Demotest Kangurka Kao: Tajemnicy Wulkanu
W chwili, gdy czytacie te słowa na półkach sklepowych zapewne znajduje się już najnowsza produkcja rodzimego Tate Interactive, trzecia część popularnej serii traktującej o przygodach Kangurka Kao. Gra dostępna jest w polskiej wersji językowej po cenie nie przekraczającej pięćdziesięciu złotych. Co takiego zgotowali nam w tym roku polscy programiści? Ich najnowsza produkcja to ciepła gra, idealna dla dzieci w każdym wieku. A przynajmniej taki osąd pozwala wydać jej próbka.



Demo zajmuje tak małą ilość miejsca na dysku, że początkowo zacząłem się zastanawiać, czy nie będzie to kolejne „5 sekund gry i średni trailer”. Wbrew pierwszemu wrażeniu w nowego Kangurka można pograć dobrą chwilę.

Wita nas tradycyjne dla serii menu i po kilku kliknięciach już zaczynamy swoją wielka przygodę. Pierwsze co akurat zauważyłem, to całkiem nowy strój Kao. Tate chyba nie chciało być oskarżone o przemycanie treści erotycznych w swym najnowszym dziele i zakryło klatę kangura, zaś fikuśne bokserki zmieniły się w spodnie z prawdziwego zdarzenia(z mnóstwem kieszonek Razz). Nasz mały zwierzak przypomina teraz… pewnego bardzo dobrze znanego archeologa, z nieodłącznym kapeluszem rzecz jasna. Sterowanie początkowo wydaje się co najmniej dziwne, ale poprzednie tytuły już nas do tego nieco przyzwyczaiły.



Na pierwszy ogień niech pójdzie… grafika. Ta nie zmieniła się niemal ani o jotę w stosunku do drugiej części. Dalej rację bytu mają nieudolnie nałożone tekstury, przedziwne i płaskie drzewa no i lawa wyglądająca jak ta z pierwszego Croca… I to nie jest broń Boże komplement. Dzieci do lat siedmiu może nie zwrócą na to uwagi, ale w erze King Konga, Half Life’a 2, czy choćby pokrewnego gatunkowo Psychonauts po prostu nie wypada aż tak okpić sobie tą warstwę rozgrywki. Przez wiele lat Tate Interactive wykorzystuje ten sam silnik graficzny i fakt, modyfikacje wyglądają coraz lepiej, ale wypadałoby już chyba „przeskoczyć” na coś nowszego. Ze zrzutów, które widziałem można mieć nadzieję, że zadbano o to, aby akcja działa się w jak najbardziej różnych lokacjach. Tradycyjnie czeka nas dżungla, wulkaniczna kraina i kilka innych, równie klasycznych miejscówek. Wrogowie zostali wykonani podobnie do lokacji- widać niedbalstwo, ale i tak dzieciakom powinno się spodobać.

Nie zmienił się zakres ruchów kangurka. Ponownie Kao może turlać się, skakać, bić rękawicami, czy nienaturalnie długim ogonem, a także tupnąć pupskiem o ziemię miażdżąc kłębiących się pod nim przeciwników. Interfejs za to uległ modyfikacjom. Rolę znajżdżek powierzono zielonym kółkom, które są bardzo widoczne i zawsze jak na dłoni widać gdzie programiści je poukrywali. W prawym, górnym rogu widać pasek z czterema serduchami. Po każdym trzepnięciu Kao przez któregoś z niemilców, jedno serce znika. Braki w zdrowiu uzupełniamy zbierając czerwone kropki, które znajdujemy po pokonanych wrogach i które wyzwalają się po uderzeniu tychże w maleńkiego Kao. Gra się naprawdę fajnie- jest kolorowo, cały czas walczymy, zbieramy bonusy, skaczemy i hasamy po lianach, od czasu do czasu wyrzucając laski dynamitu, które pełnią wiele pożytecznych funkcji. Po rzuceniu celnej, następuje na ten przykład zwalenie ku błękitnej toni wody przytwierdzonych do wzniesienia stalaktytów, czy osłabienie wielkich, ognistych bestii.



Co do walki- to momentami jest ona nieco za trudna. Jeśli za wcześnie zaczniesz zasypywać „gradem ciosów” niemilcuchów, to w trymiga zjedzą cię na śniadanie! Czasem kłopotliwe są potyczki z „płomiennymi” potworami. Niby można je spokojnie pokonać pięściami, ale czasem zdarza im się taki „zryw” i w magiczny sposób pozbawiają kangura serduszek, choć nawet go nie uderzyły! Nie ukrywam, że zdarzyło mi się kilka razy zginąć w walce. Może maluchy mają zręczniejsze palce?



W pewnym momencie zabrakło mi pomysłów, co robić dalej. Mowa o pewnej łamigłówce. Stoisz przed platformą, dookoła ułożone są klocki, na których wierzchu wymalowano części jakiegoś kwiatu. Naturalnie starałem się rzecz ułożyć- ale żadnego z bloków Kao nie był w stanie ruszyć! Próbowałem, kichałem, prychałem i nic! Potem pomyślałem, że może ma to jakiś związek z ułożonym nieopodal mechanizmem, ale ten nie poddał się nawet po kilku celnie wymierzonych ciosach. Po wielu perypetiach zauważyłem wielką łapę, która znajdowała się nad blokami. Naturalnie mój umysł po przeanalizowaniu sytuacji stwierdził, że trzeba jej jakoś użyć. Ale… jak? Skończyło się na bieganinie po planszy i niepotrzebnych nerwach.

Miejscami mam wrażenie, że część druga była… ładniejsza. Wiem, że to trochę głupie, ale… ona miała jakąś naprawdę nietypową magię. Zapewne po demie ciężko to ocenić, tym bardziej, że widać, iż postarano się świat Kao nieco upiększyć, ale nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie pozostawiła po sobie wersja demonstracyjna dwójeczki. Zabrakło mi też jednego z najfajniejszych patentów serii- korzystania z rozmaitych wehikułów. Ale na screenach widać min. Balon, którego usilnie trzyma się kangurek, więc w pełnej wersji powinny znaleźć się i te, wspaniałe poziomy.



Wstrząśnięty, ale nie zmieszany- takie są moje wrażenia po najnowszym, polskim platformerze. O polonizacji pisać wiele chyba nie trzeba, bo do przetłumaczenia była tak małą ilość tekstu, że zdziwiłbym się, gdyby ją zaniedbano. Myślę, że Kao spodoba się dzieciom i rodzice popędzą do sklepów, aby Mikołaj miał co włożyć pod choinkę. Jednak po tym wycinku gry ciężko mi cokolwiek orzec. Zdając się jednak na pierwsze wrażenia i doświadczenie Tate Interactive, zaryzykuję i powiem „Drugiego Grudnia, gdy Tajemnica Wulkanu pojawi się w sklepach- biegnijcie na zakupy!” Dzieci na pewno będą bardzo uszczęśliwione prezentem. Mam nadzieję, że w tej kwestii nie będę się mylić…


Papkin