Na szczęście dla światowej rzeszy użytkowników konsol japońska firma deweloperska Square Co., Ltd. wsłuchując się w głosy Graczy dała im to, na co czekali. Całą serię Final Fantasy, a w jej składzie wspomnianą część oznaczoną numerem IX. Wspaniała gra przygodowa skompilowana z całym bogactwem świata RPG, którą od lat darzę wielkim sentymentem. Kto zanurzył się w "dziewiątkę" wie, o czym piszę, boć jak tu nie pokochać miłością czystą a platoniczną drobnego złodziejaszka Zidana, pełnokrwistej księżniczki i banitki w jednym - Garnett lub Dogger, zależnie od wcielenia, czarnego maga Viviego czy też zakutego w blachy lojalnego do bólu Kapitana Steinera, że o armii równie sympatycznych postaci nie wspomnę…. Jak? Kurza stopa, jak?!
Na początku była konsola Playstation. Poczciwy "szarak", który przez pięć z górą lat niemal całodobowo dostarczał mi rozrywki przez wielkie "R". Grało się zajadle do białego świtu. Rynek gier komputerowo-konsolowych dopiero raczkował i był skierowany twarzą głównie w stronę najzamożniejszej części naszego społeczeństwa. Nic więc dziwnego, że w tym czasie kwitły giełdy komputerowe oferujące "przerobione" konsole i gierki umiejętnie "skrojone". Półświatek zarabiał ciężką kasę, gracze młócili paluchami po padach, a oficjalni dystrybutorzy dzięki niemrawej polityce - lub raczej jej niemal całkowitego braku - oraz nieokiełznanemu apetytowi na kasę potencjalnych klientów, patrzyli jak rzeka środków, zwanych popularnie pieniędzmi, zasila kieszenie braci umundurowanej w markowe dresiki. Masę czasu musiało upłynąć, aby zrozumieli, że nie tędy droga. Sam przyznaję to ze wstydem, iż czasami pogrywałem w "nielegale" nie tyle z powodu zaporowych cen, co opóźnień z dostępem oficjalnymi kanałami do topowych w danym momencie tytułów. Na szczęście to się powoli zmienia, a gdyby tak jeszcze polscy Wydawcy zrozumieli, że cenami z sufitu nie podbiją rynku, byłoby super…. I tak leciał sobie rok za rokiem, a każdy z nich z reguły miał do siebie przyporządkowanego konsolowego hita, jak to się teraz modnie powiada. Rok 2000 upłynął mi głównie pod znakiem Final Fantasy IX.
Moje pierwsze spotkanie z FF IX w żaden sposób nie wskazywało na późniejszą nim fascynację. Gierkę i to w oryginale otrzymałem od któregoś z kumpli z komentarzem, w którym jedyne słowo nadające się do zacytowania brzmiało "rasowa mendoza". Przytaszczyłem grę do domu, z napędu konsolki wyeksmitowałem stałego lokatora "Ace Combat 2" i umieściłem tam pierwszy z czterech cedeków "Finala". Obejrzałem urokliwe intro, po czym po ciemku na statku przejąłem kontrolę nad jednym z głównych bohaterów gry - Zidanem. Wykonałem parę czynności, po czym zapaliłem świeczkę i okazało się, że "mój człowiek", mimo że wygląda z grubsza na przedstawiciela homo sapiens wyposażony został w wyrastający z tylnej, bardzo niskiej strefy pleców, gustowny ogon! No to jest nieźle - pomyślałem sobie z nutą irytacji, gdyż nie lubię przesadnych udziwnień. W chwilę później stwierdziłem ze zdziwieniem, że postacie gry porozumiewają się ze sobą za pomocą komiksowych dymków, a walka oparta została na systemie turowym, o którym zresztą w tym momencie miałem mocno blade pojęcie. Jeszcze pomęczyłem się jakieś pół godziny, po czym wstępnie zdyskwalifikowałem kandydata na przebój konsolowy, powracając do lotów myśliwcem Mig 29 Fulcrum. Cóż mogę powiedzieć, wilk zawsze znajdzie drogę do lasu.
Po kilku dniach powróciłem do tematu, powoli zgłębiając wcześniej nieznane mi systemy gry. No i zassało, w dodatku na długie lata! Dość powiedzieć, że dopiero za czwartym czy piątym przejściem gry ukończyłem ją na pełne 100% ze złotym chocobosem i pokonanym superbossem Ozmą. Trwało to niemal 200 (!) godzin!
Czym jest dla mnie Final Fantasy IX? Wspaniałą grą przede wszystkim złożoną z nieprzerwanej przygody, dramatycznych zwrotów akcji, interesującego wątku fabularnego uzupełnionego wieloma mini-gierkami czy też subquestami. "Finalowa" karcianka "Tetra Master" nie ma sobie równych, a aukcje w Treno to doskonała zabawa połączona z możliwością wejścia w posiadanie ważnych dla fabuły przedmiotów, cennego uzbrojenia i wielu innych unikatowych fantów. A przyjazne stwory, które pojawiają się w różnych miejscach i proszą o pomoc lub zadają śmieszne zagadki? Za sympatyczne potraktowanie (z jednym wyjątkiem - Fałszywy Gimme Cat) każda z tych postaci rewanżuje się cennym upominkiem. Nie sposób opisać w krótkim siłą rzeczy tekście wszystkich możliwości oferowanych przez FF IX!
Nie będę rozpisywał się na temat fabuły. Jest ona złożona i niezwykle bogata, podobnie do wielkiego świata gry. Jedno mogę zaręczyć. Ci, którzy sięgną po ten tytuł nie odczują zawodu. Ta gra jest niemal doskonała. Oferuje przy tym niezwykle złożony system rozgrywki i rozwoju poszczególnych postaci. Skoro o nich mowa, to zauważyć trzeba, że każda z nich ma swoją fabularną historię - nie ma przybyszów znikąd (z malutkimi wyjątkami). Wspomniałem o turowym systemie walki. Niby proste, ale przy bliższym poznaniu już niekoniecznie… Bogactwo wyposażenia bojowego i ekwipunku o bardzo różnych parametrach i modyfikatorach, dodatkowo zostało obdarzone magicznymi zdolnościami. Opcje nieustannego rozwoju, umiejętności poszczególnych postaci są sukcesywnie poszerzane. Dostępne możliwości nakładania w czasie walki na przeciwników rozmaitych czarów i statusów oraz wiele innych czynników związanych z rozgrywką na wstępie przytłaczają początkującego adepta FF IX. Po dojściu do względnej wprawy i właściwego rozumienia zasad rządzących "finalowym" światem gra zaczyna smakować niczym najbardziej wystawne danie. Dobry Stwórco! Ileż razy "zmoczyłem" grając w "Tetra Master" i przy okazji tracąc z trudem zdobyte cenne karty! Nie zliczyłbym tych ponurych chwil. Słońce zaświeciło znacznie później. A kochany drób w postaci chocobosa?! Ileż to wypraw odbyłem na grzbiecie tego ptaka w poszukiwaniu zakopanych skarbów zgodnie z Chocographem?! Pamiętam radość z każdej zmiany koloru jego upierzenia skutkującej zwiększeniem zdolności pierzastego przyjaciela. Wszystkich questów wymienić nie sposób, takie jest ich bogactwo.
Twórcy gry z japońskiego studia Square Co., Ltd. umieścili swoją historię fantasy luźno powiązaną ze średniowiecznymi klimatami, znajdującymi swój wyraz w świecie gry, kształcie budowli czy też w dziwnych machinach. Do pięknej, baśniowo kolorowej szaty graficznej idealnie dopasowano równie cudnej urody ścieżkę dźwiękową autorstwa Nobuo Uematsu. Powiem krótko - Final Fantasy IX swoim kształtem i pięknem oraz cudownymi filmikami przerywnikowymi zachwyca i wzrusza. Jest jedną z najpiękniejszych tematycznie gier, w jakie było dane mi grać do tej pory. Pokazuje niejako przy okazji bez zbędnego dydaktycznego zadęcia to, co w życiu Człowieka powinno być najważniejsze - Miłość, Honor, Wierność, Przyjaźń, Poświęcenie i wszystkie inne wartości, które powinny być obecne w codziennym życiu. Oto czysto japońskie pojmowanie świata, któremu dają wyraz Autorzy z Kraju Kwitnącej Wiśni umieszczając je w grach video. Szaleństwo? Wręcz przeciwnie, - czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci! I niepotrzebna przy tym jest przymusowa katecheza! Powiem tylko w tym miejscu, że "utrata twarzy", czyli dobrego imienia i Honoru związana ze złamaniem zasad opisanych w Kodeksie Bushido ciągle obecnym w życiu przeciętnego mieszkańca Ipponu oznacza śmierć cywilną. Nie do wiary? A jednak!
Miałem okazję "zaliczyć" prawie wszystkie części cyklu "Final Fantasy", ale żadnego z nich nie darzę takim sentymentem jak części IX. Kontynuacja serii oznaczona porządkowym numerem X nie wzbudziła już we mnie takich emocji, mimo że jest bardziej rozbudowana. Nie ma już niestety tego klimatu, który tak urzekał, a questy poboczne nie sprawiają mi tyle frajdy, co u poprzednika. Przykładowo - brak porównania pomiędzy "Blitzballem" (piłką podwodną z części nr X) a karcianką czy też aukcjami w Treno. Pewno część z Was nie zgodzi się z tą opinią, ale jak wiadomo powszechnie każdy ma swoje własne preferencje i oczekiwania wobec gier.
Czas na podsumowanie. Zawiera się ono w jednym stwierdzeniu - Final Fantasy IX jest po prostu WIELKIE!. I na tym poprzestanę, gdyż po raz kolejny musiałbym powtórzyć to wszystko, o czym napisałem powyżej. Kto nie miał okazji zagrać w tę część FF nie jest w stanie ocenić, jaka porcja doskonałej zabawy go ominęła, dlatego wszystkie takie osoby zachęcam do spotkania z Garnet, Zidanem, Vivim i resztą tej zacnej kompani Przyjaciół. Życzę świetnej zabawy!