Geoglify z Nazca, położone na północ od jeziora Titicaca i opisywanych ostatnio ruin Tiahuanaco, stanowią bez wątpienia jedną z największych zagadek Ameryki Południowej, a w każdym razie jedną z najbardziej inspirujących i nie do końca zbadanych. Co prawda wizerunki i figury wyryte na skalnych zboczach spotkać możemy niemal na całym świecie, ale w żadnym innym miejscu nie znajdziemy takiej ich ilości ani też o takich rozmiarach…
Figury, wykonane na płaskowyżach Nazca oraz Palpa w południowym Peru, odkryte zostały w okresie międzywojennym, a dokładniej w 1926 r., kiedy to antropolog A. Kroemer z T. Mejią wspięli się na jeden ze szczytów w Cantallo, odnajdując cały zespół położonych poniżej i widocznych jak na dłoni linii oraz rowów, ciągnących się aż po horyzont. Od tego czasu prowadzono szereg badań, naukowych i amatorskich, mających na celu zgłębienie tajemnic kryjących się na płaskowyżu. Dla jednych był to system irygacyjny, później wysunięto koncepcje astralne – linie miały jakoby wskazywać na określone gwiazdy, a figury reprezentować gwiazdozbiory. Następnie przyjęto teorie o świętych liniach, po których maszerowały grupki Indian w procesjach obrzędowych, zapewne błagając bogów o deszcz.
Powstały również koncepcje bardziej oderwane od rzeczywistości, na czele z danikenowskimi pasami startowymi dla kosmitów… Tylko od kiedy kosmici potrzebują pasów startowych?… W każdym razie Danikenowi, pomimo infantylności jego teorii, można zawdzięczać jedno: nagłaśnianie zagadek starożytności i krzewienie zamiłowania wśród zwykłych ludzi do miejsc tajemniczych i zapomnianych, pokroju Ollantaytambo czy Puma Punku.
Większość osób zapewne kojarzy Nazca z rysunkami przedstawiającymi ogromne zwierzęta – małpę, kolibra, ptaka burzy, wieloryba itd. Podobnież w większości opracowań dostępnych w Internecie mamy do czynienia z takim drobnym „zakłamaniem”: tajemnica Nazca to tylko i wyłącznie wizerunki zwierząt… Problem w tym, że wizerunki te są w sumie niewielkie i niemal niewidoczne z większej wysokości – największy z ptaków ma 285 m, a większość figur ma po ok. 60 m. Prawdziwą zagadką płaskowyżów Nazca, Palpa i kilku innych są dziesiątki ogromnych figur geometrycznych, tworzących struktury o długości kilku kilometrów, a nie kilkudziesięciu metrów. Ponadto idealnie proste linie ciągnące się kilometrami (jedna z linii, którą mierzyłem, ma 16 km i przebiega bez jakichkolwiek odchyleń), czasami biegną przez górskie zbocza albo giną w rzecznym korycie, biegnąc dalej po drugiej stronie brzegu…
Ogrom tych figur można w chwili obecnej badać samemu dzięki programowi Google Earth, zawierającemu mapy satelitarne całej kuli ziemskiej, przy czym jedynie wybrane rejony przedstawione zostały w wysokiej rozdzielczości. Jeszcze kilka lat temu szereg miejsc nie był dostępnych w wysokiej rozdzielczości, jednakże zapewne na skutek głosów użytkowników, najciekawsze miejsca są stale uzupełnianie o zdjęcia lotnicze i satelitarne. W ostatnich latach dodano, m.in. okolice Stonehenge, Wyspy Wielkanocnej oraz właśnie Nazca.
Samodzielne przeglądanie map płaskowyżu jest momentami szokujące – figury ciągną się na powierzchni 1600 km2. Największym ich skupiskiem jest oczywiście sam płaskowyż Nazca, ale setki innych widać daleko na północ, wschód czy południe… W każdym razie zapraszam do samodzielnego „badania” i wyszukiwania nowych znaków. Niektóre pokrywają całkowicie spłaszczone wierzchołki wzniesień, wyglądając faktycznie jak pasy startowe.
W zasadzie do tej pory nie wiadomo czemu figury miały służyć i jaki był cel ich powstania. Żadna z oficjalnych teorii nie sprawdza się w praktyce. Procesje można sobie prowadzić po liniach tworzących znak Małpy, ale już nie po trzykilometrowym trapezoidzie, wyglądającym jak… pozostałość po polach uprawnych? W zasadzie w pewnym momencie przyszło mi do głowy, że taki ogrom „trapezów” wyrytych na setkach kilometrów powierzchni musi mieć jakiś cel praktyczny, a takim celem byłaby np. irygacja i uprawa. Przy okazji część z tych figur kończy się jakby tarasami przypominającymi poletka uprawne. Osobną kwestią jest jakość tych figur, a na to mało kto zwraca uwagę. W każdym razie wykonanie tak idealnie prostych linii wymagało posiadania określonego poziomu wiedzy…
Kolejną „zagadkę” płaskowyżu stanowią podziemne wodociągi nazywane puquios lub pourquois. Szyby w kształcie spirali obłożonej kamieniami prowadzą do wykutych w skale tuneli, te z kolei do podziemnych cieków wodnych biegnących pod płaskowyżem. Te kamienne cysterny wyglądają z kolei niemal identycznie jak inkaskie tarasy uprawne w Moray, leżącym między twierdzami Machu Pichu i Ollantaytambo. Wodociągi te używane są przez miejscową ludność do dzisiaj, a ich czyszczenie co kilka lat stanowi okazję do organizowania festynów i zabaw.
Na południe od płaskowyżu odkryto też ruiny dość znacznego miasta Cahuachi z pozostałościami kilku piramid schodkowych. Co ciekawe, jego mieszkańcy, utożsamiani z twórcami pustynnych reliefów, przez całe życie nie strzygli włosów – część mumii ma rude lub brązowe warkocze sięgające aż do stóp. Jak na Indian trochę dziwny kolor włosów, chyba że są to po prostu dobrze zachowane barwniki (Polinezyjczycy też barwili sobie włosy na czerwono). Część czaszek nosi też znaki specyficznych deformacji, obyczaju występującego u… Inków i Egipcjan.
Linie z płaskowyżu Nazca być może na zawsze pozostaną zagadką. Z drugiej strony, rozwiązanie może być prostsze niż ktokolwiek mógłby sądzić. Czasami coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się czymś niesamowitym i nierealnym, posiada wymiar praktyczny i jak najbardziej doczesny. Czyżby więc „lądowiska dla kosmitów” były niczym więcej jak tylko pozostałościami systemów irygacyjnych, zniszczonych zmianami klimatu? Wskazuje na to ich usytuowanie i powiązanie z siecią miejscowych rzek.