Komputerowy RPG, zatytułowany w swoim kraju Das Schwarze Auge: Drakensang, jak na razie został wydany na terenie naszych zachodnich sąsiadów. Nie powinno to dziwić, gdyż stworzony rękoma ekipy z niemieckiego Radon Labs. Obawy miałem duże. Primo - studio składa się z niezbyt doświadczonych ludzi, szczególnie jeśli chodzi o gatunek, do jakiego zalicza się ich nowe dziecko. Secundo - poprzednie ich wytwory nie należały do udanych. Ale już pierwsze - nadto pozytywne - oceny na portalach nieco mnie uspokoiły. Oscylują one w granicach 85%, a wyższa ocena od rodzimego Wiedźmina na niemieckim Gamestarze może zastanawiać (polski produkt otrzymał 80%, czyli o 5 procent mniej). Trzeba było samemu się przekonać czy aby recenzenci rodakom za bardzo nie posłodzili...
Trafiamy do świata fantasy. Do świata Aventurii. A zabawę zaczynamy od wybrania swojego własnego awatara. Brakuje jednak możliwości stworzenia go w edytorze, tylko przyjdzie nam wybrać jednego z dostępnych. Na ilość nie ma co wyrażać niezadowolenia. Przebierać możemy w krasnoludach, poprzez elfki, na homo sapiens kończąc. Każda z ras ma swoich klasowych przedstawicieli. Niestety, w wersji demonstracyjnej można zagrać zaledwie trzema charakterami, reszta jest po prostu zablokowana. Zastanawiające jest też, że statystyki postaci zostały ustawione na sztywno, czyli nie ma możliwości ingerowania we współczynniki naszego przyszłego bohatera/bohaterki.
I po powyższym, krótkim zabiegu wreszcie przystępujemy do rozgrywki. Pierwsze wrażenia są nader pozytywne. Grając czuje się, że mamy do czynienia z rasowym cRPG-iem. Drakensang wydaje się rozbudowany, a okienka inwentarzu czy talentów może nie kładą na łopatki, ale jest przyzwoicie. Interfejs też można zaliczyć do plusów - przypomina Neverwinter Nights 2 (nie jest to jedyny element, który przyrównam do dzieła Obsidianu) i odrobinę World of Warcraft. Jest przejrzysty i wygodny w obsłudze, a to najważniejsze.
Jednakże nie jest tak pięknie, jak mogło się wydawać. Schody zaczynają się, gdy przejmiemy dowództwo nad wybraną przez nas postacią. Kamera daje w kość i mogę powiedzieć, że na tę chwilę jest to najgorzej opracowany element gry. Gdy nie ruszymy myszką, mimo biegu mojej Kaliny w stronę mostu, po prostu staje (kamera). Żeby podążała za kierowanym herosem trzeba przybliżyć odpowiedzialnym za to przyciskiem widok. Jest to nie tyle niewygodne w praktyce, ile wręcz wywołuje frustrację. Spróbowałem miast myszki użyć WSAD-u i tu wystarczyło trzymać prawy przycisk "gryzonia", by kamera ulokowana była za plecami mojej elfki. Jeśli tak sprawa ma się w pełnej wersji, trzeba będzie poświecić trochę czasu na przyzwyczajenie, bo nawet niezbyt udanie rozwiązana kamera w NWN 2 jest sto razy lepsza od tej, którą zastosowano w Drakensangu.
Na szczęście reszta technicznych spraw raczej zachęca do obcowania z tytułem aniżeli odtrąca (no, może poza paroma "zgrzytami"). Grafika jest ładna, choć nie powala na kolana. Lokacje są ciekawie zaprojektowane, a w kwestii rozmiarów najbliżej im do rodzimego Wiedźmina. Ponadto i pod tym względem The Dark Eye przypomina mi drugiego Neverwintera (m.in. przedstawienie cut-scenek), lecz oprawa wizualna częściowo trzyma tu nieco wyższy poziom. Podobnie jak optymalizacja silnika - widać, że twórcy popracowali nad nią. Procesor C2D@2,97, 2GB RAM-u i 8800GT utrzymywały cały czas płynną animację w rozdzielczości 1280x1024 z ustawionymi wszystkimi opcjami na najwyższą wartość. Przynajmniej na etapie zaprezentowanym w demku nie można było narzekać na spadki klatek, które przeważnie mieściły się w granicach od 35 do aż 90. Choć animowanie ruchów w grze wygląda średnio (moja bohaterka biegła jakby chciała, a nie mogła), to i tak w ogólnym rozrachunku oprawa wideo przypadła mi do gustu. Jest w zupełności wystarczająca, a dzięki temu engine graficzny nie jest zbytnio wymagający sprzętowo.
Otoczka gry sprawia wrażenie "słodkiej fantastyki", co może spowodować zniechęcenie u graczy. Zarówno ciepła, kolorowa grafika, jak i niektóre śmiesznie wyglądające modele postaci raczej zaliczają tytuł do mniej poważnej produkcji. Ale mała odmiana od mrocznej atmosfery i brutalnych aktów z pewnością się przyda. Choć kto wie czy w sklepowej wersji nie ulegnie to zmianom. Trudno powiedzieć jak z fabułą, bo to zaledwie mały gryz historii, która zawiera ponad 1000 stron maszynopisu. Podobnie sprawa ma się z zadaniami - w demku głównie prowadzimy rozmowy. A propos dialogów - nie zaliczają się do mocno rozbudowanych, ale nie jest źle. Ze wstępną oceną, czy tym bardziej werdyktem, trzeba się wstrzymać, bo w tym przypadku mamy do czynienia z produkcją cRPG, a żeby chociaż zapoznać się częściowo z nią, potrzeba co najmniej kilk(nastu) godzin.
Niezgorzej wypada też w ogólnym rozrachunku muzyka. Jest naprawdę miła dla ucha i pasuje jak ulał do klimatu The Dark Eye. Przeważnie w głośnikach przygrywają spokojne utwory, ale nie powodują, że człowiek zaczyna zaraz odczuwać znużenie. Niestety, dużo słabiej mają się głosy. Osoba, która podłożyła głos w wersji niemieckojęzycznej jednemu ze strażników, spisała się strasznie kiepsko i brzmiała jakby pozbyła się przynajmniej swoich cennych klejnotów. W wielu dialogach brakuje w ogóle kwestii mówionych, choć to być może wina dema. Prawdopodobnie twórcy nie chcieli, żeby rozmiar testowanej wersji zniechęcał do zapoznania się z produktem Radon Labs. Mam taką nadzieję...
Kolejnym ważnym aspektem jest walka. Tu po raz kolejny przytoczę NWN 2, gdyż najbardziej przypomina mi ona ten właśnie tytuł. System oparty jest na papierowym RPG-u The Dark Eye, znanym i cenionym głównie przez Niemców (choć nie tylko przez nich). Akcje bohaterów są powolne, dana postać (jest możliwość zdobycia towarzyszy) czeka na swoją kolej do oddania ciosu. O dynamiczności możemy zapomnieć, więc fani nowych pseudo-RPG-ów niech ten tytuł raczej sobie darują. Drakesangowi najbliżej do klasycznych tytułów i w moim przypadku bez wątpliwości jest to bardziej plus niż minus. Poza tym w potyczkach trzeba wykazać się anielską cierpliwością, gdyż na pierwszym poziomie naszego awatara (i ewentualnie jego kompana) walka z dzikami wbrew pozorom może być długa i wymagająca. Oczywiście, jak zapowiadano, jest możliwość zatrzymania gry i przemyślenia następnego ruchu czy wydania rozkazów naszej drużynie.
Po przetestowaniu udostępnionej przez Radon Labs wersji mogę powiedzieć, że The Dark Eye ma spory potencjał. I wątpię, żeby prezentował poziom zbliżony do Baldur's Gate, ale ma szansę chociaż zrównać się z drugim Neverwinterem. W co trochę jednak wątpię, ale od początku wierzyłem, mimo obaw, w ten tytuł i zarówno demko, jak i pozytywne recenzje pozwalają mi sądzić, że nadchodzi całkiem solidny i udany, klasyczny cRPG, jakiego dawno nie widziano na pecetowym rynku.
Nic nie szkodzi, że niemiecka gra przypomina pod niejednym względem NWN 2, a wręcz uznałbym to za plus, gdyż produkcja Obsidianu przypadła mi niezmiernie do gustu. Póki co Drakensangiem cieszą się gracze z Niemczech, ale podobno tym tworem zainteresował się Eidos i kto wie, czy to właśnie nie ten dystrybutor wyda na świecie produkcję Radon Labs. Premiera na Zachodzie prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku, na szczęście Polakom przyjdzie czekać odrobinę krócej (grudzień), gdyż już jakiś czas temu Techland zdobył prawa do wydawania tego tytułu na polskim rynku. Osobiście nie mogę się doczekać, kiedy przekroczę - już bez ograniczeń - progi Aventurii.