"Pan Lodowego Ogrodu""


Jarosław Grzędowicz publikuje niezwykle rzadko, ale za to każde jego kolejne dzieło jest doskonałe pod każdym calem. Doskonale dopracowane, w najdrobniejszych szczegółach oddające wizję wykreowanego przez niego świata.




Łączy on doskonałość w tworzeniu i opisywaniu świetnie funkcjonującego świata niczym J.R.R. Tolkien oraz wspaniałych opisów akcji żywcem wziętych z prozy R.A Salvatore . W jego tekstach można doszukać się także nawiązań do opowiadań Sapkowskiego . Jednak Grzędowicz pomimo wielkości innych „bardów” współczesnej fantastyki, przebija ich wszystkich swoim, rzadko spotykanym kunsztem. Jest także za razem doskonałym humanistą, który potrafi z niezwykłą łatwością przelewać myśli na papier tworząc, ciekawą historię, od której nie można się oderwać aż do ostatnich kart powieści. Gdy przed napisaniem poniższej recenzji, wziąłem książkę żeby przypomnieć sobie istotne elementy, tak nie odłożyłem jej dopóty, dopóki po raz kolejny nie doprowadziłem do końca przygody Nitj’sefni – Nocnego Wędrowca.

Najnowsze jego dzieło, o którym tutaj mowa to: „Pan Lodowego Ogrodu”. Autorowi po raz kolejny udało się stworzyć doskonały, tętniący życiem świat. Świat, jakiego nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji poznać. Albowiem chodzi tu o połączenie przyszłości z przeszłością. Dzięki temu zabiegowi książka stała się jeszcze ciekawsza niż inne, dotychczasowe lektury. W czasie naszej wędrówki poprzez nowy świat, napotykamy cała paradę przeróżnych postaci, gdzie jedna z drugą nie ma prawie żadnego powiązania. Aż dziw, że panu Jarkowi udało się umieścić tyle różnorodnych postaci w takiej małej powieści, jaką jest „Pan Lodowego Ogrodu”, a zarazem nie powtarzając nawet najdrobniejszej cechy u każdego z nich. Najciekawsze, że w tym, najnowszym dziele każdy znajdzie swoje odzwierciedlenie. Może dlatego ta książka staje się taka ciekawa, i po przeczytaniu czuć do niej niezwykłe przywiązanie.

Styl opowiadania Grzędowicza jest wręcz doskonały, co tylko zachęca czytelnika do sięgania po lektury jego autorstwa. Pisze niezwykle przejrzystym językiem, acz nie dającym poczucia prostoty i braku umiejętności tworzenia zdań. To, co widzimy na papierze jest niezwykle przejrzyste, przez co czytelnik skupia się na właściwej akcji tej pozycji, zamiast zastanawiając się, o co w danym momencie chodziło autorowi. Jest to ogromnym plusem, albowiem w dzisiejszych czasach, można zaobserwować coraz to większe udziwnienia, które po części zniechęcają odbiorcę dosięgnięcia po dalszą przygodę z tym tytułem.
Prostota języka doskonałego, jaki prezentuje Grzędowicz jest na tyle doskonała, że czytelnik przyjmuje za pewnik wszystko, co narrator próbuje mu wmówić.

Przygoda przedstawiona tym razem jest niezwykle rozbudowana, przez co nie można oderwać wzroku od kart powieści, tłumacząc sobie: Jeszcze tylko jedna strona... Jeszcze tylko jeden rozdział... Drakkainen zostaje wysłany z misją na zupełnie mu obcą planetę, o zupełnie odmiennej kulturze, z misją uratowania naukowców. Będzie musiał stawić czoła przeciwnością i dostosować się do nowej sytuacji. Zwłaszcza, że od teraz może polegać tylko na sobie, ponieważ wszelaki sprzęt elektroniczny na tej planecie po prostu nie działa. Vuko wyruszą w głąb nieznanej mu planety, niespodziewanie włączając się w wojnę między bogami, którzy przecież byli mu tak bliscy. Szczegółów tutaj nie będę zdradzał, albowiem może kogoś ta recenzja zachęci do sięgnięcia po ten jakże doskonały tytuł. Bardzo ciekawie wprowadzone zostały wstawki w postaci opowieści o młodym następcy tronu, zupełnie odległej krainy. A że to był dopiero pierwszy tom powieści nie wiadomo nam jeszcze, czemu służył ów zabieg. Lecz wypada przyznać, że ten pomysł wpłynął znacząco na odbiór tej książki, czyniąc ją jeszcze bardziej ciekawszą, co już się wydawało być rzeczą niemożliwą.

Docierając do ostatnich stron poczułem się zawiedziony, że tak szybko się skończyła moja przygoda z głównym bohaterem. Jednak na pocieszenie, przypomnę, iż w najbliższym czasie powinien ukazać się kolejny tom rozwijające motywy z „jedynki”. Mam nadzieję, że premiera nastąpi jak najszybciej, ponieważ czuję głód do opowieści bardzo blisko nawiązujących do skandynawskich mitów, doskonałej narracji oraz idealnie stworzonych postaci. Mogę wręcz zapewnić, że ta książka będzie ciekawą pozycją dla osób ceniących sobie dobrą i nietypową literaturę. Jednak uprzedzam, tak książka nie nadaje się na długie jesienne wieczory. Pomimo swoich gabarytów, książkę się czyta niezwykle łatwo i lekko, przez co kolejne strony umykają niezauważone, a my w mgnieniu oka lądujemy na ostatniej stronie..

Gorąco polecam!


elmo
s