Kolejna książka Kaya recenzowana w Playbacku, kolejna opowieść osadzona w realiach parahistorycznych, kolejne ambitne fantasy, kolejne świetne dzieło. Nie obawiajcie się jednak, nie będzie aż tak słodko jak przy okazji recenzji Tigany - "Ostatnie Promienie Słońca" nie są aż tak rewelacyjne.
Ostatnie Promienie Słońca
Tym razem, po "hiszpańskich" Lwach Al-Rassanu i "włoskiej" Tiganie, mamy okazję poznać dzieje Wysp Brytyjskich. Przyznam, że po baśniowym Al-Rassanie i renesansowym Półwyspie Dłoni, bardzo miło było mi zmienić otoczenie, tym bardziej, że Ciemne Wieki na zimnej i deszczowej północy Europy to bardzo interesujące realia dla powieści fantasy. Jednak Kay nie byłby sobą, gdyby zamiast typowego dla sztampowego fantasy okładania się fireballami i zbryzganymi krwią toporami uczynił motorem napędowym dużo mniej widowiskowe działania bohaterów.
Ale po kolei. Po pierwsze fabuła - ta jest zagmatwana jak zawsze. ;) Poznajemy Thorkella Einarsona, wygnanego wikinga, który zostaje podczas wyprawy łupieżczej wzięty w niewolę przez celtyckiego wojownika, Brynna ap Hywlla. Jako że Thorkell nie ma możliwości wykupienia swojej wolności, staje się od tej pory poddanym i wiernym sługą Brynna. Mniej więcej w tym czasie młodszy Thorkell, Bern, ucieka z rodzinnego domu (kradnąc ze sobą konia) i dołącza do wyprawy mającej na celu podbój ziem plemion brytyjskich oraz celtyckich. Jego przełożonym staje się niejaki Ivarr Ragnarson, którego marzeniem jest zemsta na Hywllu. Jakby tego było mało, Ivarr to człowiek dowodzący atakiem, w wyniku którego do niewoli celtyckiej dostał się Thorkell. Z kolei Alun ab Owyn, celtycki książę, poprzysięga wendettę najeźdźcom, gdyż ci zabili jego brata, Dai. Duch brata przyłącza się w zaświatach do elfickiej królowej i wędruje do świętego lasu. Wszystko naturalnie się zazębia i łączy - nagle okazuje się, że ojciec i syn stają po dwóch stronach konfliktu (swoją drogą, motyw walki naprzeciw siebie bliskich sobie osób występował już i w Lwach Al.-Rassanu, i w Tiganie), w konflikt wmieszane zostają wspomniane istoty magiczne, a także parę innych postaci, które na wskutek zwrotów akcji, gwałtownych zmian sojuszy i innych decyzji podejmowanych przez bohaterów również będą musiały stanąć naprzeciw ważnych wydarzeń, od których zależeć będzie przyszłość krainy.
|
Bardzo popularnym motywem w powieściach Kaya jest wpływ jednostek na losy całego wykreowanego w powieści świata. Właściwie cała konstrukcja powieści i sposób prowadzenia fabuły jest temu podporządkowany. Ma się wrażenie, jakby w książce zawarty był pewien przedział czasowy, tymczasowo wyrwany z dziejów świata, ukazany w ujęciu niemal mikroskopowym. Ukazane mamy dążenia różnych postaci do swoich celów i choć wszystko coraz bardziej się zazębia i krystalizuje, to generalnie akcja nie prowadzi nas w kierunku punktu kulminacyjnego, a powieść równie dobrze mogłaby dalej trwać po ostatnim zdaniu zawartym w książce. Nie ma tutaj również głównego wątku, który jest założony odgórnie i któremu mogłaby być przypisana cała fabuła - tutaj potężne wątki za sprawą decyzji któregoś z bohaterów schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca innym, dotychczas mającym drugorzędne znaczenie w rozwoju akcji. Sama fabuła ma budowę w kształcie drzewka. Każdy ruch jednego bohatera powoduje zamknięcie pewnych ścieżek i otwarcie nowych, przy czym znów wybrana zostaje jedna droga, a pozostałe odrzucone. Zwykle jest również tak, że działania jednej postaci powodują określoną sytuację u drugiej i cały ten - posługując się dalej moją wymyślną metaforyką ;) - układ drzewek przybiera coraz bardziej skomplikowany układ. Sieć intryg i działań jednak zostaje przedstawiona przez Kaya na tyle czytelnie, że wcale nie jest trudno połapać się w bieżących wydarzeniach.
Podobna sytuacja jest w przypadku bohaterów. Tu również nie ma mowy o sztampie czy podziale na "tych dobrych" i szwarccharaktery. Każdy z postaci w "Ostatnich Promieniach Słońca" działa wg własnego systemu wartości, swoich doświadczeń i ambicji, co wyklucza u czytelnika kibicowanie jednym bohaterom, a życzenie rychlej śmierci drugim. Bohater znajdujący się w określonej sytuacji podejmuje decyzję, która może godzić w działania drugiej, przy czym wszystkiemu przygląda się strona trzecia, która może zaatakować w odpowiednim momencie. Wydaje się, jakby wpływ na bohaterów miała ich obecna sytuacja oraz psychologia, a nie odgórne założenia autora. Pod tym względem jest to książka napisana perfekcyjnie, bo i fabuła, i kreacja bardzo ludzkich oraz realistycznych bohaterów może być wzorem dla reszty grafomanów zajmujących miejsca na półkach księgarni oznaczonych jako fantasy. Pojawia się między nimi także konflikt religijny, jednak nie jest to tak rozbudowany element, jak w Lwach Al-Rassanu.
Jako że jest to ostatnia książka Gauya Gavriela Kaya, można spodziewać się już całkowicie ukształtowanego stylu pisarza i faktycznie tak jest. Już w poprzednich powieściach trudno było zarzucić mu brak warsztatu, bo z misternie prowadzonymi fabułami radził sobie fantastycznie. Język w Ostatnich Promieniach Słońca stoi na bardzo wysokim poziomie, jednak powoli zaczyna irytować jego podniosłość - co z kolei można Kayowi wybaczyć, biorąc pod uwagę fakt, iż jakby nie patrzeć, książka ma charakter historyczny. Z tego faktu wynika również brak napięcia, które chwilami ulatnia się w mnogości wątków. Ucieka gdzieś "przygodowość" książki, a autor brnie w analizę metafizyki bohaterów, jednak taki trend wydaje się zrozumiały, w końcu Kay z każdym kolejnym rokiem dobija do coraz bardziej sędziwego wieku, toteż rozmyślania nad życiem można mu jak najbardziej wybaczyć. ;) Ów trend jest zauważalny, jeżeli przeczyta się po kolei Lwy Al-Rassanu, Tiganę i na końcu Ostatnie Promienie Słońca. Mimo wszystko, brakuje mi nieco wartości akcji rodem poprzednich książek, gdzie oba elementy udało się świetnie połączyć.
Ostatnie Promienie Słońca to jednak wciąż kawał genialnej literatury, subtelnej i ambitnej w porównaniu do chłamu, jaki obecnie zalewa rynek. Książka napisana w bardzo oryginalnym stylu, zgrabnie prowadząca czytelnika przez meandry zakulisowych intryg i działań wielu bohaterów, spośród których każdy ma inny cel. W zasadzie nic, tylko iść i kupić, serdecznie polecam. Choć Tigana jednak wciąż pozostaje niepokonana.
|