Ich inwazja na PSP również nie przeszła bez echa. Namco Bandai, studio odpowiedzialne za serię najlepszych bijatyk na świecie polanych tłustym, mangowym sosem wzięła się za konwertowanie swoich dzieł na mały ekran handhelda SONY. Zaczęło się od cieszącego się dużą popularnością (zwłaszcza wśród młodszych odbiorców) Naruto, po jakimś czasie przyszła jednak pora na coś bardziej klasycznego. Mimo wszystko, powiedzmy sobie szczerze, pierwszy Shin Budokai nie powalał. To za sprawą małej liczby grywalnych postaci, niepowalającej liczby możliwych ciosów i kombinacji oraz średniej ilości plansz. Another Road miała "poprawiać" błędy poprzedniczki, jednak graczom konsolowym polityka Bandai jest już znana nawet za dobrze.
Niezmienną stałą na konsolowym rynku jest już bowiem fakt, że zawsze pierwsze części konsolowych szlagierów (niezależnie czy to Naruto, Bleach, czy Dragon Ball) były stosunkowo mało rozbudowane. Z odsłony na odsłonę twórcy poszerzali liczbę bohaterów, dodawali kolejne wachlarze ciosów jednocześnie zachowując te stare, tworzyli nowe, bardziej szczegółowe mapy. Tym razem jest oczywiście tak samo. Z 20 grywalnych postaci zrobiły się 24 (poza stałą ekipą Goku, Vegeta, Gohan, Freeza etc doszli Bardock, Future Trunks, Dabura i Future Gohan), pojawiły się dwie nowe plansze, a tryb kariery został wzbogacony o nieco kiczowaty rozwój bohaterów za pomocą kart zwiększających odpowiednio takie czynniki jak siła ataku wręcz, siła ataku za pomocą tajemniczej energii KI, możliwości obrony, szybkość czy wytrzymałość. Poza nową okładką na pudełku, nową piosenką w menu i kosmetycznymi poprawkami w grafice to by było już wszystko, co różni Another Road od swojej starszej siostry. Mało? Zgadzam się z Tobą w zupełności, Another Road bardziej przypomina mało rozbudowany dodatek, Który powinien zostać udostępniony w Playstation Store po uiszczeniu naprawdę skromnej opłaty. Więc czemu taki stary, wołowy kotlecik dostał aż tak wysoką ocenę? Już śpieszę z wytłumaczeniami.
Główną zaletą Another Road jest kompatybilność z systemowym trybem "Games Sharing". W skrócie sprowadza się to do tego, że druga osoba nie potrzebuje tej gry, aby razem z Tobą toczyć sieciowe potyczki. Wystarczy, że wyślesz jej paczkę plików pozwalającą na granie w trybie multi, za pomocą wbudowanych w PSP kart sieciowych. Jest to opcja bardzo ekonomiczna, a najlepiej sprawdza się w szkolnych korytarzach, gdzie grube i tłumiące hałas ściany nie są żadną przeszkodą dla internetowego zasięgu Playstation Portable :).
Innym, dosyć dużym plusem jest rozbudowanie możliwości walczących. Cały system opiera się teraz na tak zwanym "Aura Boots" i następstwach tego specyficznego stanu. Przez krótki odcinek czasu jesteśmy w stanie przywołać specjalną aurę, która nie dość, że zapewnia nam szczątkową odporność na ciosy, to jeszcze pozwala na poruszanie się z bardzo dużą prędkością. Jeżeli podczas takiego pędzenia trafimy w przeciwnika, będziemy mogli oddawać następne ataki, aż do ostatecznego ciosu, który jest niezależną od nas animacją, różną dla każdego bohatera, przedstawiającego jego najsilniejszy bądź najbardziej znany fanom atak (a te w Dragon Ballu zawsze były nader brutalne i wymyślne). Oczywiście nadal jesteśmy w stanie walić w przeciwnika wszelkimi KAMEHAMEHA!, Final Flashami, Big Bangami i tak dalej. Do tego dochodzi możliwość teleportacji za plecy przeciwnika (aby to zrobić trzeba być naprawdę szybkim i czujnym) czy przeskakiwanie na wyższe poziomy rozwoju bohatera podczas samej walki. Ogólnie - jest lepiej, ale wciąż skromnie. Do długich i niesamowicie efektownych kombinacji z wersji na PS2 brakuje jeszcze całkiem dużo, choć seria jest na właściwym tropie.
Muzyka to jak zwykle dziwne, pseudo-elektroniczne pobrzękiwania w tle. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego twórcy z BanDai NIGDY nie skorzystali z oryginalnej ścieżki dźwiękowej do anime Dragon Ball Z. Do teraz pamiętam niektóre kawałki i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że tak podsycających napięcie utworów znaleźć w animacjach jest naprawdę ciężko. Wystarczy raz przesłuchać kawałków Cell Games czy Angel, w wersjach przerobionych na potrzebę dynamicznego, diabelnie efektownego i szybkiego anime. Zamiast tego mamy dziwny ambit, który nijak do herosów z trwałą nie pasuje.
Grafika stoi na przyzwoitym poziomie, choć do takiego Tekken: Dark Resurrection porównywać jej raczej nie wypada. Another Road opiera się bowiem na grafice typu cell-hading, pozwalającej na uzyskanie ciekawych efektów, m.in. grafikę żywcem przeniesioną z bajki, z jej wszystkimi niedoskonałościami, ale i specyficznym urokiem. Charakterystyczna kreska rysownika i pomysłodawcy Akiry Toriyamy została w pełni zachowana. Mimo wszystko, nawet jak na "bajkową" grafikę mała liczba szczegółów jest dosyć widoczna, zwłaszcza że sławne anime, pomimo tylu odcinków na koncie mogło się poszczycić naprawdę dokładną i solidną kreską. Brakuje zwłaszcza zaawansowanego cieniowania, przez co postacie wyglądają, jak gdyby żywcem wycięte w z jakiegoś kadru mangi, niezbyt zdolne do prezentowania się z każdej strony w pełnej okazałości. Być może brzmi to jak celowy zabieg podtrzymujący klimat anime, ale uwierzcie mi na słowo, wcale tak nie wygląda. Lokacje również nie prezentują się nader wyjątkowo, ot nieinteraktywne tła, na których kopiemy się nawzajem po twarzach znane z serialu. Jest planeta Namek, turniejowa posadzka, piekło po imprezie Yanemby, jakaś pustynia, zniszczone miasto czy świątynia Kami. Wszędzie, gdzie swój obolały tyłek postawił Goku na tyle długo, aby znaleźć kogoś, z kim może wymienić kilka "ostrych argumentów".
Rozgrywka sama w sobie jest dosyć przyjemna, niestety, ze względu na małą liczbę możliwości nudzi się dosyć szybko. Monotonia zaczyna się wkradać już po kilku pierwszych godzinach grania, a więc jeżeli jesteś fanem bijatyk, ale uniwersum DB zupełnie cię nie interesuje, omijaj półkę z tą grą w sklepie szerokim kołem. Zwłaszcza że laik nieobeznany z realiami anime jak zwykle nie zrozumie prawie nic z podanej w toporny sposób historii, jak to zresztą zawsze bywa w tasiemcowych bijatykach Namco Bandai. Na całe szczęście system "Games Sharing" ratuje całą sytuację, za co dodaję aż dwa punkty do oceny końcowej. Kto nie ma znajomych z PSP lepiej niech je sobie odejmie, lepiej się potem nie zawodzić. Zwłaszcza że do tanich ta gra wcale nie należy (trzeba ją sprowadzić z innego państwa).