Halo, halo? Dobry wieczór, ze studia wita Państwa MC Sylv... to jest - Piotr Selwestrowicz, w niektórych kręgach zwany Sylvckiem. Chciałbym przyłączyć się do słów mojego redakcyjnego kolegi, gdyż ja również padłem ofiarą swej własnej naiwności. Choć, prawdę mówiąc, spodziewałem się takiego stanu rzeczy. Mój brak optymizmu wynika głównie ze znajomości innego tytułu o sportach zimowych właśnie - Salt Lake 2002. Ta gra to, krótko mówiąc, zwykłe badziewie i jedna z największych omyłek ówczesnej branży. Zaledwie 6 dyscyplin, fatalne sterowanie i słaba oprawa audio-wideo powodowały odruchy wymiotne nie tylko u mnie - średnia ocen w Sieci rzędu 49% mówi sama za siebie. Miałem nadzieję, że TAKIEGO gniota nie będzie mi już dane ujrzeć. Chwała Bogu, w tej kwestii się nie zawiodłem. Dalej jest jednak źle.
Stajnia 49Games może się wydawać jednym z lepszych developerów, którego można było wybrać do produkcji gry o tytule Winter Sports 2008. W końcu to oni tworzą od kilku już lat serię RTL Ski Jumping, a oprócz tego wydali na świat takie dzieła jak RTL Biathlon czy Alpine Ski Racing. Jednocześnie maczali palce w Torino 2006, której dorobek jest jeszcze bardziej imponujący niż Salt Lake - 46% ocen w Sieci, czego osobiście nie dane mi było na szczęście zweryfikować. Jednak odłożyć należy na bok uprzedzenia i ocenić grę w miarę "obiektywnie". I pod tym względem Winter Sports 2008 nie ma się czym raczej pochwalić. Ale po kolei.
A na początku były dinozaury. Następnie pojawiło się 9 dyscyplin sportowych do rozegrania, podzielonych łącznie na 15 konkursów, dodatkowo w niektórych startują zarówno mężczyźni, jak i panie. Trzeba przyznać, że wybór jest dosyć spory - narciarstwo alpejskie, skoki narciarskie, bobsleje, łyżwiarstwo szybkie i figurowe, biegi narciarskie, a nawet curling. Można by było jednak dodać którąś z konkurencji snowboardowych, zastępując na przykład jedną z niczym nieróżniących się od siebie konkurencji - bobslejów, saneczkarstwa bądź skeletonu. Biatlon też mógłby być, ale jak już wspomniałem, o tej dyscyplinie powstał oddzielny tytuł.
Taki wybór dyscyplin powinien zapewnić nam mnóstwo zabawy. Przynajmniej teoretycznie, w praktyce wygląda to inaczej, bo bardzo szybko w zabawę wkrada się nuda. I to mimo kilku udostępnionych graczom trybów rozgrywki. Do wyboru mamy karierę, w której pniemy się w górę, liga po lidze. Każda z nich to zawody składające się z 7 i 15 konkursów. By uzyskać awans do wyższej ligi trzeba wygrać te drugie zawody, zdobywając możliwie dużą ilość medali (za zdobycie których rozdysponowuje się punktami doświadczenia pomiędzy dyscyplinami). Że niby proste? O nie, zapewniam Was, drodzy widzowie (słuchacze?), że będziecie wyciskali siódme poty, byle tylko dotrzeć do mety. Ha, daliście się nabrać! Średnio rozwinięty manualnie przedszkolak dałby sobie tutaj radę, nie mówiąc już o graczach z wieloletnim stażem.
Całe szczęście, że nie ogranicza się to do łupienia w klawisze. Konkurencje alpejskie sprowadzają się jedynie do kierowania podopiecznym pomiędzy bramkami. Po paru-parunastu próbach nikt nie powinien mieć problemów z dojechaniem do mety. Jednak w tym wypadku jest to usprawiedliwione, no i w ostatecznym rozrachunku konkurencje alpejskie są tymi najprzyjemniejszymi. Jeszcze bardziej prostackie są wyścigi bobslejów, saneczkarskie i skeleton - tam nie dość, że wystarczy kierować "pojazdem" w lewo i prawo, to zawsze widzimy na trasie zaznaczony tor, którym pokonamy ją najszybciej. Banał do kwadratu. Więcej wyczucia należy zachować np. podczas biegu, kiedy należy rozsądnie dysponować siłami zawodnika w czasie jednokilometrowego sprintu. Was zapewne najbardziej interesują skoki, prawda? Tu jednak muszę Was rozczarować - jest kiepsko. O ile nawet nowsze skoki w oddzielnej produkcji w wykonaniu 49Games średnio mnie rajcują, tutaj wszystko zostało ograniczone do minimum - balansujesz kulką, klikasz, by się odbić, balansujesz w lewo i prawo, a następnie w odpowiednim momencie klikasz ponownie, by wylądować. To byłoby nawet przyjemne w odbiorze, szkoda tylko, że SI przeciwników, nieodstające poziomem od IQ wędzonej makreli , tę przyjemność psuje.
Z innych trybów, oprócz standardowych zawodów/pojedynczego konkursu, istnieje twór określony mianem kampanii. Jest to coś na kształt wyzwań, umieszczonych na połączonych ze sobą heksach. Nie są one zbyt wyszukane, z początku wystarczy np. uzyskać odpowiednią odległość w skoku czy umieścić kamień curlingowy w środku pola. Później jednak wyzwania stają się trudniejsze - należy zebrać wszystkie monety na trasie, a najbardziej podobało mi się zadanie, w którym przy bramkach pojawiały się liczby, które trzeba było sumować i potem z dwóch podanych wyników wybrać poprawny. Niestety, wkurzał mnie fakt, że sporo zadań dotyczyło curlingu, którego totalnie nie trawię. Ubolewam, że nie stworzono jakiegoś samouczka co do taktyki gry, bo opis samego sterowania w tym momencie nie wystarcza.
Mimo wszystko jednak nuda wprost wylewa się z ekranu i ochlapuje nam biurko. Wystarczy kilka prób, by obczaić co i jak. I już można wymiatać. Szczególnie daje się to we znaki w bobslejach/saneczkarstwie - tu już po paru przejazdach nie ma się większej ochoty na kolejne przejazdy. W tym aspekcie tak naprawdę jedynie konkurencje alpejskie nie szwankują. Zawrotna prędkość robi swoje, choć jej poczucie jest odwzorowane średnio na jeża.
Zresztą ogólnie oprawa audio-wideo wypada bardzo przeciętnie. Z pewnych źródeł wiem, że jeśli o wizualną się rozchodzi - to oprócz pasków energii nie zmieniło się NIC. No to jak na grafikę sprzed roku nie jest tak źle, niestety nie oznacza to, że jest dobrze. Zresztą popatrzcie na screeny - mało zróżnicowane trasy (a i ich ilość nie poraża) plus przeciętne modele postaci nie robią specjalnie miłego wrażenia. Animacje nie są złe, ale niewielka ich liczba powoduje, że po pewnym czasie znamy wszystkie na pamięć. Szczególnie te okazujące radość podczas, według mnie zbędnego, przedstawienia ceremonii wręczenia medali. No ale w tej materii zbyt wiele wydumać się chyba nie da.
W kwestii oprawy dźwiękowej można wyróżnić dwa wymiary. W pierwszym - odgłosy maści wszelakiej można uznać za poprawne. Muzykę zaś za lekko irytującą, jednak do przyzwyczajenia się. Drugi wymiar - komentatorzy. No i... brak mi słów. Goście wydają się być wzięci z łapanki na ulicy jakiegoś niewielkiego polskiego miasta. Ich teksty są denne i przypominają rozmowy dwóch starych pierników, śmiejących się z dowcipów zrozumiałych tylko dla siebie ("-Chyba musimy obniżyć oczekiwania wobec niego. -Jeśli chcesz, Jack, możemy już obniżyć nasze fotele." - buahaha...). Nie zachowują się jak profesjonaliści, gadają o byle duperelach, a ich konikiem jest gotowanie. Niby fajnie czasem porozmawiać o pierdołach, ale na to czas znajdzie się zawsze, tylko komentować występów zawodników nie ma komu. Ogranicza się to do porównania międzyczasów z innymi zawodnikami. I niektóre teksty naszych pseudo-komentatorów są nawet zjadliwe i zabawne, ale większość pozostawia wyraźny niesmak. Po co niby nam prywata typu: "Przeciwnicy chyba dostaną wrzodów. -A jadłeś tę jajecznicę, którą podano nam dziś w bufecie? Obawiam się, że czeka nas to samo.". Żal.pl, najkrócej to ujmując.
Myślę, że wystawiona ocena pokrywa się z wydźwiękiem recenzji. Jeśli jeszcze nie wyłapaliście mojej opinii o tym tytule - gra jest całkiem przyjemna przez pierwsze dwie godziny, później gra się tylko dlatego, bo nie ma się nic lepszego do roboty. Zresztą, sami spróbujcie. Albo i nie - domagać się od gracza 80 złociszy za coś TAKIEGO? Rozbój w biały dzień! Pałować za coś takiego, skoro prewencja już nawet nie działa!
Halo, halo, Bartku? Oddaję ci głos, bo zaraz zacznę rzucać przekleństwami. Już mi zaczyna zdrowo od...