewnością nie raz obrócisz się nerwowo będąc
w ciemnym zaułku w godzinach wieczornych, a
znalezienie się tam, po Sylwestrze, pod wpływem
pewnych niecodziennych napojów, nie było wcale
trudne, nieprawdaż? ;)
Manhunt, rzeknę i już rozpocznie się zażarta
dyskusja. Część, słusznie, uważa, że gra twórców
GTA, to chora, skrajnie brutalna głupota. Druga
część, równie słusznie rzecze na to, że to
całkiem niezła skradanka. Z pewnością efekt
"starego filmu" no i, przede wszystkim,
takie, a nie inne ukazanie mordów buduje pewną
atmosferę. Notabene może ja, wychowany na
filmach grozy i... niektórych grach jestem już
na tyle chory, że przemoc mi spowszedniała, ale
w Manhuncie nie znalazłem czegoś, co by mnie
specjalnie poraziło. Owszem, napakowano doń dużą
dawkę agresji, ale taka sobie grafika nie pozwoliła
autorom na oddanie jej w sposób naturalny. Choć,
nie powiem, włos się jeżył na głowie, kiedy
gracz patrzył na kolejne masakry łysawego
antybohatera.
Panowie z Rockstar to zresztą weterani w tej
dziedzinie. Kolejne części GTA, choć nie dorównywały
może pod względem ilości krwi nna ekranie
Manhuntowi, przecież też polegały na
strzelaniu, cięciu, miażdżeniu i mordowaniu
wszystkiego co się rusza. Czepiano się również
wulagryzmów i seksu, ale to już pewnie wiecie
dzięki aferze "Gorącej Kawy", przez którą
developer stracił bardzo wiele dolarów, a która
przecież nie była znowu "aż tak gorąca".
Dziwne jednak, że ta wiadomość ominęła Polskę.
Czemu media nie chwyciły tematu, nie wiadomo do
dziś.
W 2003 roku Ubisoft nie miał się najlepiej.
Francuzi wydali aboslutnie obłędne Beyond Good
& Evil, a także cudnego platformera Prince of
Persia: The Sands of Time, ale te produkcje nie
sprzedały się najlepiej. Tęgie głowy pomyślały
więc chwile i w końcu... Wymyśliły jak
przekonać do kolejnego POPa kolejne rzesze
graczy! Część druga oferowała już fontanny
krwi i, choć niektórzy, w tym ja, ciut się
jednak na Ubi wkurzyli za to, że z księcia-
przyjaciele dzieci i młodzieży o wielkim
serduszku spacerującego po orientalnych pałacach
zrobili ksiącia- krwawego mordercę siekającego
zombiaki na plasterki w płonących, pełnych zła
budowlach. Ale że państwo mają klasę dodali
tyle znakomitych rozwiązań i tak usprawnili
rozrywkę, że po prostu aż wstyd by ich było
skrytykować. Poza tym nie dodali do gry jakiejś
ostrej pornografii, bo chyba zbliżenie na jedną,
czy dwie damskie pupcie się do tegoż nie
zalicza? A że przy okazji więcej zarobili- tym
lepiej!
Na koniec warto rzec dwa słowa o Larze Croft i
jej podobnych. Jako, że w gry komputerowe gra
jednak więcej panów, niż pań, aby przyciągnąć
ich przed monitory graficy przydawali wszystkim
komputerowym czikom monstrualne biusty, co, w połączeniu
z pośpiechem i głupotą sprawiło zresztą, że
zupełnie zmutowana Lar(w)a skończyła w Aniele
Ciemności tak, jak skończyła. Być może jej
wizerunek naprawi Legends? Ja tam od siebie
powiem, że nie mam nic przeciwko takim zmianom,
ale, do licha, rozsądniej! Ja rozumiem, że każden
jeden chce, aby wykreowana przez niego heroina była
symbolem seksu, ale taki wyścig bius... zbrojeń
też wcale nie wypada w oczach graczy za dobrze...
Cóż, nie da się ukryć. Temat- rzeka, być może
ktoś do niego kiedyś powróci. Póki co jednak
chcę wam tylko powiedzieć, że brutalność
wcale nie cechuje gry głupiej. Zresztą
zerknijcie choćby na Stubbs: The Zombie Rebel
Without a Pulse, gdzie krwi jest dużo, ale
zarazem dziwnie by było, gdyby gra- parodia filmów
grozy nagle odmówiła sobie posoki. A więc- więcej
krwi i pornografi? Nie, co prawda chcemy ich, ale
w rozsądnych ilościach i we właściwym
miejscu...
|