|
|
|
RECENZJE Fritz 10
AUTOR 'sztab.com'
|
Ostatni Zjazd Sztabu VVeteranów uświadomił mi jedną szalenie istotną rzecz - Strategowi przez duże "S" nie wypada nie potrafić grać w szachy. I bynajmniej nie mam na myśli tu tak oczywistych kwestii jak orientacja w sposobie ruchu poszczególnych figur czy też znajomość znaczenia terminów w rodzaju roszady czy mata. Mam na myśli umiejętność Gry, czyli takiego dokonywania kolejnych posunięć, by finalnie skończyły się one matem wrażego króla. A że nie ma lepszego nauczyciela ponad praktykę, w obliczu nie zawsze dostępnego rywala choćby z powodu braku dostępu do Wielkiej Pajęczyny sięgnąłem po najnowszą odsłonę jednej z najsłynniejszych szachowych serii - grę Fritz 10.
Jednym z pierwszych i podstawowych zarzutów wysuwanych pod adresem prób przenoszenia najsłynniejszej i najpopularniejszej gry strategicznej w historii na komputery i w ten sposób zastępowania żywego przeciwnika jego krzemowym odpowiednikiem było twierdzenie, iż maszyna nie będzie zdolna do wyjścia ponad schematyczność bazowania na dostępnych zapisanych w jej pamięci partiach, co ze względu na wręcz niewyobrażalną potencjalną ilość tychże siłą rzeczy prowadzić musiałoby do jej klęski w starciu z choć odrobinę niekonwencjonalnym konkurentem. I od razu trzeba przyznać, że jakkolwiek teza ta brzmiała dość buńczucznie, to rzeczywistość przez szereg lat weryfikowała ją pozytywnie, żadna bowiem cyfrowa aplikacja nie była w stanie nawiązać chociażby równej rywalizacji z co bardziej zaawansowanymi szachistami.
Fritz 10
Cóż wszakże oznacza postęp! I to nie tylko techniczny, choć ten rzecz jasna jest nie do przecenienia, ale też i postęp ludzkiej myśli, znajdujący odzwierciedlenie w trafniejszym podejściu co do założenia samego kształtu działania tychże programów.
No, może w tej ostatniej tezie zbytnio dałem się porwać retoryce, nieodmiennie bowiem u podstaw całej mechaniki gry leżą bazy rozegranych partii, w przypadku najnowszego dzieła firmy Chessbase w imponującej liczbie około miliona. Ale prawda jest taka, że każdy szachista bazuje nie tylko na swej umiejętności analizy, ale także (a może i przede wszystkim) i doświadczeniu.
Fritz 10
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po uruchomieniu gry jest ascetyczność oprawy wizualnej tego programu. Domyślnej kolorystyki najnowszego Fritza z pewnością absolutnie nikt nie pomyli z dziełami kubistów wspomaganych przez różne niedozwolone substancje. Stwierdzenie, że panie i panowie z Chessbase przy opracowywaniu tego elementu byli powściągliwi byłoby eufemizmem ocierającym się co najmniej o hipokryzję. Szczerze mówiąc me pierwsze skojarzenie skierowane było ku aplikacjom z pakietu Office giganta z Redmond.
Druga konstatacja, która mnie nawiedziła, wiązała się z ubóstwem konfiguracyjnym programu. Kilka opcji, oferujących niewiele więcej ponad rozegranie z góry już zdefiniowanych partii aż mnie zmroziło. Czyżby wielki Fritz miał się okazać karłem wśród wcale niespecjalnie licznej konkurencji, oddającej graczom równie wiele za znacznie mniej jednostek środków płatniczych, produktem wpadającym w pułapkę "odcinania kuponów" od wyrobionej marki?
Fritz 10
Na szczęście twórcy z Chessbase poważnie podeszli do swej pracy i nie poprzestali na marketingu i swej renomie i nie pozwolili sobie na brakoróbstwo. Pod pozornie nieliczną ilością opcji konfiguracyjnych skrywa się aplikacja oferująca graczom całe mnóstwo kwestii do dowolnego określenia - oprócz więc tak trywialnej sprawy, jak zdefiniowanie czasu gry czy to poprzez nakazanie wykonania określonej ilości ruchów w danym przedziale czasu, czy też poprzez trywialne wskazanie górnego pułapu na całość rozgrywki, możemy z dużą dozą dowolności ustalić, czy i w jakim zakresie komputerowy rywal ma nam dawać fory (albo też i odwrotnie - jak ostro ma przeciw nam grać), czy ma sobie pozwalać na popełnianie błędów (i ewentualnie jakiego rodzaju błędy to mają być - od idiotycznych po takie, które wykorzystać będzie mógł tylko gracz stający w szranki o tytuły mistrzowskie) i tak dalej, i tak dalej.
Mimo wszystko jednak należy sobie zadać w tym miejscu pytanie: czy nie dało się tychże opcji zaimplementować w sposób bardziej czytelny? Świadomość rzeczy, której się poszukuje, wcale jeszcze nie oznacza, iż znajdzie się ją szybko i sprawnie, zwłaszcza tam, gdzie wedle nomenklatury programu wypadałoby się jej spodziewać. Myśl autorów przy ich rozmieszczaniu jest czasami co najmniej nieprzejrzysta. Trzeba to poczytać Fritzowi za wadę, gdyż z pewnością nie wszystkim, a zwłaszcza początkującym graczom zechce się przedzierać przez ten "gąszcz". Owszem, nie powinno się promować kretynizmu, niemniej najpierw należy sobie zadać pytanie o jego definicję...
|
Sporą innowacją programu jest jego konstrukcja, którą można określić mianem "modowalnej". Co mam na myśli? Otóż inteligencja binarnego przeciwnika bazuje nie tylko na partiach zapisanych w jego pamięci, ale także algorytmach kodu definiujących sposób przeprowadzania analizy sytuacji na szachownicy i wyboru najlepszego posunięcia. Tu zaś opinie co do najlepszego kształtu tegoż mechanizmu mogą być różne różniste. W związku z tym autorzy oparli swój program na tzw. silnikach, umożliwiając graczom z programistycznym zacięciem stworzenie własnego, ich zdaniem bardziej wydajnego i "zdolnego". Nie jest to li tylko teoretyczna potencja, bowiem mimo niedługiego okresu czasu, jaki upłynął od premiery najnowszej odsłony Fritza, w Internecie można znaleźć już takowe wytwory sceny moderskiej, choć o ich jakości nie mogę się wypowiadać ze względu na zbyt mały okres czasu, jaki mogłem poświęcić na ich wypróbowanie.
Silniki oferowane zaś standardowo wcale zresztą słabymi nie są - dość wspomnieć, iż graczom udostępnione są silniki, które pojedynkowały się (osiągając remisy po 4:4) z Władimirem Kramnikiem, osobą, której chyba nawet laikom nie należy przedstawiać. Oczywiście jest w tym i trochę marketingu, bowiem taki silnik Deep Fritz 10 dla pokazania pełni swych możliwości wymaga wieloprocesorowej platformy, czym raczej przytłaczająca większość nabywców dzieła Chessbase pochwalić się nie będzie mogła. Niemniej nadmiar chyba zawsze jest lepszy od niedoboru.
Fritz 10
Bardziej ostrożny byłbym w komplementowaniu modułu szkoleniowego. Oferuje on stawiającym pierwsze kroki (a właściwie dokonującym pierwszych posunięć pionkami) wyjaśnienie podstaw gry, szereg treningów - czy to poprzez próbne partie, czy to poprzez skupienie się na ćwiczeniu poszczególnych wariantów otwarć i zakończeń - jak i opcje komentowania poszczególnych ruchów w czasie rzeczywistym i przestrzegania przed popełnianiem błędów. Niemniej cały czas towarzyszyło mi wrażenie, iż w przypadku tego elementu gry cała para poszła w gwizdek, czyli miała stanowić tylko pretekst do zatrudnienia takich sław jak Kasparow czy Szirow w roli komentatorów, tak by móc się faktem tym stosownie pochwalić na pudełku. Sama szkółka bowiem w wydaniu Fritza 10 jakoś nie podbiła mego serca.
O udźwiękowieniu gry właściwie nic się nie da powiedzieć, bo właściwie go nie ma, a jak już gdzieś się pojawia jakaś muzyka, to natychmiast chce się ją wyłączyć. Zazwyczaj byłbym dość ironiczny w komentowaniu takowego elementu, ale nie w przypadku szachów, a to z tego prostego powodu, iż sam grając zazwyczaj dla skupienia się wymagam zupełnej ciszy - jeśli ktoś ma odmienne upodobania to zawsze przecież może sobie włączyć w tle muzykę odpowiadającą jego upodobaniom, a tak twórcy swój zapał i czas mogli poświęcić doszlifowywaniom innym, istotniejszym elementom swego dzieła.
Fritz 10
Wraz z zakupem Fritza 10 gracze otrzymują roczną subskrypcję w największym światowym serwisie internetowym skupiającym miłośników szachów, czyli Playchess.com, niemniej uważam, iż dla polskich graczy będzie to mizerna atrakcja, a to ze względu na możliwości oferowane przez rodzimy Kurnik.
Nie da się ukryć, iż jedynym naprawdę poważnym konkurentem dla Fritza na rynku jest dziesiąta, także, odsłona serii Chessmaster, która miała premierę znowu nie tak dawno temu. Która z tych dwóch gier jest lepsza? Postanowiłem przeprowadzić mały test...
Fritz 10
Tak Fritza jak i Chessmastera uruchomiłem na dwóch komputerach o dokładnie tej samej konfiguracji, po czym rozegrałem pomiędzy nimi cztery partie - dwa blitze po 15 minut i dwie rozgrywki po 60. Oba programy (w przypadku Fritza zastosowałem domyślny silnik) skonfigurowałem tak, by grały na, jak mi się wydaje, absolutne maksimum swych możliwości (co nota bene, były znacznie prostsze w przypadku CM). Wynik? 4:0 dla Fritza, który w ten oto sposób w mych oczach, mimo małej próbki, udowodnił swą dominację jak i prawdziwość swej kampanii reklamowej.
Fritz 10 to bez wątpienia aktualnie najbardziej zaawansowany wirtualny przeciwnik na rynku, "profesjonał" w każdym calu. Sęk w tym, że nie każdemu muszą takie, mimo wszystko mało przyjazne oprawa i interfejs przypaść do gustu, zwłaszcza mniej zaawansowani gracze, którzy zapewne będą dość czuli i wrażliwi na takie traktowanie ich z góry. Nie zmienia to jednak faktu, iż F10 to wyborny wybór dla osób, które nie zawsze są w stanie znaleźć rywala odpowiadającego im umiejętnościami (tudzież nie mogą w ogóle znaleźć jakiegokolwiek przeciwnika). Jeśli zaś już dysponujesz czy to Chessmasterem, czy to poprzednią odsłoną Fritza, a ostatni dwuletni postęp w myśli szachowej nie jest ci niezbędnie potrzebny dla osiągnięcia rangi arcymistrzowskiej, to lepiej zainwestuj swe pieniądze, w niemałej przecież sumie, gdzie indziej.
Autor: gary_joiner
Tekst pochodzi z największego polskiego serwisu o grach strategicznych - Sztab VVeteranów - klubu miłośników strategii, wojskowości i historii
oryginalna recenzja
|
|
|
|
|
METRYCZKA |
GATUNEK | szachy |
PRODUCENT | Chessbase |
WYDAWCA | Techland |
WYMAGANIA | Procesor Pentium III 1,4 GHz, 256 MB RAM, karta graficzna 64 MB |
CENA: | 129,90 zł |
WERDYKT |
GRAFIKA | 6+ |
DŹWIEK | 1 |
GRYWALNOŚĆ | 7+ |
+ zaklęta w krzemie Moc
+ modowalność | - ascetyczna oprawa audiowizualna
- nieprzejrzysty interfejs |
OCENA PLAYBACKU |
| 9 |
|
|
|