Poprzednie tytuły sygnowane nazwą duńskiej firmy produkującej klocki dla dzieci wyróżniały się nietypową oprawą, hektolitrami humoru i prostotą w obsłudze. Że niby dla 5-latków śliniących się na widok nagiego, plastikowego wielościanu Pameli Anderson? Nie. Wprost przeciwnie… Produkty opracowane w studiu Traveller's Tales miały w sobie magię, której brakuje w wielu podobnych grach. Magię, za sprawą której bawili się dobrze gracze, niezależnie od wieku. Nawet wielu starych wyjadaczy gatunku potrafiło rozerwać się przy LEGO Star Wars, nie narzekając na banalność. Z założenia gra ta miała być lekka i przyjemna i taka bez wątpienia jest. I niewątpliwie tak samo będzie z Indianą Jonesem. Ci, którzy grywali z wypiekami na twarzy w poprzednie dzieła utalentowanego, brytyjskiego zespołu, z pewnością mogą tego samego oczekiwać po przygodach z Indym jako postacią przewodnią.
Fabuła gry zostanie podzielona na trzy części, a każdy z nich na sześć długich rozdziałów, co da razem 18 etapów, dzięki którym poznamy w dużym skrócie - lecz ze sporą dawką humoru - wyprawy tytułowego archeologa. Nawiązań do filmów (Poszukiwaczy zaginionej Arki, Świątyni Zagłady i Ostatniej Krucjaty) nie zabraknie i dobrze byłoby przed premierą przypomnieć sobie przed chwilą wymienione produkcje. Radość nie będzie mniejsza, a nawet większa :).
Oczywiście ujrzymy w grze wszystkie co bardziej znane persony z filmowego Indy'ego: Waltera Donovana, Marcusa Brody'ego czy Sallaha. Nie obawiajcie się, pięknych kobiet (m.in. Marion Ravenwood) w formie duńskich klocków w otoczeniu Dr Henry'ego Jonesa nie zabraknie. Warto nadmienić, że tym razem NPC-y będą bardziej aktywne i służyć pomocą graczowi w opałach i zagadkach. Chociaż w poprzednich tytułach Traveller's Tales sztuczna inteligencja "kulała", to prawie nikt nie zwracał na nią uwagi, bo zwyczajnie i tak zabawa była przednia (zwłaszcza w trybie co-operative, wtedy nie zauważaliśmy tej "wady"). Ale sam fakt, że twórcy dopracują co nieco powoduje, że może być tylko lepiej, a frajda będzie jeszcze większa, bo zamiast "bezmózgiego yeti" otrzymamy myślącego kompana , który nie będzie ustępował kroku naszemu łowcy przygód. Przy okazji - fajnym motywem będzie lęk przewodniej postaci do węży; nie powiem, brzmi ciekawie.
Nie obędzie się także bez podstawowych broni Indy'ego. Bicz okaże się nie tylko dobrym orężem do bicia niegrzecznych oponentów, próbujących stanąć na drodze Henry'emu i jego ferajnie, ale również przyda się w wielu etapach zręcznościowych i momentach wymagających pomyślunku. Rzecz jasna, w ekwipunku znajdą się też bronie palne (małym usprawnieniem jest wprowadzenie limitu amunicji), którymi - jak zapowiedzieli twórcy - nie pokonamy żadnego nazisty, gdyż dla takowych w LEGO Indiana Jones nie ma, niestety, miejsca. Ich rolę przejmą okultyści i inne typy spod ciemnej gwiazdy. Miejmy nadzieję, że godnie zastąpią nieobecnych i nie zepsują klimatu gry.
Sam sposób rozgrywki nie zmieni się bardziej, niżby należało. Poprawiona zostanie interakcja z otoczeniem, choć już w Gwiezdnych Wojnach stała ona na przyzwoitym poziomie. Budowanie z klocków zaś nie będzie tak banalne jak wcześniej (koniec z układaniem przejścia za pomocą jednej dźwigni), a kooperacja między graczami - częściej wymagana.
Tryb wieloosobowy pozostał i nadal możemy bawić się we dwójkę przy jednym komputerze. Szkoda, że brytyjskie studio nie pokusiło się o stworzenie gry z możliwościami online, na pewno takie rozwiązanie znalazłoby wielu zwolenników. Nie mogło też zabraknąć miejsca na odpoczynek pomiędzy przechodzeniem kolejnych etapów. Dostaniemy coś na wzór poprzednich gier spod znaku LEGO, czyli krótko mówiąc - pub. Autorzy tworząc go, wzorowali się na akademii Indy'ego - Barnett College. Jestem ciekaw efektów ;). Zgodnie z konwencją serii - i tu będziemy zdobywać kolekcję najróżniejszych przedmiotów, "złotych cegiełek" i innych trofeów, za sprawą których odkryjemy fajne i fajniejsze bonusy, ułatwiające, tudzież urozmaicające, rozgrywkę.
Silnik graficzny pozostał praktycznie ten sam, na szczęście przeszedł kilka pomniejszych szlifów. Oprawa wizualna prezentuje się podobnie do tej znanej z wcześniejszych produkcji Traveller's, jeśli nie identycznie. Ale po co zmieniać to, co jest już dobre i w zupełności wystarczające? Gra nie ma szokować ani wgniatać w fotel. Ma się podobać i myślę, że będzie. Zresztą sami zobaczcie, jak na tym etapie wygląda. Mały lifting widać gołym okiem i raczej nie ma co nastawiać się na większe zmiany. Ze strony dźwiękowej - nie ma co się martwić na zapas, słynny motyw przewodni, który kojarzą wszyscy fani Indy'ego, znajdzie się na pewno, a i reszta utworów powinna być bardzo znajoma.
Moją jedyną obawą jest to, że The Original Adventures, bo taki podtytuł otrzymała gra Traveller's Tales, będzie zbytnią kopią Lego SW w dosłownym tego słowa znaczeniu, tyle że już nie w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Z drugiej strony, soczysty humor, przezabawne cut-scenki (z kukłami-klockami na czele), masa zręcznościowych etapów, no i postać Dr Henry'ego Jonesa. Czy to wystarczy, by podbić serca graczy tak, jak zrobiły to, bez wątpienia, obie części LEGO Star Wars? Platformówek na pecetowym rynku niewiele (oprócz komputerów osobistych wyląduje także na konsolach nowej generacji), a jak to się mówi: na bezrybiu i rak ryba. Cieszmy się więc tym, co mamy, a właściwie - mieć będziemy.