RECENZJE Virtual Villagers
AUTOR 'sztab.com'
Jednym z większych komplementów, jakim recenzent może obdarzyć grę, jest stwierdzenie, że potrafi ona ukraść z życia setki godzin, pochłonąć w takim stopniu, iż gracz nie jest w stanie oderwać się od monitora. I tak w istocie można powiedzieć o szeregu produkcji, które opatrzyć można mianem ponadczasowych - sądzę, iż każdy vveteran czytający ten tekst byłby w stanie bez namysłu podać choć jeden takowy tytuł.

Nie zawsze wszakże czasochłonność musi być postrzegane jako zaleta. Nie mam bynajmniej tu na myśli sytuacji marnej jakości gry, z którą obcowanie aspiruje raczej do miana męczenia się niźli przyjemnego spędzania czasu, a każda kolejna i kolejna minuta wzmaga tylko ból i frustrację, gdyż zazwyczaj do tego etapu nikt (poza recenzentami:)) nie dociera, a to ze względu na prostą możliwość odłożenia tytułu na półkę tudzież relegowania do kosza. Mam na myśli produkcje udane, które jednakże bazują na nieco innym założeniu, a mianowicie przeznaczone są one do krótkotrwałych sesji, zagospodarowania czasu przerw w innych bardziej absorbujących zajęciach - ot, klasyczne "timekillers".

Sztandarowymi osiągnięciami tego specyficznego podgatunku jest windowsowy Saper czy przeniesiony w kod binarny Mahjongg, by wymienić choćby najbardziej kultowe pozycje. Nie ma chyba użytkownika komputera, niezależnie od jego podejścia do szeroko rozumianej kwestii gier, który by się z tego rodzaju produkcjami nie zetknął choć raz, ba, od czasu do czasu by doń nie powracał, jestem o tym głęboko przekonany. I tak ostatnimi czasy miałem do czynienia z kolejną tego rodzaju pozycją, zatytułowaną Virtual Villagers (gdzieniegdzie można też napotkać ową grę pod tytułem Village Sim).

Zdrowe proporcje pracy
Zdrowe proporcje pracy


Virtual Villagers to przykład nieco nietypowego tamagotchi, czyli fenomenu sprzed lat, który polegał na powierzeniu graczowi kontroli nad kluczowymi aspektami życia jakiejś istoty - czy to kota, czy to psa tudzież jeszcze innego stworzenia o wszelkiej możliwej (i niemożliwej) ilości odnóży czy innych odrośli. W VV, jak osoby mające pewne pojęcie o języku naszych braci znad Tamizy zapewne się domyślają, w nasze ręce oddany jest los małej społeczności liczącej sobie kilka osób, która niczym Robinson Cruzoe trafia na pozbawioną kontaktu ze światem wyspę i by przetrwać zmuszona jest na nowo powtórzyć drogę ludzkości od epoki kamienia łupanego, po co najmniej średniowiecze.

Gracz musi się troszczyć nade wszystko o wyżywienie swych podopiecznych, czy to poprzez zbieractwo, czy to przez rolnictwo i rybołóstwo. Niezbędna jest także dbałość o stan zdrowia rozbitków jak i czuwanie nad liczebnością i ciągłością populacji. Tak jest, nasi milusińscy nie żyją wiecznie i konieczne jest, hm, prowadzenie polityki prorodzinnej. Co więcej, musi ona być zrównoważona z dostępnym i potencjalnym pożywieniem, a pamiętać także trzeba, iż matka tuż po narodzinach wyłączona jest od innych prac. Z kolei ręce do pracy w pierwszym etapie gry są zaiste bezcenne.

Nie samym chlebem wszak żyje człowiek, oprócz zajmowania się pozyskiwaniem jedzenia nasi podopieczni mogą także poświęcić się badaniom naukowym (a co właściwie jest niezbędne nie tylko do dalszego rozwoju gry, lecz i dla prowadzenia bardziej zaawansowanej formy zdobywania pokarmu od zbierania jagód, które na dłuższą metę jest niewystarczające) czy pracom budowlanym, jak i spróbować zaspokoić potrzeby duchowe czy zwykłą ciekawość.
Wieśniak zwany Klemensem
Wieśniak zwany Klemensem


O właśnie, właśnie, otóż po całej wyspie porozrzucane (a nawet poukrywane) są różnego rodzaju artefakty i innego rodzaju rzeczy, które rodzą zainteresowanie naszego społeczeństwa w wersji kompakt. By odkryć ich przeznaczenie czy właściwości niezbędne jest niejednokrotnie wykształcenie binarnych ludzików w odpowiednim kierunku tudzież wykonanie pewnych prac, w określonej kolejności. I choć bez elementu tego można doskonale się obejść, tak naprawdę w późniejszych chwilach gry to one właśnie stanowią esencję zabawy i zmuszają do ponownego uruchomienia aplikacji.

Gra toczy się w czasie rzeczywistym, acz nieco inaczej rozumianym, niż przy okazji całej gamy szeroko rozumianych rts-ów. Otóż wyłączenie gry nie powoduje "zamrożenia" sytuacji na przedmiotowej wyspie, bowiem przy ponownym uruchomieniu produkcji ta błyskawicznie przeprowadzi symulację rozwoju wydarzeń od chwili naszej ostatniej wizyty. Czasami więc można być naprawdę niemile zaskoczonym, zwłaszcza w razie dłuższego okresu braku zainteresowania "poddanymi", aczkolwiek istnieje także i opcja zwolnienia owego czasu gry, jak i najzwyklejszej w świecie pauzy. Niemniej jeśli z owych nie skorzystamy, to nie ma odwrotu, gdyż brak opcji zapisu stanu gry poza jednym następującym właśnie po wyłączeniu programu.

W Virtual Villagers można nawet dopatrzyć się elementów gry role-play, acz raczej w jej rozumieniu na sposób Diablo, niźli takiego Planescape: Torment - każdy z mieszkańców opisany jest szeregiem cech, które można kształtować i rozwijać, czasami także aplikacja przedstawi nam do rozstrzygnięcia losowy dylemat, jaki stanął przed jednym z naszych podopiecznych.

Matka Polka
Matka Polka


Gra nie jest specjalnie trudna, nawet na poziomie określonym mianem "hard", który różni się od pozostałych właściwie tylko większą częstotliwością niesprzyjających zdarzeń losowych. Całość sprowadza się raczej do regularności i skrupulatności, niż jakiejś specjalnej lotności myśli. Z kolei dla dzieci pozycja ta może być większym wyzwaniem, acz nie takim, któremu by one nie mogły podołać.

Całość opatrzona jest dość sympatyczną oprawą audiowizualną, zwłaszcza muzyka i odgłosy prezentują co najmniej zadowalający poziom. Niestety gorzej jest z grafiką, która niewątpliwie potwierdza "budżetowość" recenzowanej produkcji. Oprawa plastyczna prezentuje poziom właściwy dla czasów Amigi 500, niejednokrotnie w oczy potrafi zakłuć piksel, zaś animacja postaci to właściwie ciąg pewnych dość prostych i mało rozbudowanych sekwencji.

Virtual Villagers to pozycja mało absorbująca, co wszakże w tym przypadku raczej należy poczytać za zaletę a nie wadę. Przy grze tej można przyjemnie spędzić kilka minut przerwy pomiędzy arkuszem kalkulacyjnym a bazą danych, nie martwiąc się o popadnięcie w syndrom "jeszcze jednej tury". Jest to prosta gra na chwilowe wyhamowanie w biegu dnia codziennego. Udana gra.

Autor: Klemens

Tekst pochodzi z największego polskiego serwisu o grach strategicznych - Sztab VVeteranów - klubu miłośników strategii, wojskowości i historii

oryginalna recenzja
METRYCZKA
GATUNEKhybryda rts i symulatora
PRODUCENTLast Day Of Work
WWWoficjalna strona
WYMAGANIA 100 MB RAM a poza tym nie warto się nimi przejmować:)
WERDYKT
GRAFIKA5+
DŹWIEK7
GRYWALNOŚĆ7
+ nawet niezły pomysł
+ wyzwala instynkty opiekuńcze:)
- archaiczna grafika
- zbyt szybko pozwala osiągnąć główne cele
OCENA PLAYBACKU
6