braidChłopak chwycił jej dłoń i pociągnął za sobą. Szli razem wąskimi uliczkami, wpatrzeni w siebie, w błękit nieba, uśmiechnięci, beztroscy. Za nimi zostawał skwar i zgiełk, odgłosy codziennych spraw, miasta tętniącego życiem. Spojrzał na nią po raz kolejny, przez szkło kieliszka, oczami wyobraźni. Sen prysł.

Tim popełnił błąd, a w życiu bywa tak, że błędy ciężko się wybacza. Szczególnie te popełnione z rozwagą i umyślnie. Tim został sam, bez swej Księżniczki, skrytej gdzieś za murami niedostępnego zamku, strzeżonego zapewne przez smoka lub inną bestię. Czuł jedynie żar, piekący żar uderzenia na swym policzku. Uderzenia warkoczem odwracanej głowy. I w tym momencie wkraczamy na scenę pomagając biednemu Timowi w odnalezieniu jego ukochanej, naprawieniu wyrządzonych szkód, bo przecież prawdziwa miłość zawsze wybacza. Tylko czy Księżniczka dalej czuje to, co nasz bohater wobec niej?

Braid pojawiło się praktycznie bez rozgłosu; ot, kolejna gierka na Xbox Live Arcade, przeniesiona następnie na platformę pecetową. Pojawiło się cichcem by z miejsca zdobyć rozgłos, uznanie i szereg prestiżowych nagród. Podobnie było rok temu z World of Goo i Puzzle Questem i porównanie to nei jest przypadkowe. Wszystkie te gry łączy jedno: niewielkie rozmiary, fantastyczna oprawa, innowacyjna mechanika, ogromna miodność, do tego ogromny nakład pracy kilku osób. World of Goo stworzone zostały przez dwóch byłych pracowników Electronic Arts, Braid to dzieło praktycznie jednego człowieka, Jonathana Blowa, którego pomysły nabrały kształtów dzięki artystycznej wizji Davida Hellmana, odpowiedzialnego za stronę graficzną. Braid kontynuuje więc zwycięski pochód gier niezależnych, dających nam to, czego nie znajdziemy w takich rozdmuchanych produkcjach jak Assassin’s Creed czy Mirror’s Edge – duszę.

Sukces Braida, bo nie da się ukryć, że ta gra to jeden wielki sukces, opiera się na kilku przesłankach. Z jednej strony mamy powrót do „klasyki klasyki”, ośmiobitowych platformówek w stylu Manic Miner, Rick Dangerous czy Mario Bros, z drugiej olśniewającą oprawę, z trzeciej innowacyjną mechanikę, i wreszcie – fabułę pełną niedomówień, wieloznaczności i ukrytych znaczeń. Bo Braid to platformówka niezwykła, a wszystko za sprawą umiejętności, jaką posiadł Tim, manipulacji czasem. Podobnie jak w Prince of Persia każdą czynność możemy cofnąć do dowolnego momentu, tyle że ten prosty motyw rozbudowano na szereg sposobów. Znajdziemy więc etapy, gdzie czas płynie w zależności od kierunku w którym się poruszamy, jeśli idziemy w prawo – ten podąża do przodu, jeśli w lewo, do tyłu. W innych lokacjach po cofnięciu się w czasie możemy zaobserwować nasze alter ego powtarzające ostatnie akcje, na końcu dostaniemy pierścień pozwalający na spowalnianie czasu w jego obrębie. Im bliżej rzuconej na ziemię obrączki – tym wszystko, łącznie z muzyką! – płynie wolniej.

braid-screen01Podążamy więc do przodu w na pozór prostym celu, przejścia danego etapu, odnalezienia wyjścia i ominięcia pułapek i innych przeszkadzajek pokroju jeżopodobnych stworków i wściekłych królików. W na pozór prostym, bo o ile dany etap zaliczyć możemy w minutę, nie to jest jego celem. W każdej z pięciu krain musimy odnaleźć fragmenty układanki, pozwalającej na ułożenie końcowego obrazka, który to z kolei otwiera jeden z zamków do ostatniej krainy. I trzeba przyznać, że niektóre zagadki to prawdziwe mistrzostwo świata, na poziomie zbliżonym do najbardziej zaawansowanych lokacji Portalu. Rozwiązanie, gdy już je znamy, zawsze wydaje się proste i logiczne – dochodzenie do niego wymaga sporej pracy szarych komórek. Zdarzają się zagadki prostsze, zdarzają trudniejsze, nad którymi spędzimy całe godziny, a w trakcie samej gry czeka nas jeszcze poszukiwanie ukrytych sekretów w formie gwiazdek konstelacji Warkocza Bereniki (Braid to po angielsku warkocz). Zabawy jest więc bez liku. Jako przykład można podać prostą sytuację, w której wykonujemy jakąś czynność, cofamy czas do momentu, w którym stajemy przed zapadnią, następnie obserwujemy jak nasz cień powraca w poprzednie miejsce by poruszyć daną dźwignię. Sytuacja jest prosta bo w grze spora część wyzwań wymagać będzie znacznie większego zaangażowania percepcyjnego i myślenia „na kilka ruchów na przód”.

Osobna kwestia to oprawa. Braid przypomina prawdziwe, ręcznie malowane arcydzieło, pełne wysmakowanych ruchów pędzla. Jak widać nie trzeba używać milionów trójkątów by tworzyć gry estetycznie powalające, żywe i przesycone kolorami. Podobnie jest z muzyką, prezentującą głównie utwory symfoniczne, nadające całości niepowtarzalnego klimatu. Słowa słowami, ale Braida trzeba zobaczyć i usłyszeć samemu, by uwierzyć.

Mieliśmy Portal, Word of Goo i Puzzle Questa. Ten rok zaczynamy od rewelacyjnych The Path i opisywanego w niniejszej recenzji Braida. Jak widać gry niezależne mają się dobrze i coraz lepiej, dając nam możliwość przezywania rzeczy do tej pory nieobecnych w komputerowej rozrywce. W kategorii gier niezależnych i „innych” Braid zasługuje tylko na jedną ocenę – dziesiątkę. Do sklepów marsz

 

Metryczka:

Gatunek: platformowe, logiczne

Producent: Number None, Inc.

Wydawca: Number None, Inc.

Dystrybutor: Steam

Platforma: Xbox Live Arcade, PC

Wymagania sprzętowe: Windows XP/Vista, Pentium IV 1,4 GHz, 1 GB RAM, karta grafiki 256 MB

Data premiery: 10.04.2009

Strona WWW: http://braid-game.com/

PEGI Rating: 12+

 

Plusy: [+] opowieść pełna niedomówień i wieloznaczności [+] mechanika gry [+] oprawa wbijająca w fotel [+] genialne zakończenie [+] poziom zagadek [+] klasyczny styl gry

Minusy: [-] wyłącznie w dystrybucji elektronicznej [-] dla wielu może być za trudna [-] drobne problemy techniczne z wyświetlaniem na pełnym ekranie