Call of Duty 2 by Papkin
Gatunek: FPP
Producent: Infinity Ward
Dystrybutor: LEM
Wymagania: Procesor 2.2 GHz, 512 MB RAM, grafika 128MB
Recenzja
Deadline się zbliża, a naczelny zapewne zaraz zaatakuje mnie ostrymi jak brzytwy zębiskami i śliniąc się niemiłosiernie zacznie wrzeszczeć: „GDZIE RECKA CALL OF DUTY 2??”. Ja zaś, przestraszony capsem zacznę bełkotać, także się pluć, aż wreszcie skończę na dnie Wisły w betonowych skarpetkach, lub też w Zoo w klatce z lwami i wielką, glinianą tablicą witającą zwiedzających napisem „Nie oddał tekstu w terminie”. Cała trudność polega na tym, że życia stracić nie chcę, a ten artykuł akurat to niemałe wyzwanie dla każdego chyba recenzenta. Jak opisać mam dziecko Infinity Ward? Ileż bym nie prawił o jego wspaniałości, klimacie, cudownej grafice i muzyce rodem ze snów i tak nie oddam burzy uczuć jaka się we mnie teraz tłamsi. Takie są uroki opisywania najbardziej wyczekiwanych tytułów - ot, nie wiem co napisać… Więc może tak…



Na Call of Duty 2 czekali chyba wszyscy. I zagorzali fani gier o tematyce wojennej, czy fppów, ale i miłośnicy przygodówek, czy rpgów rzucali przychylnie okiem na kolejne zapowiedzi i coraz bardziej obiecujące zrzuty. I wreszcie jest - ręce same rozrywają folię i rozbiegane starają się włożyć płytę DVD do czytnika.

A jak się gra? Na początku wcielamy się Rosjanina - Wasiliego I. Koslova. Pierwsze minuty to trening (całkiem zresztą niepotrzebny) w którym poznajemy podstawy rozgrywki. Programiści sprawili, że już na początku na mojej facjacie pojawił się szeroki „banan”, gdyż podczas szkolenia rolę granatów zastępują… ziemniaki. Mimo tego dowcipu, początek jest szalenie standardowy, choć przywiązanie wagi do detali robi wrażenie. Przełożony i reszta oddziału mówią z pięknym, rosyjskim akcentem przyprawiającym o ciarki na plecach. Miałem przez chwilę wrażenie, że szkolenie będzie się ciągnąć jak w pierwszej części. Na szczęście - zaraz po rzucaniu ziemniakami, do generała podbiega jeden z żołnierzy z pilnym meldunkiem, a my chwilę później ruszamy w naszą pierwszą misję.



W CoD2 oddano nam do ukończenia 3 Kampanie:, rosyjską, amerykańska i brytyjską. Każda z nich składa się z 3 wielkich poziomów, zaś poziom to kilka podmisji. Brzmi słabo? Grę przejść można w około 8 godzin. Nie jest to dużo, ale zaprawdę - są to godziny po brzegi wypełnione strzelaninami, trupami, wrzaskiem konających i grzmotami dział!

Screeny i trailery, które prezentowały nowego CoDa robiły piorunujące wrażenie. A i one nie oddają piękna gry. Siła tytułu leży w olbrzymiej różnorodności! Już na samym początku nasze oczy dosłownie wysiądą przy przepięknej, ośnieżonej Moskwie! Widok spadających płatków białego puchu, fontann śniegu które wzbijają się ku górze po salwie z broni,, pięknych modeli postaci i budynków uginających się pod olbrzymimi pociskami to coś, co pozostanie w pamięci na całe życie! Rozmach i piękno nowego Call of Duty to rzecz niespotykana. A te wszystkie dymy i mgiełki dodatkowo podnoszą ocenę warstwy wizualnej. Graficy stworzyli również pustynię (fenomenalne „snopy piasku”!), małe wioski położone w zamglonych torfowiskach, brudne, rachityczne okopy i wiele innych, równie urokliwych (urokliwych nie urokliwych) miejsc. Ważne, że faktycznie nikt nie chce sprzedać nam „Tego samego”. Bez przerwy zmienia się stylistyka - zimowa Rosja się znudziła? Serwują nam Egipt. A piękne efekty strzałów i ołów przecinający powietrze i młodą, żołnierską pierś to obecnie czołówka efektów specjalnych.



Jedną z nowości, która warta jest wspomnienia właśnie przy omawianiu efektów graficznych, jest granat dymny. Oprócz zwykłych „wystrzałowych” zabawek stworzono też mniej tradycyjny wariant. Po wyrzuceniu trzeba odczekać kilka sekund i ruszyć osłonięty szaroburym dymem. Pisze o tym tu, gdyż ten efekt udał się wyśmienicie! Faktycznie - nie widać czubka własnego nosa! Ma to zaletę, bo, jeśli upatrzymy pozycję wrogów, w kłębach ci przestaną strzelać, a my przekradniemy się za ich plecy. Jest to jedna z najskuteczniejszych taktyk.

Jak pisała niegdyś nasza noblistka w swym wierszu o nienawiści:

Nie okłamujmy się:
potrafi tworzyć piękno.
Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.
Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.
Trudno odmówić patosu ruinom
i rubasznego humoru
krzepko sterczącej nad nimi kolumnie

Takież właśnie widoki, kłęby wybuchów i ruiny spotykamy w grze. Swoją drogą nawiązanie do „Nienawiści” nie jest tu nie na miejscu. Fabuła koncentruje się wokół Drugiej Wojny Światowej. Wraz z oddziałem przeżywamy największe, historyczne bitwy. Jednak nie można zapomnieć, że zawsze nienawiść popychała człowieka to zła. To ona kierowała dłonią Hitlera posyłającego na bój olbrzymią armię. To ona była prawą ręką każdego, kto decydował się na działania zbrojne.



Jak jednak wspomniałem - akcja gry toczy się podczas największych bitew tego burzliwego dla świata okresu. Po wielu latach wracamy na… Normandię! Weterani Medal of Honor z pewnością pamiętają ten pomysłowy poziom, który szybko stał się legendą krążącą po środowiskach graczy! Łezka się w oku kręci, że po takim czasie znów dane nam przekroczyć jej piękne piaski. Nie ma jednak czasu na podziwianie widoków. Jak i w całej grze, akcja jest bardzo dynamiczna! Co chwila coś się dzieje - granaty, salwy z karabinów, snajperzy, dokoła trupy… w Normandii czeka nas trudne przedzieranie się przez pole pełne Niemców. Z każde strony plują języki ołowiu, a my od okopu do okopu staramy się wydostać z tego piekła! Gra to właściwie ten moment! Nie widziałem jeszcze równie podniosłej, pięknej i dopracowanej misji! Dość blado wygląda przy tym… Zakończenie, które absolutnie nie satysfakcjonuje! Zamiast wielkiej, epickiej bitwy otrzymujemy zadanie co prawda bardzo wymagające, ale i szalenie standardowe.

A szaleć po polach Normandii (i nie tylko) będziemy wespół z wiernym oddziałem. Po kilku chwilach z pewnością przyzwyczaisz się, drogi czytelniku, do Kapitana Prince’a i reszty załogi! Każdy z nich ma pewną osobowość, czy wygląd. To prawdziwe indywidua. Łączy ich jedno - chęć walczenia dla dobra kraju i ludzi, których kochają. Co jest naprawdę niewiarygodne, żołnierze myślą! Zamiast kolejnej „sztucznej głupoty” mamy bardzo inteligentny oddział, który poradzi sobie przez dłuższą chwilę podczas naszej „nieobecności”. Ba - nieraz komputer ratował mi tyłek, gdy przeładowałem broń otoczony przez uzbrojonego po zęby wroga. Gdyby nie kilka serii w głowę posłanych przez Pvt. Randalla (Reklama Gamerankinga zaczyna mnie przerażać :P) z pewnością leżałbym plackiem kilka razy więcej. Śmierć i system obrażeń zrealizowano bardzo pomysłowo. Gdy heros zaczyna czuć się gorzej, zamiast zmian na pasku zdrowia (którego de facto nie ma) ekran rozmywa się, pojawiają się na nim czerwone żyłki, słychać szybciej bijące serce… Od razu biegłem jak najdalej aby się schować! Jest to system znacznie lepiej działający niźli standardowe „okienka ze zdrowiem” i chętnie powitam go w nowych produkcjach. Podobnie udało się zastąpić tradycyjne apteczki - wystarczy chwilę odczekać w spokojnym miejscu, a błyskawicznie nasz wojak wraca do sił. Niezbyt realistyczne, ale od kiedy ma to być gra realistyczna? Patent znacznie zwiększa za to dynamikę rozgrywki i jej szaleńcze tempo! Zrezygnowano również z tradycyjnych zapisów, które zastąpiono automatycznymi save’ami. Na szczęście komputer zawsze zachowuje stan gry w dobrym momencie i nie ma sytuacji, w których ostatnia gra rozegrana była „sekundę przed strzałem w głowę” i sytuacja się zapętla.



Choć cały ten rozmach bitew i ich wielkie piękno to szczera prawda, to jednak jest coś, co mi to idealne wrażenie jednak trochę psuje… Wszechobecne skrypty. Czy ja doczekam się kiedyś całkiem losowych zdarzeń? Może, ale nie tu. Nie jest to jednak bardzo duża przeszkadzajka. Na upartego można nie zwracać na nieuwagi. Podkreśla ona jednak jednorazowość tytułu. Po pierwszym przejściu właściwie wszystko się już widziało. Czołgi pokonane, wiadomo gdzie co wybuchnie, skąd kto wyskoczy i gdzie tenże zginie. Ale i tak po raz drugi grało się dość przyjemnie. Jednak już nieścisłości jakie gra wyprawia z żołnierzami wołają o pomstę do nieba. Gdy przypadkowo postrzelę kogoś głowę, to, jeśli jest to ważna dla fabuły postać, zostanę o tym poinformowany i przeniesiony do ostatniego punktu zapisu. Gdy zastrzelę szeregowca - za chwilę podbiega… Jego klon o tej samej twarzy, nazwisku i broni! Gdyby USA ujawniło, że zleciło stworzenie armii klonów, Niemieckie Imperium z pewnością nie czułoby się tak bezpiecznie (nawiązania do pewnego znanego filmu, oczywiście, zupełnie przypadkowe).

Zostawmy jednak wojaków, którzy umierają jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec i skoncentrujmy się na bardziej technicznej warstwie gry. Broni jest sporo. Jednocześnie możemy nosić tylko 3 sztuki, ale zawsze możliwa jest wymiana pukawki na inną odebraną niemilcowi, który zalał się kałużą krwi. Wszystko jest takie autentyczne. Jest wiele karabinów, pistoletów, czy snajperem, które faktycznie były używane podczas 2 WŚ. No i nie zapomniano o bazookach. Te z kolei przydadzą się podczas zrównywania z ziemią wszystkiego co się rusza i ma koła. Zaś piękne efekty wybuchów wieńczą doskonałe dzieło.



Dźwiękowcy również spisali się na medal (of Honor)! Głosu postaciom użyczyła czołówka brytyjskich aktorów. Sugestywne wrzaski przełożonych (którzy jak na złość zawsze powierzają nam najbardziej upierdliwe zadania w stylu oczyszczenia budynku, czy zakradnięcia się za fortyfikacje wroga) brzmią tak, że aż chce się uciekać sprzed komputera i wykonać rozkaz! Przyjemni aktorzy doskonale się spisali. Ale prawdziwa bomba to wstawki muzyczne po zakończeniu misji. Podczas zadań nie ma na nie miejsca, w powietrzu unoszą się wybuchy i strzały, a akcja jest tak szybka, że zapewne zginęłyby one gdzieś w natłoku wrażeń. A gdy wszystko się uspokoi - piękne, wzruszające kawałki rodem z Syberii nagradzają nasz trud.

Ta gra ma też coś, o czym próżno pomarzyć mogą niektóre tytuły konkurencji. Autentyczny, epicki Klimat! Duże „K” nie przypadkowe. CoD2 naprawdę miażdży swoim ogromem, dopieszczoną w każdym detalu grafiką no i chwilami, kiedy czujesz, że walczysz o dobro ojczyzny. Klimat, jak kiedyś przeczytałem w ciekawym felietonie jest czymś „metafizycznym” i trudnym do zdefiniowania. Tutaj pracują nań przede wszystkim potyczki. A konkretnie - udział naszego oddziału. Tu nie masz wrażenia, że jesteś jednoosobowym Rambo - komando, ale czujesz autentycznie, że gdy założysz na ramię broń, w twe ślady pójdą inni.



Infinity wykazało się nie bywałą wyobraźnią wyzbywając się wielu z tradycyjnych „okien” w interfejsie, wprowadzając opisywane już granaty dymne, czy kreując doskonałą sztuczną inteligencję. Wróg chowa się za przeszkodami, stara się wykurzyć nas ogniem, czy granatem celnie rzuconym w naszą stronę, współpracuje ze sobą, a i po wielu godzinach potyczek, cały czas potrafi nas zaskoczyć czymś nowym. Jeszcze trudniej jest na wyższych poziomach trudności. Pierwszy, to rozrywka dla laików, którzy dopiero zaczynają swoją zabawę z fppami. Drugi i trzeci - to już zabawa dla miłośników gatunku. Czwarty wybiorą masochiści, lub/i wielcy eksperci.

Przez krew, pot i łzy dotarliśmy do końca tej recenzji. Recenzji, dodam od siebie, wyjątkowej i bardzo, bardzo zobowiązującej. Nota, jaką należy wystawić Call of Duty 2 niska być nie może. Poza drobiazgami, wyjątkowo nie mam do czego się doczepić. Błędy które popełnili programiści nikną wobec wielu zalet, w szczególności zaś wspaniałej grafiki, wyniosłej muzyki i nieprawdopodobnego klimatu! W tą grę zagrywać się będą i nasze wnuki, które z ciekawością popatrzą na to „o czym tam dziadzio opowiadał”. Oby więcej takich gier!


Papkin

9 Grafika

9
Dźwięk

9
Gryw

9
Plusy:

+ Miażdży klimatem!
+ Muzyka
+ Cudowna grafika
+ Ta gra to jeden, wieeeelki plus!
Minusy:

- Drobnostki, nie warte wzmianki.
- No, może poza oskryptowaniem.