"Wallace i Gromit: Klątwa Królika"

W pewnej małej wiosce, niemal wszyscy ludzie żyją z uprawy warzyw. Co rok w willi miejscowej bogackiej - Lady Tottington odbywa się konkurs na najdorodniejszy okaz, a mieszkańcy szykują dorodne marchewki, kalafiory i głowy kapusty, by stanąć w konkury. Ten rok nie jest jednak taki jak zwykle…

Do wsi wkrada się ogromna, straszliwa bestia pożerająca plony i siejąca grozę pośród ludu prostego. Mowa o mitycznym Królikołaku!

Tymczasem Wallace - roztargniony wynalazca i Gromit - jego mądry pies żyją z ochrony zbiorów przed szkodnikami. W noc w noc, gdy uruchomi się alarm u jednego z klientów, od razu przystępują do akcji, która zawsze kończy się sukcesem, co przynosi im splendor i podziw.. Oto jednak stają przed najpoważniejszym zadaniem ich życia- schwytaniem mitycznej poczwary.

Tak w skrócie przedstawia się fabuła najnowszej produkcji DreamWorks - Wallace i Gromit: Klątwa Królika. Filmu nietypowego, bo scenografia, postaci i rekwizyty wykonane są w całości z… plasteliny! Nie ma się co dziwić, bowiem autor przygód Wallace’a i Gromita stworzył już kilka krótkometrażowych dzieł o plastycznych ludzikach. Ciekawa stylistyka rzuca się w oczy i nie pozwala oderwać wzroku od starannego wykonania całości! Wydany niegdyś na komputery osobiste Neverhood nie mógł poszczycić się tak pięknie ulepionymi postaciami. Wszystko jest krągłe, kształtne i ma na sobie odciski palców Smile Jak dla mnie super!

Ujęcia są dynamiczne, a animacja- nadzwyczaj płynna.. Z przyjemnością ogląda się ten film, bo jest to coś naprawdę nowego! Każdy ludek ma własną, widoczną na pierwszy rzut oka osobowość. Czarne charaktery- Lord Victor Quartermaine i jego pies, Balcer wyglądają naprawdę złowieszczo (szczególnie ostrozębny Balcer!). Przez ekran przechodzi bardzo wiele ciekawych osobliwości. Mi do gustu przypadła pyszna kreacja pastora. Sceny z jego udziałem to cudowny pastisz filmów grozy, a głos podkładany przez Andrzeja Gawrońskiego pasuje do tej postaci jak ulał!

Wallace i Gromit, wbrew oczekiwaniom, choć ma wiele scen komediowych, daleki jest od obrazu Shreka, czy Madagaskaru. To raczej komediowy film akcji, której jest tu przecież co nie miara. Co chwila pościgi, bieganina, lub… parodie znanych, filmowych scen. Mi rzuciło się w oczy (poza kilkoma kpinami ze stricte horrorów) nawiązanie (czy świadome?) do Neverhooda. Pamiętacie, tu pytanie do starszych graczy, jak Clayman połykał białą plamkę z muchomora, przez chwilę nie wiadomo było co się stanie, a potem tak głośno i dłuuuuugo mu się odbijało? Jakbym widział te scenę (choć Claymana już niestety niet).

Polski dubbing jest niezły, choć nie rewelacyjny. Marzyłby mi się tu udział Andrzeja Wierzbięty, jednak mistrz nie uczestniczył w lokalizacji, a szkoda, bo mógłby wpleść nieco swojego zakręconego poczucia humoru.

Wszyscy, którzy wybiorą się do kina powinni wyjść zadowoleni z poczuciem, że wydane pieniądze nie zostały wyrzucone w błoto. Wallace i Gromit: Klątwa Królika dostarczy wam ciekawe półtorej godziny, które może nie wbije się w pamięć do końca życia, ale z pewnością uszczęśliwi, chociaż przez chwilę. Dodatkową zachętą niech będzie wyświetlany przed właściwym filmem mini epizod „Pingwiny z Madagaskaru: Misja Świąteczna”, gdzie znane i lubiane „fraki” ruszają ku kolejnemu zadaniu, uwolnienia porwanego kompana. Jest naprawdę śmieszna i sympatyczna! Polecam choćby ze względu na pingwiny!


Papkin