RECENZJE Just Cause - lokalizacja
AUTOR Krzysztof 'Voltaire' Sykta
Just Cause
Just Cause



Któż z nas nie chciałby czasem wejść w skórę rewolucjonisty i przy pomocy garści materiałów wybuchowych wysadzić znienawidzony budynek kapitalistycznego reżimu obarczającego lud pracujący bzdurnymi składkami, ubezpieczeniami, podatkami w większości ukrytymi w cenach towarów, a do tego zmieniający przepisy pod potrzeby imperialistycznej klasy panującej. Nie każdy jest jednak członkiem Zielonych Brygad Andrzeja by bezkarnie wysypywać zboże, czy tajnym agentem See Eye Ey tropiącym Talibów na mazurskich lotniskach. Just Cause daje nam szansę wcielenia się w rolę wywrotowca i człowieka, który częściej zmienia rządy niż koszule i bieliznę osobistą. Rewolucję czas zacząć, a jako że sama gra zrecenzowana została piórem qjina w numerze 10/2006, tym razem skupimy się na samej lokalizacji i polskiej edycji gry. Niestety, rewolucji nie będzie.

Just Cause wydane zostało na naszym rynku ręką Cenegi mającej na swym koncie szereg słynnych wpadek, ale również tak kapitalne wydania jak niezapomniany Dreamfall, oferujący trzy wersje do wyboru w zależności od własnych preferencji, pełny dubbing, polskie napisy, wersję angielską. Do koloru, do wyboru. Tym razem wydawca oddał nam w nasze łapki wydanie, nazwałbym to "kosztowe", a więc wykonane jak najmniejszym nakładem sił i środków własnych. Do dyspozycji mamy wyłącznie polskie napisy, bez możliwości ich wyłączenia czy zmiany na angielskie. Nie uświadczymy tez polskiego dubbingu - dla jednych to zaleta, dla innych wada. Przyznam szczerze, że najbardziej odpowiadają mi wydania dające jak największą swobodę w wyborze lokalizacyjnym, najchętniej włączam angielskie napisy co pozwala przy okazji podszlifować język Brytów, bo ze zrozumieniem ze słuchu czasami miewam drobne problemy.

Tym jednak, co zwraca naszą uwagę na samym początku jest pudełko stojące spokojnie na półce w Empiku lub innej świątyni handlu, kusząc nas by włożyć je do koszyka i wydać tą zbędną stówkę z portfela. Sama okładka bez wątpienia rzuca się w oczy, przywodząc na myśl wczesne lata Ernesta Che Guevary, zresztą sam bohater wygląda jak jego wierna kopia ze skróconymi włosami. Gwoli poprawności politycznej walczyć będziemy ku chwale Zachodu, a nie Mao. Gorzej z tyłem okładki. Tutaj bije po oczach wyjątkowo słaba stylistyka "Będziesz mógł wypróbować szereg wyczynów, np. szybowanie za samochodem…" Wypróbowywanie wyczynów? "Czeka na Ciebie 89 pojazdów, w tym śmigłowce, łodzie, mini okręty podwodne". No super. Nigdy jeszcze nie jeździłem samolotem czy łodzią podwodną. Wrażenie musi być ekscytujące. Nigdzie też nie znajdziemy na okładce zawartości samego pudełka, co powinno być standardem, i chyba z prostego powodu, bo w samym pudełku niewiele znajdujemy. Dokładniej: kartę rejestracyjną i dwudziestodwustronicową, cieniutką jak doświadczenie bankowe Kazimierza z Gorzowa, instrukcję. A do niej kolory niestety nie zawitały… Nie wiem, nie miałem możliwości sięgnięcia po wersję angielską, ale doprawdy wydawca nie zbiedniałby drukując tych kilka kartek w kolorze, w dodatku, że pokuszono się tutaj o dość ciekawą formę - zamiast standardowej broszurki dostajemy książeczkę stylizowaną na gazetę "San Esperito Vanguardia". Trzeba przyznać, że pomysł jest nowatorski i zabawny. Zamiast oklepanego wykazu klawiszologii z tą zapoznajemy się poprzez artykuły prasowe pokroju "Wzrost kradzieży samochodów o 80 %" czy reklamy Klubu Spadochronowego San Esperito "Polataj z nami!".Strzał w dziesiątkę! Szkoda tylko, że w czerni i bieli, a nie w pełnym kolorze. Odbiór byłby jeszcze bardziej pozytywny.
Przejdźmy jednakże do samej gry. Tutaj, jak już wspominałem, mamy do czynienia ze spolszczeniem kinowym. Napisów nie da się wyłączyć, ani włączyć angielskich odpowiedników, co już należy do wady samego kodu. Wbrew pozytywnym recenzjom tytuł nie przypadł mi do gustu. Grafika wcale nie jest taka dobra, jak się ją maluje, przynajmniej na mnie żadnego wrażenia nie zrobiła. Postaci nie poruszają nawet ustami przy wygłaszaniu swoich kwestii, a ich zachowanie przypomina AI na poziomie fermy drobiowej. Sterowanie beznadziejne w swej konsolowości; być może to ja się starzeję, ale jak człowiek jeździ codziennie samochodem do pracy, to potem "przesiadka" na wirtualne pseudo wyczyny drogowe doprowadzić może do szewskiej pasji. Całość przypomina jeżdżenie wózkiem z zakupami po supermarkecie. Dodajmy do tego strzelaniny na poziomie podrasowanych lemingów (tak mi się skojarzyło po rozwaleniu 30 policjantów bez uszczerbku na zdrowiu), czy skoki samochodem z 40 metrów, niepowodujące kompletnie żadnych zadrapań, by odnieść pełny obraz tej nędzy i rozpaczy. Młodszym graczom, o połowę młodszym ode mnie, powinno się spodobać. Dla mnie przechodzenie przez kolejne poziomy stanowiło po prostu męczarnię, po której dość szybko uciekałem do rewelacyjnego Paraworldu…

Just Cause
Just Cause



A jak na tym tle wypada sama lokalizacja? Można powiedzieć, że trzyma poziom samej produkcji, a więc jest średnio poprawnie. Żadnych ambitnych tłumaczeń, czysta mechaniczna robota. Osoby obeznane z językiem Szekspira dość szybko wychwycą wszelkie niedoróbki w tłumaczeniu i uproszczenia. O ile nie spotkałem się z żadnymi "babolami" czy pozostawieniem angielskich słów, to najbardziej raziła mnie pewna skrótowość i prostota wypowiedzi. Niektóre zdania pozostają nieprzetłumaczone - "let's go then!" "we must take these guys off!", nie tłumaczono również zdań wypowiadanych przez przechodniów i mieszkańców wioski typu "d'you want some company?" wypowiadane przez panienki lekkich obyczajów. Śmieszą również niektóre propozycje tłumaczeń: "misje zbierackie" czy "inicjowanie wyzwolenia". Co to jest "misja zbieracka"? O czcionkach nawet nie wspominam, te są beznadziejne, ale w wersji angielskiej są takie same, co można sprawdzić przeszukując zasoby graficzne netu…

Jak więc wypada ocena końcowa? Pomijając słabość samej gry, lokalizację przeprowadzono na średnim, w miarę poprawnym poziomie. Niczym nas nie zaskoczono. Można było pokusić się o dubbing, nie zrobiono tego. Być może i dobrze… Ten średni poziom to i tak dobrze w porównaniu z chałturą odwaloną przy okazji Medievala II ze stajni konkurencyjnego CDP, czy z wyczynami wokalnymi z okazji NWN 2. Czego więc można życzyć wydawcom? Żeby do tłumaczeń zatrudniali fachowców wkładających w swą pracę odrobinę duszy i emocji, bo to z czym mamy do czynienia to jedynie w miarę poprawny produkt, ułatwiający kontakt z grą osobom nieznającym narzecza Tony'ego Blaira. Jest dostatecznie. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem polskiego rynku growego będzie coraz lepiej, a nie gorzej, bo jak na razie to zaobserwować można tendencję spadkową.
METRYCZKA
DYSTRYBUTOR PLCenega
DATA PREMIERY06.10.2006 (w Polsce)
WERDYKT
GRAFIKA-
DŹWIEK-
GRYWALNOŚĆ-
OCENA PLAYBACKU
7