Wesley Gibson jest zwykłym pracownikiem biurowym. Każdy kolejny dzień to dla niego solidna męka nie tylko z grubą i denerwującą szefową, ale również z najlepszym przyjacielem, który potajemnie uprawia seks z jego żoną. Na powstrzymanie się od narastającej złości połyka tabletki uspokajające i czeka aż nadejdzie kolejny poranek tej miażdżącej egzystencji. Pewnego dnia, ktoś próbuje go zabić, a broni go seksowna agentka Fox. Okazuje się, że ojciec głównego bohatera był zabójcą w specjalnej organizacji, w której doszło do rozpadu. Kilka dni temu zabił go człowiek imieniem Cross. Przywódca stowarzyszenia, Sloan, poddaje Gibsona niecodziennemu treningowi, dzięki któremu stanie się jednym z najlepiej przygotowanych zawodowych morderców na zamówienie. Choć Wesley ma na razie jeden cel - zabić Crossa.
Początek filmu napawał nadzieją, że nie będzie to zwykłe kino akcji. Już sama postać nieudacznika mającego problemy z kontrolowaniem emocji jest na tyle interesująca, że można tu nasunąć skojarzenia z Upadkiem z Michaelem Douglasem lub komputerowym Postalem. Zgrabnie wykorzystana koncepcja została jednak zmarnowana. Autorzy nie poświęcili temu wątkowi większej uwagi i przenieśli się na grunt typowej hollywoodzkiej produkcji sensacyjnej. Szkoda, gdyż to właśnie w tej części słyszeliśmy zabawne hasełka, a przedłużenie wątku byłoby dla widza wiarygodnym źródłem monotonii dnia codziennego głównego bohatera.
Twórcy bez znieczulenia przenoszą nas do świata pełnego popisowych pościgów, strzelanin oraz walk wręcz. Dynamizm jest odczuwalny na każdym kroku, jednakże jest jeden element, który go zwalcza: bullet time. Film Bekmambetowa jest tragicznie efekciarski. Nie tylko spowalnia on dość interesujące akcje, ale również neutralizuje brutalność, dlatego MPAA nie naniosło na ten obraz żadnych ograniczeń wiekowych. Pewnie była to decyzja odgórna, ale szkodzi to jakości obrazu. Wszelkie sceny walk czy zabójstw ogląda się bez większych emocji, a jedynie pryszczaci nastolatkowie mogą tu zaobserwować elementy godne uwagi. Nie jest to kino ambitne ani nawet rozrywkowe, gdyż nie mieści się w granicach normalności. Podważanie rzeczywistości pasowało w Straży dziennej i Straży nocnej, gdyż idealnie kreowało klimat fantasy. W Wanted to mogło być jedynie zbędnym dodatkiem, ale twórcy na siłę zdecydowali się stworzyć z niego integralny element całości.
Dlatego mimo ogromnej ilości sztucznego dynamizmu, Ścigani nudzą. Nawet niespodziewany zwrot akcji nie jest w stanie wywołać solidnej dawki napięcia. Luźno oparta ekranizacja komiksów Millara i Jonesa jest nie do zniesienia. To dowód spadku jakości współczesnego kina sensacyjnego do poziomu nastoletniej fascynacji wizualnymi atrakcjami. I zarówno nowa aktorska twarz Jamesa McAvoya (znanego głównie z melodramatów i komedii romantycznych), ani piękne i elastyczne ciało Angeliny Jolie, nie są w stanie uratować filmu. A Bekmambetow? Sprawnie wyreżyserował film, zarabiając przy tym pokaźną sumę pieniężną. Mam w takim razie nadzieję, że był to pojedynczy wybryk i że zajmie się za czymś normalnym. W końcu wszyscy czekają na Wieczorną straż.