Gdy czytacie te słowa, Lost Odyssey już jest na rynku, ale z racji dość nietypowej daty premiery (w bonusowy dzień tego roku - 29 lutego) nie mieliśmy szans wyrobić się z recenzją. Zwłaszcza że produkcja jest na tyle długa i na tyle rozbudowana, że twórcy podzielili ją aż na 4 płyty DVD! I tu przypomina o sobie przestarzały (dobre!) format w X360 i brak dysku twardego we wszystkich rodzajach konsolki.
No ale skończmy paplać głupoty, a przejdźmy do interesów. W grze przyjdzie nam się wcielić w człowieka o imieniu Kaim Argoner, osobnika obdarzonego 1000 lat nieśmiertelnego żywota. Tak jest, nie dość, że przez ten okres czasu się chłopak nie będzie starzał, to jeszcze nie idzie go zatłuc. Sakaguchi obiecuje, że cała gra będzie odbywała się właśnie na całej przestrzeni tej niemałej sumki. Spokojnie, spokojnie! Lost Odyssey to podobno pierwsza część dłuuugiego cyklu, który długością ma być porównywalny nawet z Finalami.
"Deja Vu" - mówią szczęśliwcy, którzy mieli już okazję zaliczyć pierwszy kontakt z produkcją. Skąd takie stwierdzenie? Otóż, podobno LO designem, wykonaniem postaci, prowadzeniem fabuły, rozgrywką i ogólnie niemalże wszystkim wygląda jak żywcem zerżnięte z któregoś Final Fantasy. Mamy więc ubierający się jak geje chłopców, pomieszane klimaty fantastyczne z robotami i najnowszą technologią oraz historię z tłem politycznym. Czy to źle?...
Jeżeli chodzi o walki, to zastosowano tutaj klasyczny turowy system walki, któremu najbliżej chyba do tego z FFX. Jedyną istotną nowością wydaje się być możliwość ustawiania formacji bitewnych.
Polega to na uformowaniu przez postacie dwóch rzędów - pierwszy bierze na siebie wszystkie ataki, podczas gdy drugi, składający się np. z czarowników, ładuje swoje czary lub leczy się. Ekwipunek nie jest zbyt wymyślny w stosunku do innych jRPG - mamy klasyczny skład - broń, pierścień i gadżet, czyli jakieś tak akcesoria.
Audiowizualnie Lost Odyssey również nie zrywa beretu z głowy. Podobno wygląda niewiele lepiej od wydanego na PS2 najnowszego Finala (tak, znowu porównujemy LO do któregoś z Finali ;)), a przecież zapowiadano, że gra nie będzie się wiele różniła od renderowanych filmików. Muzyka zaś ma prezentować najwyższy poziom, biorąc pod uwagę, kto ją skomponował - Nobuo Uematsu, który, podobnie jak Hirnobu, pracował niemalże przy wszystkich wydanych FF-ach.
Lost Odyssey nie zapowiada się na wielki hicior, na który był kreowany, ale też nie wydaje mi się aby miało tu miejsce tak wielkie rozczarowanie jak w przypadku Blue Dragona. LO ma również o tyle ułatwione zadanie, że na X360 po prostu na tym polu nie ma absolutnie żadnej konkurencji. Mocnymi stronami projektu będą bez wątpienia fabuła oraz długość rozgrywki, a tego właśnie od pewnego czasu w grach video brakuje.