Pierwszy Spider-Man wyreżyserowany przez Sama Raimi ukazał się już w 2002 roku i w zasadzie przez te pięć lat naprawdę niewiele się zmieniło. Najpierw poznawaliśmy historię Petera Parkera, sytuacje w których uzyskuje zwoje pajęcze moce oraz jego konflikt z pierwszym antybohaterem: Zielonym Goblinem. Dwa lata później byliśmy świadkami starcia z szalonym doktorem Otto Octopusem oraz miłości między głównym bohaterem, a piękną Mery Jane i wynikających z tego problemów (praca Spider-Mana nie jest łatwa). Trzecia część jest z kolei kompilacją kilku starych wątków oraz zupełnie nowych pomysłów. Niestety, co za dużo to nie zdrowo. Najnowszy Spider-Man łączy w sobie całą masę różnych historii, nowych bohaterów i złoczyńców. W porównaniu do poprzednich części dzieje się tutaj naprawdę dużo, zarówno pod względem walki Człowieka-Pająka ze złem, jak i życiowych rozterek Petera Parkera. Niestety, śmiem twierdzić, że reżyser starał się upchnąć za dużo wątków na raz. Wyszło nam z tego małe zamieszanie.
Peter Parker nadal wiedzie podwójne życie. Na co dzień pracuje jako fotoreporter w redakcji Daily Bugle, ma dziewczynę z którą pragnie się ożenić oraz znajomych, na których bardzo polega. Typowy amerykański młody mężczyzna stawiający jedne z pierwszych kroków w swoim samodzielnym życiu. To, co wyróżnia go od zwyczajnego człowieka to jego nadludzkie moce uzyskane w wypadku ugryzienia przez napromieniowanego pająka. Na jego nieszczęście najlepszy przyjaciel Parkera, Harry Osbourne (tak, tak, syn głównego "złego" z pierwszej części) dowiaduje się o jego drugiej tożsamości. Korzystając z tych samych zdolności co ojciec pragnie dokonać zemsty, nie bacząc na dawne stosunki dwóch przyjaciół. Na domiar złego następca Zielonego Goblina to nie jedyny wróg, jaki pojawia się na drodze Spider-Mana. Sandman, człowiek obdarzony mocą panowania nad piaskiem uciekł z więzienia i sieje spustoszenie w mieście. Żeby było ciekawiej, okazuje się, że władca piasku ma więcej wspólnego z Parkerem, niż ten mógłby początkowo sądzić. Gdyby tego było mało, w Ziemię uderza malutki meteoryt, którego pewien tajemniczy organizm użył jako środka transportu. Fani zapewne już zacierają ręce na wieść o Venomie; głównym wrogu Człowieka-Pająka. Niestety niepotrzebnie. Ale o tym za chwilę.
Pod względem technicznym trzecia część z cyklu jak zwykle prezentuje bardzo wysoki poziom. Właściwie czym byłby Spider-Man gdyby nie realistyczne eksplozje, zapierające dech w piersiach akrobacje czy fantastyczne komputerowe efekty? Na specjalne wyróżnienie zasługuje bardzo szczegółowa projekcja Sandmana (który sam w sobie ciekawy już nie jest) oraz wszelkie bitwy toczące się nad ulicami Nowego Jorku. Od dziecka mam lęk wysokości i uwierzcie mi, były i takie momenty, kiedy dostawałem gęsiej skórki. Kto najnowszego Spidermana już widział, ten wie o co mi chodzi.
Gra aktorów... to z całą pewnością zasługuje na nowy akapit. Pomimo wszystkich tych typów spod ciemnej gwiazdy czy masy walk trzeci Człowiek-Pająk jest jednocześnie najbardziej "ludzkim" epizodem ze wszystkich. W żadnym poprzednim filmie rozterki Petera i Mery Jane nie były tak szczegółowo pokazane. Tobey Maguire swoją rolę odegrał naprawdę przyzwoicie, choć tak między nami, to nie potrafiłem wykrzesać do niego zbytniego entuzjazmu. Może to przez to, że musiał grać zwykłego dupka, który nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że ranił osoby dookoła. Zupełnie inaczej natomiast ma się sprawa z jego dziewczyną, płomiennowłosą MJ. Kirsten Dust zagrała naprawdę dobrze, łatwo zrozumieć jej motywy działania czy podejmowane decyzje. O wdzięku samej aktorki też nie trzeba wspominać, kto oglądał poprzednie części ten wie, o czym mowa.
Venom. On również zasługuje na osobny akapit. Głównie ze względu na to, że ta postać... kładzie cały film na łopatki. O ile inne składowe są wykonane naprawdę porządnie, o tyle motyw tego czarnego symbiontu to już po prostu głupawe "widzimisie" reżysera. Po pierwsze, ukochany przez fanów arcywróg naszego pająka pojawia się na 30 minut przed końcem filmu, co wydaje się dość makabrycznym posunięciem. Co prawda widzieliśmy już wcześniej Parkera w czarnym stroju, ale trudno było szukać w filmie widocznych zależności między nosicielem, a pasożytem, jakim jest symbiot. Co Prawda od kiedy Parker zżył się z tym kosmicznym plugastwem zmienił image na bardziej "emo" ( co było po prostu śmieszne), ale żadnego wewnętrznego konfliktu, po prostu nic nie uświadczyliśmy. Gdy symbiot przeszedł z Parkera na Eddiego Brocka (konkurujący z Peterem fotoreporter) tworząc Venoma, wtedy dopiero zaczęło się piekło... Wszystkie znaki rozpoznawcze tego wspaniałego czarnego charakteru zostały po prostu pominięte. Brak tutaj makabrycznego humoru bestii, brak tutaj charakterystycznego, podwójnego głosu symbiotu i nosiciela. O ogromnej inteligencji Venoma również możemy zapomnieć. Zamiast tego dostaliśmy krzykliwą bestię, którą prędzej porównać możemy do Obcego z "Ósmego pasażera Nostromo" niżeli do uwielbianej przez większość czytelników Marvela postaci. Przyznam się, że poszedłem do kina specjalnie dla kreacji tego monstrum, a gdy pierwszy raz zobaczyłem filmowy trailer aż złapała mnie nostalgia. Po obejrzeniu filmu poczułem się po prostu nabity w butelkę. Kilka scen w Venomem, który jest tylko marną kalką komiksowego oryginału to zdecydowanie za mało, aby zyskać przychylność fanów, prędzej ich zniechęcenie.
Dla zwyczajnego widza Spider-man 3 to zapewne bardzo dobre kino akcji, które wbrew wszelakim domysłom posiada naprawdę wiele cech melodramatu (ba, nawet musicalu! :P). Dla fanów będzie to z kolei kolejna porażka. Oczywistym jest, że reżyser miał w nosie komiksowe fakty, tworząc własną fabułę. To co łączy film z komiksem to niestety tylko i wyłącznie kreacje postaci i miejsc (takich jak na przykład kościelna wieża"). Wszystko inne to już w zasadzie same pomysły reżysera i scenarzystów. Nie ma się co okłamywać, Spider-man 3 to tak naprawdę "Spider-man Sama Raimi". Inaczej tego się nie da nazwać. Jeżeli kochasz kino akcji, a z Człowiekiem-Pająkiem nie masz wiele wspólnego...czym prędzej udaj się do kina. Fanie: oszczędź sobie zawodu. W zasadzie film powinien dostać dwie różne oceny, ze względu na fanów jak i zwykłych widzów. Może wyciągnijmy z tego bezpieczną średnią? Jak dla mnie 6/10. Naprawdę sądziłem, że będzie lepiej, choć tragicznie oczywiście nie jest. Bardzo dobre kino akcji, niestety, kiepska konwersja komiksu.