Co jak co, ale mi się gry oparte na realiach II Wojny Światowej jeszcze nie znudziły! Dzień bez partyjki w CoD3 mogę uznać za dzień stracony, dlatego też średnio ucieszyły mnie nowiny o tym, że stare dobre Call of Duty zmienia wojenne klimaty. Jednak jest jeszcze nadzieja - lider zniknął, ale ciężką walkę o tron stoczą inne tytuły: Hour of Victory, MoH: Airborne oraz Brothers in Arms. Ten pierwszy już jest na rynku i, niestety, nie sięgają po niego nawet Achievement Hunterzy, tak więc ostateczną walkę stoczą produkty EA i Ubisoftu. Miałem okazję testować Airborne i muszę przyznać, że nie wypada źle, acz nie spełnił wszystkich moich oczekiwań. Liczyłem na produkt, który naprawdę wprowadzi do tego gatunku nowe standardy, a zresztą... Zapraszam do lektury.
Medal of Honor: Airborne Grubo parę miesięcy przed premierą Elektronicy obiecywali wiele. Przeglądałem trailery pod nazwą "Fight Anywhere", "Go Anywhere" czy też "Start Anywhere". Czytałem o świetnym AI, o współpracy przeciwników, o tym, jak będą się komunikować, żeby mnie sklepać. A guzik. Zajmę się osobno każdym czynnikiem, aczkolwiek już na początku Was uprzedzę: podczas lotu na spadochronie mamy sztucznie ograniczone pole manewru (niewidzialne ściany), a wrogowie są chyba głupsi ode mnie. Panowie z EA zrobili sobie zbyt dużą reklamę i teraz im się za to dostanie. Jeżeli jeszcze się nie zniechęciłeś (ba, pewno, że nie, przecież chcesz poznać moje argumenty;) ), to wiedz, że każda gra ma swoje wady, ale też zalety. Z Airborne jest nie inaczej.
Medal of Honor: Airborne W demie mamy okazję kontrolowania umysłu Boyda Traversa, żołnierza 82. dywizji spadochronowej. Przyjdzie nam wziąć udział w pierwszej misji - Operacji Husky (10 Czerwiec 1943), która zakładała wyzwolenie Sycylii spod panowania sił Osi. Jednak przed rozpoczęciem akcji będziemy musieli wysłuchać specjalnego wykładu, prowadzonego przez dowódcę, który ma na celu zapoznanie nas nieco z terenem działań. Poda w przybliżeniu położenie naszego celu, bezpieczne miejsca do lądowania czy też ulice całkowicie opanowane przez wroga. Fajny patent. Po tym krótkim przedstawieniu mamy czas, aby wybrać swoje uzbrojenie. Możemy mieć przy sobie maksymalnie trzy rodzaje broni, z czego jedną zawsze jest colt z nieskończoną ilością amunicji. Wybieramy pomiędzy takimi pukawkami jak Garand czy Thompson (oczywiście ich oryginalny wygląd został zachowany). Twórcy pokusili się o nadanie każdej z nich osobnych statystyk - Damage (siła), Reload Speed (długość przeładowywania) czy też Accuracy (celność). Jest tego dużo więcej. Z jednej strony całkiem fajna sprawa, z drugiej zaś dość irytujące jest to, że z jakiejś strzelby muszę wpakować przeciwnikowi pięć strzałów, a z innej dwa. Zwłaszcza, że gra w dużej mierze stawia na realizm. Po uporaniu się z tymi formalnościami wyskoczy nam okienko ładowania, podczas którego będziemy mogli przyjrzeć się naszemu wrogowi z bliska. To znaczy, że pojawi się model jednego z przeciwników, jego nazwa, uzbrojenie oraz krótki opis. Mi się to nie przydało, ale zawsze to jakiś dodatkowy smaczek ;). I teraz wreszcie nastał czas na...
Medal of Honor: Airborne Skok ze spadochronem. Po dramatycznej scence wewnątrz samolotu, gdy ten nagle zaczyna się palić - pora wyskakiwać. Sporo czasu poświęciłem na dobre przetestowanie tego, co miało świadczyć o mocy Airborne. Zawiodłem się tylko na wspomnianych niewidzialnych ścianach, przez które nie da rady się przecisnąć. I nie chodzi mi tutaj o wylatywanie poza plansze! Po prostu w niektórych miejscach (najczęściej istotnych dla misji) nie da się wylądować i kropka. Wcale się nie czepiam ;). Nie licząc tego drobnego szczegółu - obietnica została dotrzymana. W sumie mogę polecieć gdzie chcę i wylądować na czym chcę. Na dodatek muszę przyznać, że levele są tak wspaniale wykonane, że gdzie bym nie wylądował, to i tak trafię do celu niekonwencjonalną, ale szybką drogą. Na przykład gdy wyląduję na jakimś niewinnie wyglądającym dachu i rozejrzę się trochę, zobaczę, że czeka na mnie otwarte okno, przez które mogę dostać się niezauważony na tyły wroga. Albo trafię na wieżę, z której mogę zeskoczyć na mur i z wysokości pomóc swoim kolegom (jeszcze potem zejdę na skróty!). Jednym słowem - po prostu nigdy nie znajdę ślepego zaułka. Każde miejsce na mapie jest zrobione tak, aby od razu móc zacząć działać. Ciekawe, że gdy spadniemy w jakimś dziwnym, trudnym do lądowania miejscu, skosimy bonus. Nie wiem, co on daje (może w pełnej wersji na x360 achievementa), w każdym bądź razie ja byłem usatysfakcjonowany, gdy to zobaczyłem. Możemy wylądować na trzy sposoby; albo strzelić glebę i potem kilka sekund zmagać się ze wstawaniem i wyciągnięciem broni, albo wylądować na nogi i tylko wyciągnąć broń, albo wylądować idealnie i mieć od razu wyciągniętą broń. Szczerze mówiąc, trudno powiedzieć, od czego to zależy ;P. Aha, nie da się nikomu spaść na głowę. Niestety.
|
Nawet jeżeli nie uda Ci się wylądować tam, gdzie chciałeś, to nie martw się. Na ziemi również znajdziesz całą masę przejść. Twórcy wypchali lokacje różnymi drabinkami i bocznymi uliczkami. Możemy odłączyć się od grupy i pójść, gdzie nam się żywnie podoba. Tutaj wszystko jest w jakiś cudowny sposób połączone, tak, że zawsze dojdziemy do celu. Naprawdę prezentuje się to bardzo dobrze, żeby nie mówić świetnie. Byłbym zapomniał - w tej misji powierzono nam zadanie zniszczenia czterech działek przeciwlotniczych umieszczonych w trzech miejscach. Od nas zależy, od którego miejsca zaczniemy. Wszystko jest zrobione tak, że gdy zniszczymy już działo w jednym miejscu i przejdziemy do następnego, to wszystko tam będzie wyglądało tak, jakby walka dopiero się zaczęła - dzięki temu nic nas nie ominie.
Ogólnie rozgrywka jest bardzo dynamiczna. Zewsząd wybiegają tuziny przeciwników, słowem - dużo się dzieje. Aczkolwiek brakuje klimatu wojny rodem z Call of Duty. Niby wszyscy się drą, latają pociski, na niebie widać mnóstwo samolotów. Od czasu do czasu zleci jakiś spadochroniarz. Hmm. Dużo bardziej od takiego spadochroniarza ucieszyłaby mnie spadająca bomba czy nawet lepiej - samolot! Ach, to by było przepyszne widowisko.
Medal of Honor: Airborne Nasz wojak jest dosyć podatny na obrażenia, tak więc przyda się umiejętne wykorzystywanie osłon oraz szybkie, wprawne oko, bowiem w Airborne niełatwo (przynajmniej na konsoli) kogoś trafić. Twórcy nie pokusili się o żadne ułatwienia dla konsolowców, stąd też na samym początku możesz mieć problemy z trafieniem swojego przeciwnika.
Jednak spokojna głowa. Mówiłem, że gamonie są głupsze ode mnie? No właśnie. Wystarczy skorzystać z jakiegoś skrótu i zajść ich od tyłu. Dalej będą strzelali w przeciwną stronę, podczas gdy ty ich po kolei wykończysz. Pamiętaj też, aby nie bać się szturmować. Panowie z EA nie umieli umiejętnie zaprogramować skryptów, stąd też może się zdarzyć, że stojąc w jednym miejscu będziesz mógł do końca życia wykańczać non-stop respawnujących się Włochów. Jednocześnie nigdy nie bądź zbyt pewny siebie. Czasami zdarza się, że są wręcz za bystrzy. No bo powiedz mi, drogi Czytelniku, czy gdybyś strzelał z karabinu maszynowego do wrogo nastawionego Amerykana ze świadomością, że już zapewne nigdy nie zobaczysz swoich rodzin, zauważyłbyś, że 10 metrów za tobą na dachu jakiegoś budynku stoi przyczajony żołnierz z karabinem snajperskim? Zakładam, że nie. W Airborne jednak, jak to mawiają panowie odpowiedzialni za markę Adidasa, "Impossible is Nothing". Przeciwnicy mają również skłonności samobójcze, tak więc z ochotą rzucą się na ciebie z kolbą, a wtedy już na 70% stracisz przynajmniej połowę życia. A właśnie. Stan zdrowia naszego bohatera jest przedstawiony w bardzo ciekawy sposób. Otóż mamy cztery małe paseczki. Gdy oberwiemy, z jednego paska spada trochę zdrowia. Jeżeli jednak z jednego paska nie zniknęło całe zdrowie, to zregeneruje się ono w przeciągu kilku sekund. Jeżeli jednak spadnie całe - paseczek nie wróci do normy, póki nie znajdziemy apteczki.
Skoro twórcy dali już wszystkim broniom odmienne statystyki, to postanowili iść na całość z możliwością ulepszania ich. Ale nie będzie tak łatwo. Nasza broń ma jak gdyby stopień doświadczenia. Im więcej strzelamy z danej pukawki, tym większy jest ten stopień. Gdy osiągnie maksimum, zyskujemy następny poziom i, np. zdobywamy umiejętność robienia ze strzelby wyrzutni granatów albo doczepiamy do karabinu dodatkową rączkę, aby podczas strzału nam nie uciekał.
Jeżeli chodzi o kwestię wizualną, to mamy tutaj całkiem fajnie wykorzystany engine Unreala 3. Bardzo ładne oświetlenie, wysokiej jakości teksturki, a modele postaci są po prostu rewelacyjne. Również ich twarze - całkiem niezła mimika. Najbardziej przypadła mi do gustu animacja wszystkich postaci na ekranie. Poruszają się po prostu niesamowicie. Tutaj akurat nie ma wątpliwości - mamy do czynienia z najpiękniejszą wojną w grach video. Jedyne, do czego można się przyczepić, to paskudne przez duże "p" wybuchy (zwłaszcza granatów). Na konsoli jest to soczyste 60 klatek. Zaś na PieCu.. nie pytaj ;).
Medal of Honor: Airborne Trzeba również przyznać, że Airborne jest naprawdę nieźle udźwiękowiony. Strzały, eksplozje czy nawet kroki bohaterów wydają bardzo wiarygodne odgłosy. A jeżeli chodzi o muzykę, komponował ją sam Michael Giacchino, znany głównie z serialu Zagubieni, gdzie odgrywał tę samą rolę. Wpada w ucho.
Podsumowując - nowy MoH jest grą udaną, aczkolwiek nie jakąś rewelacyjną. Nie dorównuje pierwszym częściom i, szczerze mówiąc, gdyby nie te akcje ze spadochronem i wykonanie poziomów - byłby to średniak, zachęcający nas głównie dobrą grafiką i bardzo popularną marką. Tak więc pozostaje nam czekać na Brothers in Arms, bo nie sądzę, aby pełna wersja gry coś zmieniła. Chociaż może multiplayer..
OCENA WSTĘPNA: 8=
|