Pamiętam swoje pierwsze chwile spędzane przy komputerze. Powietrze gęste od papierosowego dymu, w małym pokoiku przy zielono-monochromatycznym monitorze. Obok Unipolbrit, polski (!) klon ZX Spectrum i cała masa kaset...
Ścieżką ku przeznaczeniu
Zanurzanie się w świat gier i elektronicznej rozrywki, w czasach gdy państwo i ustrój powoli przepoczwarzały się, przypominało obcowanie z inną rzeczywistością, kontakt z namiastką absolutu. Gry w rozdzielczości dzisiejszych telefonów komórkowych i w palecie kilkunastu kolorów potrafiły zawładnąć wyobraźnią. Tau Ceti 2, Manic Miner, jakaś strzelanka na dzikim zachodzie, której tytułu nie pomnę, gdzie w izometrycznym rzucie hulało się na koniku (tak! 16 lat przed Oblivionem), by po chwili przenieść się do widoku z pierwszej osoby i pojedynkować z Jesse Jamesem. To były czasy.
Później nadeszły jeszcze ciekawsze. Komoda 64 i Magiczny Śrubokręt. Zakup Stacji Dysków (w formacie 5,25") traktowany był jak inwestycja w Blue Ray. Ale jakie były wtedy gry! 64 KB pamięci, a zabawy nierzadko więcej niż w dzisiejszych czasach! Piraci Sida Meiera - ta gra rządziła podwórkami. Defender of the Crown, który co pięć lat doczekuje się kolejnej, lepszej lub gorszej reedycji. North & South, Sindbad. Przy tej mało znanej pozycji zatrzymajmy się na chwilę dłużej. Stanowiła ona trawestację ośmiobitowej rozrywki, występującej również w wyżej wspominanych tytułach: maksymalny miks gatunków. Mapa strategiczna z wojskami, mapa podróży, prawie jak w wyżej wspominanych Piratach, a każde zatrzymanie się w jakiejś lokacji odpalało losową mini-grę. Walki na miecze, ucieczka przez jaskinię pełną walących się kamieni i wygłodniałych nietoperzy, rozmowy z czarującymi cygankami, walki na miecze niczym w DMoMM… Multum pomysłów i inwencji, totalny arcade, nie to co dzisiaj ;) Byłbym zapomniał: Last Ninja. Klimat jak w produkcjach BioWare. Rick Dangerous - protoplasta Tomb Raidera…
Amiga. Pierwsza przyjaciółka;) Maszyna, która zupełnie jak szarak miała duszę… Nie będę się rozpisywał niczym Pirx, bo i czasu na to nie ma. Dość powiedzieć, że szereg dzisiejszych graczy to dawni amigowcy, którzy w awersji do pecetowej chałtury przechodzili potem na PSX-a. Wymienię tylko kilka tytułów: Alien Breed, Mortal Kombat, Settlers, Dune 2. Bez tych dwóch ostatnich nie byłoby połowy pecetowych gier. Do tego zaawansowane erpegi i przygodówki. Beneath a Steel Sky. Ishar I-III i wiele innych. Te akurat zapadły mi w pamięci… Nie sposób nie wspomnieć też o po stokroć kultowym Another World oraz Frontier: Elite II, kosmicznym symulatorze pokroju Gwiezdnego Kupca z całą galaktyką do eksploracji (tak gdzieś na oko ponad 8 milionów systemów gwiezdnych upchanych na… 600 KB).
A potem nadeszła era Playstation. 1996 rok. Katowicka giełda. Prezentacja Tekkena. To nie może być prawda! Ludziom kopary zlatywały do ziemi niczym na widok Nowego Sojuszu Robotniczo-Chłopskiego. Żadna inna konsola nie miała takiego poweru, takiej mocy, a jej cena nie malała tak szybko. Obecnie Sony chyba za bardzo zlekceważyło Microsoft… jak i samych graczy. Dość powiedzieć, że swojego PSX-a kupiłem u niejakiego Ściery handlującego razem z Ajem. Dzisiaj zna ich pół konsolowej Polski ;) Druga połowa też zna, ale woli Gulasza z Bananem na deser. A propos tego ostatniego - do dziś dnia nie zapomnę jak Gulash w redakcji Secret Service rozwalał cegły głową po premierze Mortal Kombat.
PIRX wymienił wiele cudnych gier na plejaka - genialnego Crasha Bandicoota, FF IX, Silent Hill. Nie sposób nie wspomnieć o równie wykopanych w kosmos pozycjach, takich jak TEKKEN, Soul Blade czy Gran Turismo, przy którym Need For Speed prezentuje się tak samo przekonująco, jak Poldek Driver. Do tego Dziesiątki genialnych erpegów, przy których spędziłem najlepsze studyjne lata, a przez FF7 o mały włos zarwałbym jedną sesję. Boski Suikoden, Vagrant Story, Star Ocean, Grandia, Chrono Cross, Xenogears, przepiękne Legend of Mana czy gotyckie Vagrant Story. Niestety, to czy Square pozostał dalej w formie - nie wiem; zaporowa cena na PS2 skutecznie zniechęciła mnie do nabycia "czarnulki". Przesiadłem się na peceta i powiem szczerze, nie żałuję.
O ile gry na Playstation, z nielicznymi wyjątkami, miały charakter wybitnie rozrywkowy, bo czyż może być coś bardziej odprężającego niż zbieranie jabłek lisem tasmańskim tudzież śpiewanie razem z Parappa the Rappa, o tyle pecet stał pod znakiem znacznie cięższych tematów i dużo poważniejszych tytułów. W zasadzie po zagraniu w takie gry jak Torment czy Morrowind można zadać sobie pytanie, czy Japończycy ze swoimi grami, gdzie główne skrzypce grają kurczaki, tostery i zabójcze jajka niespodzianki (mówię tu o serii FF) są narodem psychicznie zrównoważonym. Niestety, ale w obu gatunkach (crpg i jrpg) widać tutaj przepaść mającą charakter chyba kulturowy. Nasz świat, świat zachodni stanowi mieszankę wywodząca się z kultur śródziemnomorskich i bliskowschodnich, gdzie wiedza Egiptu i moralność oraz mitologia Sumeru po dziś dzień tkwią w naszej podświadomości. Bogowie przez stulecia zmieniają tylko imiona…
The Best of…
Planescape Torment Jakie gry pecetowe przynajmniej dla mnie ocierają się o miano pozycji kultowej czy też może raczej wybitnej? Bez wątpienia pierwsze i niekwestionowane miejsce dzierży tu Planescape Torment, o którym szerzej pisałem w innym miejscu. Gra jakże odmiennaa i niespotykana, prawdziwe arcydzieło, wychodzące ponad przeciętność, utarte wątki i szablony. Nie wiele było gier, które dostarczały mi podobnych emocji, które w podobny sposób potrafiły wykreować swój własny świat, własną czasoprzestrzeń zawieszoną w innej rzeczywistości, gdzie pytaniem nie jest co po śmierci, ale jak tą śmierć wreszcie osiągnąć, jak znaleźć ukojenie pośród tysiącleci ciągłego odradzania się, nirwanę, pustkę, wewnętrzny spokój, pogodzenie z samym sobą. Do dziś scena z Ravelą Szaradną, choć równie dobrze pasowałoby określenie: Szkaradna, i jej pytaniem "Co może zmienić naturę człowieka?" pozostaje na piedestale fabularnego mistrzostwa.
Thief III: Deadly Shadows Dalej warto wymienić Thief III Deadly Shadows, gdzie sam klimat średniowiecznej składanki potęgowany był przez na poły mistyczną fabułę i udźwiękowienie, przyprawiające o drżenie czegoś, co tkwi w naszych wnętrzach. Do tego oprawa, która pomimo upływu trzech lat nadal wygląda lepiej od niejednej nowości, przereklamowanej i przecenionej. Przygody Garreta wpisały się w annały komputerowej rozrywki, tworząc dzieło równie ponadczasowe co inne omawiane tu pozycje. Finałowa scena z opętanego Sanatorium, gdzie wśród kilkunastu demonów wskakiwaliśmy na stół i biegliśmy w stronę okna skacząc w mrok stanowi jedynie przedsmak tego, co ta gra może nam dzisiaj zaoferować.
TES III: Morrowind The Elder Scrolls III: Morrowind - gra nie dla wszystkich, na pewno nie dla niecierpliwych, ale w zamian oferująca całkowite zespolenie z innym światem, światem Tamriel. W zasadzie zaczynałem trzy razy i dopiero przy ostatnim podejściu "wpadłem" na szereg miesięcy. Oblivion przy tej grze to komiksowy pastisz nastawiony na doznania wizualne, nie powiem, piękny i miodny, ale niestety nie trzymający poziomu i klimatu poprzedniej części. Bóg Vivec majestatycznie unoszący się w swym mieście, flora i fauna nieprzypominająca nam niczego znanego, czary teleportacji i lewitacji, starożytne Rody zlecające nam swoje misje, konflikty polityczne i religijne. A w ich tle kolejny Skazaniec, człowiek bez przeszłości wybrany przez Fatum. Mesjasz.
Dreamfall Dreamfall. jedna z nielicznych gier zasługujących na najwyższą ocenę. Kwestia wątków zręcznościowych, wyolbrzymiana w prasie i zagranicznych serwisach, jest wręcz śmieszna, dotyczą one bodajże dwóch scenek w całej grze, gdzie przyjdzie nam powalczyć na miecze. To, co jest najistotniejsze w grach fabularnych, czyli wątek główny, stanowi jeden z najwybitniejszych w historii komputerowej rozrywki. Gra, która niczym niszowy film, pozwala poczuć Nieznane, dotknąć tego, co w chwili obecnej jest najważniejsze, nie może pozostać zapomniana. Dreamfall jest tym wśród gier, czym twórczość Lyncha w świecie filmów, czymś niepokojącym, dla wielu niezrozumiałym, a jednocześnie pięknym i obrazoburczym.
|
Silent Hill 2 Pierwszą piątkę zamyka Silent Hill 2, najlepsza część w całej serii, z pamiętnym Piramidogłowym. O ile część trzecia - ze względu na chory klimat czerpany garściami z Drabiny Jakubowej oraz zagadki, z których jedna, a dokładniej Poemat Kanibalistyczny, uznawana jest niemal powszechnie za jedną z najtrudniejszych i zarazem najbardziej mistycznych w historii gier - stanowi w miarę godną, choć słabszą, kontynuację, o tyle już "czwórka" stanowiła swoiste nieporozumienie, niegrywalne i niezbyt strawne. Dość powiedzieć, że na brak klimatu w tej części najbardziej "pracuje" nieobecność latarki oraz, inne słowo nie przychodzi mi do głowy, wyjątkowo pierdliwe duchy, których nie sposób w żaden sposób zabić.
Silent Hill 3
Druga strona medalu
Czy gra wybitna oznacza od razu nadanie jej statusu pozycji kultowej? Można odnieść wrażenie, że te pojęcia nie są ze sobą równoznaczne. Wiele pozycji ponadprzeciętnych i nowatorskich nie odniosło sukcesu ani rynkowego, ani tez medialnego. Planescape Torment ginie w cieniu Badurów i NWN, przy czym ta ostatnia seria jest dla mnie osobiście tak infantylna i niestrawna pod względem zarówno interfejsu jak i osi fabularnej, a raczej jej braku, że estyma jaką się cieszy świadczy chyba li tylko o upadku gatunku. De gustibus non est disputandum, ale jakim cudem taki KICZ może cieszyć się szerokim uznaniem, jest rzeczą dla mnie niepojętą. Do tego dochodzi spolszczenie, być może ono zawiniło w moim przypadku - cudny głos angielskiej Elficy zastąpiono tak oziębłym i wypranym z wszelkich emocji vocalem że nic tylko walić głową w mur i śpiewać pieśni pochwalne w stylu "Admin to lama…" zastępując pierwszy zwrot nazwą firmy odpowiedzialnej za polonizację. Podobny medialny lincz spotkał Dreamfalla, gdzie zgraja niedouczonych i niedopieszczonych recenzentów zaczęła narzekać na wstawki zręcznościowe… Boże drogi, ile tych wstawek było? Dwie? Trzy? Na trzydzieści godzin fabuły?
Równie anty-wybitną grą był onegdaj Doom III. Pamiętam to szaleństwo prasowe, porównywalne jedynie z szumem wokół Bioshocka, cud, miód i orzeszki, najlepsza gra w historii, grafika miażdżąca na śniadanie niczym poranne wiadomości, a wyszło jak wyszło - wykastrowana muza Trenta Raznora, cudaczna latarka świecąca wtedy gdy schowaliśmy broń palną… Fani sami musieli tworzyć mody. But show must go on. Wróćmy może do bardziej pozytywnych przedstawicieli gatunku i przejdźmy do ostatniej piątki Dziesięciu Najfrywolniejszych Gier Miesiąca, Albo i nie.
W poszukiwaniu nieznanego Kadath
W zestawieniu gier, których scenariusz i kunszt fabularny odcisnął trwałe piętno na naszych wspomnieniach, nie sposób pominąć pozycji dość dawnej acz ze wszech miar wybitnej.
The Beast Within: A Gabriel Knight Mystery The Beast Within: A Gabriel Knight Mystery, tytuł stanowiący drugą część przygód amerykańskiego detektywa, dzisiaj może już być graficznie niestrawny, jedenaście lat temu wygląd porażał konwencją filmu interaktywnego. Ale nawet najlepiej wykonana gra byłaby niczym bez fabuły, a właśnie ona po dziś wbija w fotel. Bawaria, klub myśliwski niemieckich arystokratów, śledztwo, ciągnące się przez wieki, w poszukiwaniu zaginionej opery Ryszarda Wagnera, szaleństwo króla Ludwika II Bawarskiego. Dość ciężki klimat i fantastyczna forma Jane Jensen, scenarzystki serii.
Condemned Równie duża dawka Mroku czeka na nas w Condemned: Criminal Origins. Chyba jeden z pierwszych tytułów na nowego Xboksa doczekał się godnej konwersji na nasze piece, wyznaczając przy tym wysoki poziom gier na nową konsolę MS. Przyznam szczerze, że od czasu SH2 nie widziałem równie chorej i brutalnej pozycji, a jednocześnie tak dobrej i wciągającej. Zakończenie przypomina ostatnie sceny Miasteczka Twin Peaks. Wymarzony kawałek softu dla fanów Siedem czy Milczenia Owiec.
NOLF Z Mroku wyjdźmy na chwilę w stronę światła. Tutaj czeka na nas No One Lives Forever, z przepiękną rudowłosą agentką Cate Arche w roli głównej. Gra bez dwóch zdań kultowa łącząca humor na wysokim poziomie z parodystycznym podejściem do gatunku FPS (wybuchowe szminki czy sztuczne pudle z feromonami). Jeżeli ktoś nie grał niech żałuje, a następnie biegnie czym prędzej do sklepu! Zabawy w tym tytule odnajdzie więcej niż w takim GRAW 2 czy równie nudnawym FEAR.
Max Payne 2 Max Payne 2, kolejny legendarny tytuł, z fabułą tak zakręconą, że dopiero za drugim razem dopiero zaczynamy domyślać się o co chodzi, z prostego powodu, jakkolwiek to irracjonalnie zabrzmi, gra zaczyna się w tym samym momencie, w którym się kończy… Aż strach myśleć co czeka nas w Alanie Wake'u. Max Payne to nie tylko dojrzały scenariusz, ale również równie dobra strzelanka w trybie TPP z obowiązkowym bullet timem. Polecam niczym naleśniki z czekoladą i pieczonymi bananami.
Syberia Co wybrać na koniec? Ostatnia pozycja na liście, a gier o których można by wspomnieć bez liku. Syberia, Still Life, Prince of Persia Warrior Within, Fahrenheit, KotOR, Final Fantasy VII, Hitman: Krwawa Forsa, Heroes of Might and Magic III. Syberia… Klimat i jeszcze raz klimat. Przepiękna opowieść Sokala odciskająca niezatarte piętno na naszych duszach. Kate Walker i jej robot maszynista niczym Alicja w krainie Oz.
Można by rzec, co czeka nas w przyszłości? Ile gier z tego czy następnego roku za 10 lat będzie wspominane równie często? Być może Alan Wake, Fallout 3; możliwe że - mimo wszystko - Bioschock, którego demo każe mi spokojnie czekać premiery. Takiego Klimatu przez duże K dawno nie czułem. Perturbacje z systemem SecuRom pozostawię bez komentarza… Całkiem możliwe, że kolejne tytuły, które nadadzą nowy wymiar rozgrywce i przedefiniują na nowo z kilka gatunków pojawią się niespodziewanie i bez zbędnego rozgłosu. Czy ktoś kiedyś oczekiwał z zapartym tchem na Still Life? Martwą Naturę ożywianą przez naszą własną wyobraźnię. I tak jest z większością gier.
|